czwartek, 24 lipca 2014
Rozdzial 15
Licze na jeszcze więcej Waszych komentarzy. Rozdział betowała May Jailer.
Pozdrawiam, i życzę miłego czytania.
Tora no Hana
Weszli do Wielkiej Sali. Chłopcy usiedli na swoich miejscach, a Hermiona usiadła obok Draco. Po chwili przyszły pozostałe osoby.
— Panno Granger, cieszę się że poczuła się pani lepiej i do nas przyszła — powiedział wesoło Dumbledore, któremu udzielił się świąteczny nastrój.
— Kazali mi przyjść, nalegając żebym coś zjadła i grożąc, że inaczej zostanę anorektyczką — zaśmiała się w odpowiedzi.
Dziewczyna jeszcze przez chwilę rozmawiała z dyrektorem, gdy do sali z impetem wpadł Snape. Rozejrzał się po sali, a kiedy zobaczył wspólny stół, usiadł na jedynym wolnym miejscu. Pech chciał, że było ono tuż przy Hermionie.
— Dobry wieczór, Severusie — przywitał się uprzejmie dyrektor.
— Dla kogo dobry, dla tego dobry — burknął w odpowiedzi, niwecząc wszelkie nadzieje dyrektora na rozmowę.
Każdy rozmawiał ze swoim sąsiadem o zwykłych niezobowiązujących tematach - o powrocie Moody'ego na stanowisko nauczyciela OPCM. W tym roku już nawet nauczyciele twierdzili, że na tym stanowisku ciąży klątwa, gdy pod koniec zeszłego roku zrezygnował Snape, a w tym, po niespełna semestrze, profesor Galatea Merrythought. Harry prowadził z Draco ożywioną rozmowę na temat zbliżających się rozgrywek Quidditcha. Wszyscy o czymś plotkowali.
Zdziwiło ją to, że Snape tak długo już tutaj siedział, pomimo swojego grobowego nastroju. Kiedy dyrektor podziękował wszystkim za obecność, zaczęli się powoli rozchodzić.
Szła do wieży prefektów w kompletnej ciszy, wlokąc się za chłopakami, którzy nadal znajdowali się w świecie Quidditcha, najwyraźniej zapominając o jej obecności. W jej myślach błąkały się wydarzenia z dzisiejszego popołudnia. Nie potrafiła wytłumaczyć swojego zachowania. Zaczęła powoli dochodzić do wniosku, że chodzi nie tylko o jego bezpieczeństwo, ale i jego samego. Wiedziała, że nie może myśleć o nim w ten sposób, było to jednak silniejsze od niej. Nie był jej obojętny, nie traktowała go też jako swego rodzaju anioła stróża, czy przyjaciela, jak Harry'ego, czy Draco, którzy byli dla niej jak bracia. Był ponad nimi wszystkimi. Nie mogła znieść faktu, że kiedyś mógłby cierpieć za nią, wolałaby sama poddać się torturom.
Weszła do pokoju wspólnego i od razu poszła do swojej sypialni. Po szybkim prysznicu przebrała się w piżamę i schowała się pod kołdrę. Chciało jej się płakać odkąd wyszła z jego komnat. Teraz, mając chwilę spokoju, pozwoliła by łzy spływały swobodnie. W tym momencie chciała jedynie się do niego przytulić.
***
Siedział w czarnym fotelu, w zacienionym kącie swojego salonu, trzymając w dłoni szklankę z bursztynowym płynem, który tak uwielbiał. Teraz potrzebował go nawet częściej, jak nigdy wcześniej. Pomagał mu wyleczyć serce, przynajmniej w pewnym stopniu.
Pił powoli, nigdzie mu się nie spieszyło. Są Święta, nie ma zajęć, więc jeśli nie będzie chciał stąd wychodzić, nikt go do tego nie zmusi. Nawet Czarny Pan nie miał zamiaru nikogo wzywać. Więc jeśli chciał - mógł pić do rana.
Kończył butelkę, kiedy usłyszał pukanie, nie, walenie do drzwi. Na chwiejnych nogach, ze szklanką w dłoni i myślami przepełnionymi Granger, podszedł do nich. Oparł się o framugę, dziwiąc się, czemu świat tak wiruje, i niezgrabnie otworzył drzwi. Zobaczył kobietę, która jako jedyna poza jego matką miała nad nim jakąkolwiek władzę i umiała przywołać go do porządku. Chcąc nie chcąc, wpuścił ją do środka.
