piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 18

  Witajcie, o to dlugo oczekiwany rozdział mam nadzieję, że wam się spodoba. Kolejny rozdział, powoli się pisze. Liczę na wasze komentarze, oby było ich dużo - naprawdę dają kopa do działania.  No nic życzę miłego czytania :-) 

       Po wejściu do pokoju, zdjęła sukienkę i przebrała się w piżamę. Usiadła na łóżku i zaczęła myśleć nad tym, co wydarzyło się dzisiejszego ranka. Dopiero teraz miała chwilę dla siebie. Tak naprawdę nie wiedziała, jak ma to traktować. Czy on też czuł do niej to, co ona czuła do niego? Dlaczego podczas kolacji nie odezwał się do niej słowem, bał się?
Weszła pod kołdrę, próbując zasnąć - leżała tak przez dłuższy czas. Wreszcie wzięła koc, który leżał na fotelu i weszła do pokoju wspólnego. Usiadła na kanapie, jednym ruchem rozpaliła ogień w kominku. Zdziwiło ją, że chłopców nie ma już w pokoju - może to i lepiej, mogę sobie spokojnie pomyśleć, pomyślała. Jej rozmyślania przerwał Draco.
      — Czemu nie śpisz? — zapytał.
      — Nie mogę zasnąć, a może nie chcę? Sama nie wiem — odpowiedziała
      — To się lepiej zmuś, bo o dziesiątej musisz iść do Snape’a na praktyki.
      — Co? Skąd wiesz, nic mi nie powiedział — powiedziała z mieszanymi uczuciami; nie wiedziała czy ma się cieszyć, czy być zła, że sam jej tego nie powiedział.
      — Przed chwilą dostałem od niego sowę, napisał, żebym ci powiedział, że od jutra wznawiacie praktyki — rzekł. — Nie, nie napisał czemu wysłał do mnie, a nie do ciebie tę sowę — dodał, widząc jej pytającą twarz.
      — Dzięki, dobranoc.
      — Dobranoc — mówiąc to wstał z kanapy i poszedł do swojego pokoju.
Wyczarowała poduszkę i położyła się na kanapie. Nie mogąc znowu usnąć, tym razem przez Severusa. Zastanawiało ją, dlaczego nie powiedział jej tego osobiście. Chcąc się tego dowiedzieć, wstała i weszła do kominka, znikając w zielonych płomieniach. Po chwili była już w zimnych lochach Mistrza Eliksirów. Sama nie wiedziała, od czego zacząć. Cieszyła się z jednej strony, że to on rozpoczął rozmowę.