Chwiejąc się jeszcze bardziej, niż chwilę temu, wrócił do swojego fotela mało nie wylewając zawartości szklanki na podłogę. Wpatrując się bezmyślnie w ogień czekał, aż Minerwa się odezwie. Nie sprawiało mu większej różnicy, czy była razem z nim w pokoju, czy nie. Jedynym, na czym mu zależało w chwili obecnej, było zapicie smutnego, acz prawdziwego wspomnienia, podczas którego powiedział Hermionie o tym, co zrobił. Byłem, jestem i zawsze będę skończonym dupkiem, pomyślał.
Zachodził w głowę, jak mógł to powiedzieć. Mógł, koniec końców był jej nauczycielem. Nie powinien nawet o tym myśleć. Głównie bał się, że zostanie wyrzucona z Hogwartu, a cały świat czarodziejów dowie się z gazet, że jedna z najlepszych uczennic spotykała się ze swoim nauczycielem. Zdawał sobie jednak sprawę, że prędzej czy później będzie musiał jej to powiedzieć, ale jeszcze nie teraz. Choćby na chwilę musi zapomnieć o tym jak wielkim jest idiotą.
— Severusie — łagodny głos Minerwy wyrwał go z ponurych myśli.
Mimo to zignorował ją, uparcie patrząc w trzaskające polana i pożerający je ogień. Nie patrząc w jej stronę, sięgnął po butelkę. Duszkiem wypił pozostałość palącego przełyk płynu. Odstawił ją pustą z powrotem na stół. Znów go zawołała, już bardziej niecierpliwie, będąc na granicy wytrzymałości. Oczywiście wiedział, że wystawia jej cierpliwość na próbę.
— Severusie! — krzyknęła w końcu.
Poczuł jak bębenki w jego uszach boleśnie zadrgały. Niechętnie odwrócił się w jej stronę. Dostrzegł, że cienka granica cierpliwości już została przekroczona. Widział niepokój, wywołany jego stanem, w którym ledwo rozumiał, co do niego mówi. I jedynym, co go zdziwiło, była chęć pomocy. Nie, żeby nigdy mu nie pomagała. Zawsze mógł na nią liczyć, a ona wiedziała więcej, niż zapewne powinna.
— Co się z tobą dzieje? — spytała zatroskana.
Wciąż milczał, prowadząc walkę sam ze sobą. Zastanawiał się, czy ma jej o wszystkim opowiedzieć.
***
Stała w ogromnej sali, nie przypominała jej sobie. Nawet komnata z koszmarów była większa i okazalsza, ta jedynie wyglądała na zwykłą, przeciętną salę bankietową. Przystanęła pod ścianą, właściwie nie wiedząc, co tutaj robi. W pomieszczeniu grała muzyka, a zawsze obecne w snach postacie w złotych maskach tańczyły z partnerkami. Nagle zorientowała się, że nikt nie zwraca na nią większej uwagi. Muzyka raptownie ucichła, a tłum rozstąpił się na boki. Pomiędzy dwoma rzędami Śmierciożerców stał Voldemort. Wężowe oczy spoglądały na popleczników.
— Niechętnie, acz koniecznie przerywam wam waszą wspaniałą zabawę — powiedział Voldemort niskim, przypominającym syk głosem. — Jednak to sprawa niecierpiąca zwłoki. Wśród nas jest ktoś niegodny noszenia Mrocznego Znaku.
Przez salę przeszedł złowróżbny pomruk, odbijający się echem od przestronnej sali
Do sali weszła Bellatrix, a tuż za nią, jak zawsze z dumnie podniesioną głową, szedł Severus Snape. Hermiona zamarła.
— Severus zasługuje na karę, moi drodzy. Nikt nie może nas zdradzić, każdy z was będzie miał szansę go ukarać wedle własnego życzenia. Jednakże zanim zaczniecie, Crucio! — krzyknął unosząc różdżkę.
Z początku Snape nawet nie drgnął, jakby zaklęcie nie zrobiło na nim wrażenia - lata szpiegowania oraz wieczne niezadowolenie byłego pana dały jasno do zrozumienia, że stał się na to odporny. Dopiero, gdy przybierało na sile, poczuł, że jego ciało odmawia posłuszeństwa. Opadł bezwładnie na chłodną marmurową posadzkę. Voldemort nie ustępował, a klątwa wciąż stawała się potężniejsza. Zaczął rzucać się w spazmach, kiedy całkowicie stracił nad sobą kontrolę.
Dziewczyna cieszyła się, że nikt jej nie widzi i nie słyszy. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że krzyczy na widok wyginającego się z bólu Severusa. Rozejrzała się po sali - wszyscy śmiali się w najlepsze. Dla nich to była sama przyjemność, najlepsza zabawa. W momencie, gdy Voldemort zdjął własne zaklęcie, Snape nie dostał nawet sekundy wytchnienia, jedno zaklęcie za drugim niszczyło jego ciało.
— Sectumsempra! — krzyknął przepełnionym nienawiścią głosem Lucjusz.
Krew trysnęła, jak woda z fontanny.
— Ruptis Ossa — warknęła Bella, ogniki szaleństwa błyszczały w jej oczach. Rzucała klątwę za klątwą, jakby była w transie.
Hermiona nie mogła już tego znieść, nie zauważyła, kiedy zaczęła płakać. W duchu błagała, by się to skończyło. Jednak widząc zachowanie Bellatrix, wcale się na to nie zapowiadało.
Na rozkaz Voldemorta, kobieta niechętnie zaprzestała rzucania zaklęć.
— Chcę, żebyście wszyscy zobaczyli, co się stanie z każdym zdrajcą. Avada Kedavra! — krzyknął, a dziewczyna razem z nim.
Była wdzięczna, że nikt nie widzi, jak klęczy obok martwego Severusa.
***
— Co się z tobą dzieje?! — wykrzyknęła Minerwa, a on o dziwo zareagował.
— Nic — odparł jak gdyby nigdy nic.
— Nic? — powtórzyła jak echo. — Gdyby faktycznie tak było, nie kończyłbyś kolejnej butelki Ognistej Whisky!
— Nawet jeśli, to i tak ci nie powiem! — krzyknął, uderzając szklanką w stół.
— Nie tym tonem! Chcę ci pomóc.
— Same problemy z tymi twoimi Gryfonami! — warknął w końcu, mając na myśli wszystkie sytuacje w jakich znalazł się z Hermioną.
— Nie obrażaj moich podopiecznych, Severusie — mówiła spokojnym, lecz stanowczym głosem, którego nie jeden uczeń, by się go przestraszył, jednak na Severusie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
— Jestem poważny, ciągle pakują się w jakieś tarapaty, nie idzie się od nich uwolnić.
— Raczej nie tędy droga. — Uśmiechnęła się ciepło na wspomnienie Severusa wtulonego w Hermionę.
— I z czego się tak śmiejesz? — spytał podirytowany.
— A, przypomniałam sobie coś, bardzo ciekawy widok, tak gwoli ścisłości.
— Jaki? — zerknął ku niej, zaciekawiony.
— Twój — odparła krótko.
— Mój? — odpowiedział zdezorientowany.
— Mniejsza z tym wspomnieniem. Czy właśnie z tego powodu pijesz tyle Ognistej?
— Z jakiego? — warknął, gubiąc się w tej rozmowie.
— Co jej takiego nagadałeś, że oboje wyglądaliście jak struci podczas kolacji? O Hermionę mi chodzi, nie udawaj głupiego — wiedziała, że będzie zły, ale nie mogła dłużej patrzeć, jak pochłania kolejną butelkę.
— Skąd u licha... — nie zdążył dokończyć, gdy Minerwa wtrąciła:
— Byłam tutaj dzisiaj rano, bo Potter i Malfoy, zmartwieni nieobecnością przyjaciółki, przyszli do mnie z prośbą, żebym sprawdziła u ciebie.
— Oni też wiedzą?
— Tak — odparła niechętnie. — Możesz być pewny, żaden z nich nic nie powie. Albus nic nie wie i nie będzie wiedział — zapewniła. — W takim razie, co jej powiedziałeś?
— To sprawa pomiędzy nią, a mną, więc niezbyt chętnie ci to wyjaśnię. Zrobiłem to tylko dlatego, by Albus się nie dowiedział, bo wyrzuciłby ją bez chwili zastanowienia — przywołał eliksir niwelujący wpływ alkoholu na organizm i wziął duży łyk, wzdrygając się kiedy poczuł gorzki smak.
— Co zrobiłeś? — dociekała.
— Pocałowałem, a jak spytała, czy żałuję - potwierdziłem. Zadowolona? — warknął.