                        ~•~

      Po wyjściu z Wielkiej Sali udał się prosto do swoich komnat. Nie miał ochoty wdawać się dziś w jakiekolwiek dyskusje z dyrektorem. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później będzie zmuszony do odpowiedzi na jego pytania.
Ten przeklęty dropsoholik musi wszędzie wepchnąć swojego kinola. Musi wiedzieć wszystko, lecz nie to, co się dzieje pomiędzy nim, a Hermioną, pomyślał. Ale nie dziś. Dziś miał ochotę na bycie samemu i przemyślenie tego, co ostatnio dzieje się w jego życiu - pominął fakt, że ostatnio jego myśli krążą tylko wokół Hermiony. Przywołał do siebie butelkę Ognistej Whisky i szklankę. Nalał sobie trunku.
Czy nauczyciel powinien wchodzić w jakieś głębsze stosunki z uczennicą?, zapytał sam siebie.  Jak to się w ogóle stało? Kiedy? On szpieg, naczelny postrach uczniów, zakochał się, zakochał się we własnej uczennicy, w dodatku Gryfonce. Ja chyba jestem pierdolnięty gadam sam do siebie, mimo że nie wypiłem ani grama - chwycił szklankę i przechylił ją, wypijając całą jej zawartość. Jest miła, martwi się choć nie powinno jej to w ogóle interesować. W dodatku chce, by żył, był bezpieczny i żeby był blisko, chyba?, kontynuował w myślach. Severus pierwszy raz przyznał, że dziewczyna nie jest mu obojętna. Nie dopuszczał do siebie myśli, że ktoś mógłby ją skrzywdzić. Nigdy by sobie tego nie darował, jeśli coś by się jej stało. Tak jak było z Lily, kochał ją nawet wtedy, kiedy poślubiła pieprzonego Pottera. Nie mógł się pogodzić z faktem, że Voldemort ją zabił - dopóki nie pojawiła się Hermiona. Nie musiał, jednakże chciał sprawić, by była bezpieczna. A jeśli przeze mnie coś jej się stanie?, pomyślał, ale zaraz tę myśl odgonił w zapomnienie. Jednak ta myśl nie dawała mu spokoju. Mimo że powiedział, że nie żałuje i nie chce żałować, nie mógł być z nią. Póki Voldemort żyje, nie będzie bezpieczna, zwłaszcza, jeśli dowie się o niej jakiś śmierciożerca; nie jeden chciałby rzucić w niego Avadę.
Jego rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
      — Czego?! — krzyknął, otwierając drzwi z rozmachem. Po chwili zobaczył Albusa we własnej osobie, która nigdy nie da mu spokoju. Nawet, gdy umrze, będzie przychodził do niego na grób i gadał.
      — Przeszkadzam? — zapytał starszy mężczyzna.
      — Nie, skąd, że przecież ty nigdy nie przeszkadzasz — powiedział sarkastycznie.
      — Nie denerwuj się — powiedział radośnie.
      — Trzeba było o tym pomyśleć, zanim tu przyszedłeś.
      — Mogę wejść?
      — Jeśli musisz.
      — Tak naprawdę mam do ciebie sprawę — powiedział staruszek.
      — Jaką? — zapytał
      — Czekasz na kogoś? — zapytał, widząc na stole butelkę ognistej
      — Tak, na Madam Rosmertę, miała przyjść, ale chyba zgubiła drogę — zadrwił. — A tak na poważnie, chciałem się upić, ale coś mi nie wyszło. Jaką masz sprawę? - zapytał
      — Jak panna Granger radzi sobie na praktykach? — zapytał, co przypomniało Severus'owi, że od dłuższego czasu nie odbywali praktyk - trzeba będzie je wznowić i nadrobić materiał, będzie ciężko.
      — Czy każdy, kto tu przychodzi, przychodzi w sprawie Granger? Nie ma już w tej szkole żadnych innych uczniów?! — ryknął.
      — Po prostu się martwię — powiedział Albus.
      — Niepotrzebnie, dobrze sobie radzi i ma duże szanse na spełnienie marzeń — powiedział; nie chciał dużej ciągnąć tej rozmowy.
      — Minerwa mówiła, że panna Granger znów miała koszmar, lecz zareagowała dużo gorzej —  przeklęta Minerwa, chce mu wszystko wypaplać, pomyślał Severus. Dyrektor bacznie mu się przyglądał.     
— Tak, miała i był gorszy — odpowiedział Severus.
      — Jaki był?
      — Nie wiem, nikt nie wie. Nie chce o tym mówić — skłamał.
      — Skąd wiesz? — dociekał.
      — Ponieważ, gdybym wiedział, to teraz myślałbym nad tym, jak pomóc tej przeklętej Gryfonce, a nie wdawał się z tobą w głupie dyskusję, Dropsie — powiedział, rozeźlony.
      — Wypraszam sobie. Nie jestem Dropsem, jak mnie nazwałeś — zaprzeczył starszy czarodziej.
      — To niby ja ciągle chodzę i wszystkich wokół częstuje mugolskimi dropsami? — zapytał ironicznie. — Nie ty?! — krzyknął poirytowanym głosem.
      — Może spróbowałbyś dowiedzieć się jutro, co jej się śniło? — zapytał dyrektor.
      — Nie! — krzyknął. — Jeśli będzie chciała o tym mówić, to sama powie. Nic na siłę — powiedział. — Jak było z tym pieprzonym Weasleyem? Musi sama dać sobie czas i zacząć z tym żyć — dokończył.
      — Dlaczego stoisz z nią murem, Severusie? — zapytał podejrzliwie.
      — Ponieważ wiem, jak to jest nie przespać spokojnie nocy i wolę, żeby spała spokojnie, bo inaczej będzie spała mi na lekcjach, a wiesz czym to grozi podczas warzenia eliksirów? — zapytał. — Wybuchem. — Starszy czarodziej tylko kiwną głową.
      — Czy chcesz mi coś powiedzieć, Severusie? — zapytał podejrzliwie.
      — Nie! I wyjdź, bo przez ciebie jedna butelka Ognistej nie wystarczy! — krzyknął.
      — Nie upij sie, Severusie — powiedział dyrektor. — Dobranoc.
      — Dla kogo dobra, dla tego dobra, teraz przez ciebie będę miał koszmary — powiedział zgryźliwie.
      — Śpij spokojnie.
      — Dobranoc. — Zamknął drzwi za czarodziejem i oparł się o nie. — To wszystko kiedyś mnie wykończy — powiedział, podchodząc do biurka. Wziął pergamin i napisał list do Dracona.