— Myślę, że już o tym wiesz, ale chętnie to powtórzę. Jesteś idiotą.
Nagle ogień w kominku zabłysnął zielenią, a chwilę potem wyszedł z niego Harry. Nauczycieli spojrzeli na niego zdziwieni.
— Hermiona... — to wystarczyło, żeby zobaczyć jak postrach Hogwartu bez chwili zastanowienia wbiega w płomienie.
***
Było blisko dwudziestej drugiej, a chłopcy nadal grali w szachy czarodziejów, rozmawiając przy tym o Quidditchu. Na chwilę zamilkli, główkując jak pokonać przeciwnika. Nagle dobiegł ich nieludzki wrzask. Popatrzyli po sobie przestraszeni, wiedząc do kogo należy. Wpadli do pokoju Hermiony, z hukiem uderzając drzwiami o ścianę.
Dziewczyna wiła się na łóżku, płacząc. Draco podszedł do niej, zatroskany. Chciał ją obudzić, ale wyrwała się z jego uścisku, uderzając go w czoło. Potarł obolałe miejsce, a na dłoni zobaczył krew. Odwrócił się do Harry'ego.
— Idź po Snape'a, sami sobie nie poradzimy.
Po tym, jak Harry poszedł wezwać nauczyciela, Draco starał się zatamować krew rękawem swetra. Nie na wiele się to zdało. Nie zauważył, kiedy Snape wyszedł z kominka. Obok niego przemknął jedynie cień. Cała trójka poszła za nim do pokoju dziewczyny, ale natychmiast zostali wyrzuceni przez mężczyznę. Minerwa dostrzegła bezsilny gniew na siebie samego za to, że ją zdenerwował.
— Obudź się! — krzyknął, potrząsając nią delikatnie. — Do diabła, powiedziałem, żebyś się obudziła!
Nie wiedział ile to trwało, dla niego było to prawie jak wieczność. Był wykończony. Ostatnią deską ratunku było to, co ona sama zrobiła. Przeszedł na drugą stronę łóżka, położył się obok niej i mocno przytulił do siebie.
Rzucała się jeszcze przez dłuższą chwilę, po czym się uspokoiła. Teraz mógł walczyć z własnymi myślami - podobała mu się, jako nauczyciel nie miał prawa tak o niej myśleć. Do jego zadań należała ochrona i robił wszystko, by tak było. Obiecał sobie w duchu, że nigdy nie zrobi niczego wbrew jej woli. Zaczęło go zastanawiać, co takiego jej się śniło. Będzie musiał się tego dowiedzieć, ale subtelnie. Przysunął się bliżej niej, obejmując. Nos łaskotały mu włosy pachnące lawendą, ale wcale mu to nie przeszkadzało.
***
Siedzieli w pokoju wspólnym prefektów.
— Chyba mu się udało — powiedział Draco, wpatrując się w ogień.
— Mimo wszystko, sprawdzę — dodała po chwili milczenia nauczycielka.
Otworzyła drzwi do pokoju, uśmiechnęła się widząc Hermionę wtuloną w Severusa.
— Nic nie mów — usłyszała. Jego głos był cichy, spokojny, tak niepodobny do codziennego wizerunku Snape'a. Najwyraźniej dziewczyna miała na niego zbawienny wpływ. Minerwa zamknęła drzwi i podeszła do kominka.
— Idźcie już spać — zaleciła, znikając w zielonych płomieniach. — Dobranoc, chłopcy.
— A Snape? — rzucił Harry. Spojrzeli po sobie zmieszani.
— Będzie tu całą noc? — upewnił się.
— Na to się zapowiada — odparł Draco. — Chodźmy spać, nic tu po nas. — Dobranoc.
— Dobranoc, Harry.
czwartek, 17 lipca 2014
Rozdział 14
I jest kolejny rozdziaŀ... Mam nadzieję, że wam się spodoba? Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie więcej komentarzy. Nawet krótki komentarz daje dużego kopniaka do działania. :-) Bardzo chcę podziekować May Jailer. Dziękuje, jesteś kochana. :-* Moi bohaterowie sami komplikuja sobie życie. Życzę miłego czytania. :-)
Pozdrawiam Tora no Hana
Gdy wszyscy uczniowie pozostający na święta w szkole, wyszli z Wielkiej Sali po zjedzeniu śniadania, skierowali się do swoich dormitoriów. Zostało ich niewielu - większość rodzin wolała sprowadzić swoje dzieci do domów w obliczu zbliżającej się wojny.
Z Gryffindoru zostali tylko Harry i Hermiona, ze Slytherinu jedynie Draco, z Ravenclawu dwóch uczniów piątego roku, a z Hufflepuffu jeden z szóstego. W olbrzymim zamku zapanowała nienaturalna cisza, wszyscy czuli się dziwnie przechodząc opustoszałymi korytarzami.
Harry i Draco, siedząc w pokoju wspólnym prefektów i grzejąc się przed kominkiem, zawzięcie zastanawiali się, czy Hermiona cokolwiek im powie na temat swój i Snape'a. Prześcigali się w różnych teoriach aż do pory obiadowej.
Zeszli do Wielkiej Sali przybranej dziesiątkami choinek, które jak co roku zostały przyniesione tu przez Hagrida, przybranych w barwy domów.
Przy pojedynczym, wspólnym na czas Świąt stole, siedzieli już wszyscy prócz pewnej dwójki, która była w lochach. Dumbledore usiadł u szczytu stołu, jak zwykle mając każdego na oku. Profesor McGonagall usiadła przy Harym, tak samo zrobili opiekunowie pozostałych domów. Po krótkiej rozmowie i kolejnych świątecznych życzeniach, zabrali się do jedzenie smakołyków.
Na koniec, przy stole zostali jedynie Harry, Draco, McGonagall i Dumbledore. Chłopacy siedzieli spięci, mimo wszystko starając zachowywać się normalnie.
— A gdzie się podziała panna Granger? — spytał po dłuższej chwili niewygodnego milczenia. Momentalnie błagalnie spojrzeli na nauczycielkę, prosząc o pomoc.
— Źle się poczuła i wolała odpocząć w pokoju — odparł Draco najpewniej jak zdołał.
— Hm, miejmy nadzieję, że do kolacji zasiądzie razem z nami — powiedział z uśmiechem dyrektor, przyglądając się jak opuszczają salę.
— Ja już ich sprowadzę na tę kolację — zapewniła chłopców nauczycielka i skierowała swoje kroki w przeciwną stronę.
— Przez chwilę myślałem, że już po nas — westchnął Harry.
— Ja też, widziałeś zaskoczoną minę McGonagall? — zapytał dumny ze swojego pomysłu Draco.
— Pewnie wszyscy tak wyglądaliśmy — zaśmiał się w odpowiedzi.
— Ciekawe, jak zamierza sprowadzić Hermionę i Snape’a na kolację - mruknął Harry.
— Jak to jak? Złoży im wizytę! — zaśmiał się Draco
— A jeśli nie przyjdą, to przeklnie ich przy pierwszej nadarzającej się okazji.
— Partyjka szachów? — spytał Harry, wchodząc do pokoju wspólnego.
— W sumie, czemu nie. I tak nie mamy nic do roboty — rozłożyli szachy czarodziejów na niskim stoliku przyniesionym spod ściany. — Białe, czy czarne?
— Białe — odparł Harry.
— Skąd ja wiedziałem...
— Goniec na H6.
Grali tak całe popołudnie, aż do chwili, kiedy gry nie przerwała im osoba wychodząca z kominka.
***
Gdy się obudził, poczuł przyjemny łaskoczący w nozdrza zapach. Nie otwierając oczu, zbliżył się do miejsca, z którego dobiegała woń. Lawenda, słodka i uspokajająca. Wtedy napotkał swego rodzaju przeszkodę, która obudziła go niemal natychmiast.
Obok niego wciąż spała w najlepsze Hermiona.
Nie pamiętał, co się działo, a tym bardziej - co zrobił. Spojrzał na zegarek, krzywiąc się lekko zobaczywszy późną porę. W pół do trzeciej. Leżał jeszcze przez chwilę. Pierwszy raz odkąd został szpiegiem, przespał noc tak spokojnie, bez koszmarów, bez niepokoju.
Powoli wstał, starając się nie obudzić śpiącej obok dziewczyny. Przeszedł do łazienki, wziął szybki prysznic, przyglądając się swojemu ciału — blademu, pełnemu ledwo widocznych starych blizn i nowszych, zaróżowionych pozostałościach po nocy.
Jedynym, co go zastanawiało, była obecna sytuacja. Co do licha, ta dziewczyna robiła w jego łóżku? Ostatnim, co zapamiętał była jej twarz — nachylająca się nad nim przy szkolnej bramie, wykrzywiona przerażeniem. Dobrze się spisała, po ranach zostały jedynie blizny. Ale czemu nie wezwała Albusa, czy Minerwy? Nie chciała robić sensacji, postąpiła tak jak postąpiła pierwszym razem, pomyślał.
Wyszedł z łazienki, a jego wzrok odruchowo pobiegł ku śpiącej dziewczynie. Usiadł w fotelu, w którym Hermiona siedziała dzisiejszego poranka i przy ostatniej wizycie. Ciekawiło go, czy tak samo jak on przespała tę noc, a raczej dzień spokojnie.
Długie, puszyste brązowe włosy utworzyły wachlarz wokół jej twarzy na poduszce, głowa lekko
się na prawą stronę - była taka spokojna jak nigdy wcześniej w tym roku. Klatka piersiowa miarowo unosiła się przy oddychaniu.
Nagle mruknęła, przeciągle i chrapliwie jak kot. Przeciągnęła się, wciąż przebywając w krainie snów. Znieruchomiała, a po chwili przekręciła się na brzuch, przesuwając się na miejsce, gdzie jeszcze niedawno spał on. Najwyraźniej zaskoczona brakiem jakiegokolwiek oporu, obudziła się. Rozczochrana i zaspana, z nieobecnym wyrazem twarzy, rozejrzała się na boki, a kiedy zobaczyła go siedzącego w fotelu, zmarszczyła badawczo brwi, sprawdzając na odległość, jak się czuje.
— Jak... — zaczęła. — Jak się czujesz? — spytała, a po chwili zorientowała się, co powiedziała. — Przepraszam, nie powinnam — wymamrotała speszona. Spuściła głowę, a jej twarz zasłoniła kurtyna włosów. Lekko się uśmiechnął — To... Ja już pójdę — powiedziała nagle i zerwała się z łóżka jak oparzona. — Chłopaki pewnie się zamartwiają — paplała, byle tylko czymś zająć umysł.
Złapała za klamkę, już miała wyjść, kiedy silna dłoń z powrotem je zatrzasnęła. Przełknęła ślinę i spojrzała w górę. Tak jak się spodziewała i obawiała jednocześnie, zobaczyła wpatrzone w siebie czarne oczy Severusa.
— Wypuści mnie pan? — spytała niemal błagalnie.
— Teraz już pan — powiedział z satysfakcją, obserwując zaczerwienione policzki i zakłopotane spojrzenie.
— Przepraszam — odparła po chwili, już spokojniejsza.
— Ile razy masz zamiar to jeszcze powtórzyć? — zapytał. Nie odpowiedziała. — Teraz już nie powiesz ani słowa? — dopytał. — Możesz się odezwać, nie mam zamiaru cię przekląć — zażartował, ale nie odniosło to zamierzonego skutku.
Patrząc na niego, znów miała ochotę go przeprosić, chociaż sama nie wiedziała, za co. Gdy napomknął o przeklęciu, zrobiło jej się słabo bez powodu. Zależało jej na tym, żeby był bezpieczny. Nie mogła mu ot tak powiedzieć, że nie jest jej obojętny. Nadal trzymała dłoń klamce i jeszcze raz ku niemu zerknęła. Ku jej zaskoczeniu, cały czas wpatrywał się w nią pytającym wzrokiem, jednocześnie niepewny, jak ona to zareaguje.
— Jak długo byłaś na błoniach? — spytał w końcu.
— Całą noc — odparła cicho.
— Dlaczego? — dopytał, patrząc jak w jej oczach pojawią się łzy. — Po co tam siedziałaś?
— Bo musiałam... — zawahała się, urywając zdanie.
— Co musiałaś?
— Bo musiałam sprawdzić, czy wrócisz — szepnęła ledwie słyszalnie, wtulając się w jego czarne szaty. Nieważne, że znów zwróciła się do niego na ty. Liczyło się jedynie, że był tutaj, cały i zdrowy. Nie obchodziło jej to, że wiedział już o tym, że nie jest jej obojętny. Nie miała pojęcia, kiedy zaczął być jej bliski, postanowiła nie bronić się przed tym.
Nie wiedział, co zrobić. Łzy powoli przesiąkały przez materiał szat; w geście otuchy przytulił ją do siebie mocniej, upewniając ją, że nadal tu jest i nie zniknie. Martwiła się. Bała. Chciała, żeby był bezpieczny. Wszystko dla niego.
Subtelnie odsuwając ją od siebie, delikatnie chwycił jej wilgotny od łez podbródek, zmuszając ją, żeby na niego spojrzała.
— Dlaczego?
— Chcę, żebyś był bezpieczny — mówiąc to patrzyła mu prosto w oczy.
Usłyszał to. Naprawdę tak myślała i naprawdę tego chciała.
Powoli, niepewnie schylił głowę i musnął jej usta, słone od łez.
Hermiona, zaskoczona, wzięła głęboki wdech, puls przyśpieszył, krew szumiała w skroniach, a serce biło tak szybko, jakby chciało uciec, i tak głośno, że była niemal pewna, że on też je słyszy. Gdy poczuła, że się od niej oddala złapała go mocniej za szaty i stanęła na palcach, przysuwając się jak do niego jak najbliżej. Zbliżył się ponownie. Wpuściła go bez chwili wahania, a ich języki zaczęły subtelny taniec i walkę o dominację. Przygarnął ją bliżej siebie, jedną ręką trzymając ją w talii, drugą gładził włosy i kark. Pocałunki były słone od spływających łez.
Uginały się pod nią nogi, doprowadzał ją do szaleństwa każdym najlżejszym gestem. Oparła dłonie na jego karku, muskając włosy, przyjemnie miękkie w dotyku. Nie były tłuste, jak wszystkim się wydawało. Nie wiedziała, jak długo trwał ich pocałunek, ale miała nadzieję, że potrwa to wieczność.
Chwilę później, delikatnie i jednocześnie stanowczo, odsunął ją od siebie. Żałując, że muszą przestać, patrzyli na siebie w milczeniu.
— Przepraszam — powiedział nagle Severus.
— Słucham? — odparła zdziwiona dziewczyna.
— Nie powinienem o tym myśleć, a co dopiero całować — wyjaśnił, a widząc jej pochmurne i pytające spojrzenie, dodał: - Jestem twoim nauczycielem, nie kolegą z ławki obok. Właśnie złamałem jedną z żelaznych zasad.
— Żałujesz? — zapytała, marszcząc brwi. Jak miał powiedzieć jej coś, czego kompletnie nie chciał?
— Tak — odpowiedział bezlitośnie.
Widział, jak w jej oczach pojawiają się łzy. Po raz kolejny i tym razem z jego winy. Nie chciał tego mówić, ale tak było najlepiej. Dla nich obojga. Odsunął się od drzwi, jednocześnie pozwalając jej wyjść. Przyglądał się jak wchodzi do kominka.
— Nie wierzę! — usłyszał zanim znikła.
***
Hermiona wyszła z kominka i zobaczyła chłopaków, w najlepsze grających w szachy.
— Cześć — powiedział Harry, unosząc wzrok znad planszy.
— Co się stało? — spytał w tym samym momencie Draco.
— Nic — zamruczała lekko zachrypniętym głosem.
— Wrócił? — dopytał Harry przeczuwając, że jeśli sam nie zapyta, ona nic nie powie.
— Wrócił! — wykrzyknęła, zaskakując tym pozostałą dwójkę. — Ten cholerny nietoperz ma się świetnie! A teraz chcę zostać sama! — mówiąc to skierowała się do swojego pokoju.
— Hej, poczekaj! — zawołał Harry.
— Czego?! - warknęła.
— Musisz iść z nami na kolację — dodał Draco.
— Nie chcę! — odparła, tupiąc przy tym nogą.
— Co prawda nie powinniśmy ci tego mówić... — zaczął Draco.
— Jak McGonagall się dowie, to już po nas — uzupełnił Harry.
— O co wam chodzi, do diabła? — spytała, rozzłoszczona nie na żarty.
— Martwiliśmy się tym, że nie wysłałaś do nas patronusa — zaczął niepewnie Harry, zerkając ku dziewczynie spod grzywki.
— Przepraszam — wtrąciła już trochę łagodniej.
— Spokojnie, martwiliśmy się i poszliśmy do McGonagall — powiedział szybko Draco, chcąc mieć to już za sobą.
— Co zrobiliście? — spytała, biorąc głęboki wdech i siląc się na spokój.
— I razem z nią poszliśmy zobaczyć, czy nie ma cię przypadkiem u Snape'a — odparł blondyn, lekko się przy tym uśmiechając.
— Co zrobiliście? — spytała ponownie, miażdżąc ich spojrzeniem.
— Nie denerwuj się — wtrącił szybko Harry.
— Mam się nie denerwować?
— No więc... Byliśmy w jego komnatach — kontynuował Harry.
— I, jako że nie było po tobie najmniejszego śladu, McGonagall zajrzała do jego sypialni - powiedział niepewnie Draco, patrząc wszędzie, byle nie na Hermionę. — Ale kiedy wróciliśmy, McGonagall kazała nam milczeć i nic nie rozpowiadać — dodał zauważając, że dziewczyna już chce coś wtrącić.
— Stwierdziła, że to nie nasza sprawa, zdziwiła nas, jednak sądzimy tak samo — powiedział Harry, całkiem poważnym tonem. — Nie powinno nas tam być. Rozumiemy, więc nie musisz się na nas złościć.
— Nie chcę iść na kolację i tyle — burknęła, zmieniając temat.
— Musisz, bo przy obiedzie Dumbledore pytał, dlaczego cię nie ma, a my w trójkę tylko modliliśmy się, żeby nie poszedł do Snape'a.
— No dobra — mruknęła, wciąż nieprzekonana.
— A czemu płaczesz? — spytał po chwili Draco.
— Nie chcę o tym mówić.
— Przez Snape'a? — dociekał Harry.
— Poniekąd — potwierdziła niechętnie.
— Coś ci zrobił? — oburzył się blondyn.
— Nie chcę o tym mówić, jest po prostu dupkiem. Idziemy na tę kolacje?
piątek, 11 lipca 2014
Rozdział 13
Rozdział miał pojawić się w niedzielę, ale stwierdziłam, że wstawię go już dziś. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Liczę na liczne komentarze od Was. Rozdział betowała May Jailer. Dziękuję.
Pozdrawiam Tora no Hana.
Podeszła trochę bliżej i, wahając się, klękła obok niego, nie mogąc powstrzymać łez. Zastanawiała się, czy płacze dlatego, że wciąż żyje, czy może jednak dlatego, że nie ma najmniejszego pojęcia, jak mu pomóc. Czarne szaty lśniły od krwi, którą nasiąkły, a śnieg barwił się na czerwono i topniał pod wpływem ciepłej posoki. Bała się dotknąć go w jakimkolwiek miejscu, żeby nie wyrządzić mu jeszcze większej krzywdy.
W duchu przyznał mu rację i jako pierwszy przeszedł przez zielony płomień. W mgnieniu oka wylądował w gabinecie McGonagall, a zaraz potem wpadł na niego Draco. Siedząca za biurkiem nauczycielka spojrzała na nich zdziwiona.
niedziela, 6 lipca 2014
Rozdział 12
— Bo wie, że nie wróci cały. Voldemort nie zadowoli się ukaraniem jedynie mojego ojca — wyjaśnił ślizgon patrząc się na zamknięte przez Hermionę drzwi.
— A co jej do tego, czy wróci czy nie? — spytał zaskoczony.
— Widzisz, ona i Snape nie przyznają sami przed sobą, że czują coś do siebie. Błędne koło. — Rozłożył bezradnie ręce.— Ale z kolei jak drugiemu grozi niebezpieczeństwo to biegną pierwsi na pomoc. Są gotowi oddać własne życie, by chronić drugie. Gdyby mogła wolałaby przejść przez te tortury za niego, by więcej nie cierpiał — powiedział patrząc się w kominek. Chciał poczuć tą magię, która owładnęła Hermioną i Snape'm.
— Ale przecież on jest... — zaczął Harry, ale Draco mu przerwał.
— Tak, jest nauczycielem, a ona jego uczennicą — odparł znużonym tonem jakby tłumaczył coś małemu dziecku — I dlatego żadne z nich nie piśnie ani słówka — dodał Draco — Jutro dzieciaki wracają na święta do domu, więc nie zobaczymy jej przez cały bity dzień. I idę w zakład o sto galeonów, że dzisiaj nie będzie miała koszmarów — zapewnił Ślizgon.
— Idiota! — krzyknął Draco — Będzie siedzieć koło niego przez caluśką noc, tak blisko że bliżej już się nie da. Tylko wtedy będzie pewna, że jest bezpieczny — dodał po chwili.
Gdy dobiegła nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Podeszła bliżej, chcąc sprawdzić czy nadal żyje.