Draco,
powiedz Hermionie, żeby stawiła się jutro o 10:00 w lochach na praktykach.
SS
Przywołał sowę z sowiarni, powiedział: „Do Dracona Malfoya” i sowa odleciała.
      Gdy Albus wyszedł z jego komnat, Severus udał się do łazienki. Spojrzał w lusterko i zaczął się zastanawiać, co Hermiona widzi w jego bezkształtnej postaci.
Nienawidził się - za każdym razem, gdy patrzył w lustro, w swoich oczach widział twarze tych, których zabił. Chciałby, żeby to się skończyło, nie chciał zadawać cierpienia innym i sam nie chciał cierpieć.
Wszedł pod prysznic, a zimny strumień wody zaczął spływać po jego bladym ciele. Wyszedł, założył aksamitną czarną piżamę i położył się do łóżka.
      Nie mógł zasnąć. Wiercąc się z boku na bok zastanawiał się, czy Hermiona śpi spokojnie. Chcąc to sprawdzić, jak najszybciej wstał z łóżka i ruszył w kierunku kominka. Jednak nim zdążył wejść, w kominku pokazał się zielony płomień, z którego wyszła Hermiona. Stał przez chwilę nieruchomo, nie wiedząc, co powiedzieć. 
      — Co cię sprowadza do mnie o tak nieludzkiej porze? — zapytał Severus, przerywając ciszę.
      — Daruj sobie uprzejmość! — krzyknęła. Była zła, nie wiedziała co ma myśleć. Jeszcze rano wszystko było w porządku, a podczas kolacji nie powiedział ani słowa. I jeszcze ta wiadomość o wznowionych zajęciach.
    — Nie tym tonem... — zawahał się; nie wiedział, z jakiego powodu na niego krzyknęła.
    — Granger! Tak, wiem, jak mam na nazwisko! — krzyknęła. — Z tego, co pamiętam, rano byłam jeszcze… — udała, że się zastanawia — ach, tak, Hermiona!  
    — Nie to chciałem powiedzieć — powiedział, podchodząc do niej.
    — A niby co, rano miałeś gdzieś, że jestem TWOJĄ uczennicą. Ale już na kolacji traktowałeś mnie właśnie tak. Czego ty w ogóle chcesz?! Raz widać, że chcesz, a po chwili się wycofujesz. Dlaczego mi nie powiedziałeś o wznowionych praktykach, tylko poprosiłeś Draco, żeby mi powiedział? — zapytała. — Czemu, do cholery, nic mi nie powiedziałeś?!
      — Język ...
      — Granger — dokończyła. — Chyba doszliśmy do tego, jak mam na nazwisko? Więc pytam, dlaczego, do cholery, ja o niczym nie wiedziałam?
    — Nie było okazji.
    — Nie było okazji? Podczas kolacji mogłeś mnie o tym poinformować, nawet po niej przyjść i powiedzieć. Więc jaki był powód? — zapytała zdenerwowana.
    — Nie chciałem — powiedział cicho, lecz to wystarczyło, by Hermiona usłyszała.
    — Czekaj, przepraszam – powiedział, gdy zaczęła wchodzić do kominka.
    — Za co? Idę się położyć, może uda mi się zdrzemnąć.
    — Ładnie dziś wyglądałaś — powiedział, podchodząc w jej stronę.
Patrzyła na niego nie wiedząc, co powiedzieć.
Podszedł do niej i objął ją w tali, trzymając mocno, by nigdzie nie poszła.
    — Zostaniesz? — zapytał.
    — Nie powinnam — powiedziała, patrząc w jego czarne jak węgiel oczy. — Draco jest na górze — skłamała, sama nie wiedząc dlaczego.
    — I tak pewnie wie, że nie wrócisz - szepnął do jej ucha. — Zostaniesz? — zapytał ponownie.
    — Nie mogę — mówiąc to, wyplątała się z jego uścisku.
    — Dlaczego? — zapytał rozczarowany.
    — Prawda jest taka, że jestem twoją uczennicą, a ty moim nauczycielem. Co będzie, jeśli Dumbledore się dowie? Nie chcę ryzykować, że cię wyrzuci. Nie żałuję niczego, co się do tej pory wydarzyło — mówiąc to, zaczęła gładzić jego policzek, na którym poczuła pojedyncze łzy. Bolało ją to, ale tak musi być i nikt na to nic nie poradzi. Spojrzała w jego oczy, w których było widać ból, rozczarowanie i tęsknotę za nią. — Tak będzie lepiej. — Chwyciła garść proszku i znikła w zielonych płomieniach.
      Gdy znalazła się w pokoju, zobaczyła Draco siedzącego na fotelu.
      — Czemu nie śpisz? — zapytała drżącym głosem.
      — Nie mogłem zasnąć. Co się stało? — zapytał gdy zauważył u Gryfonki łzy w oczach.
Hermiona usiadła na kanapie, podwinęła nogi jak najbliżej klatki piersiowej. Łzy zaczęły płynąć, nie chciała ich powstrzymywać. — Nie chcesz wiedzieć — powiedziała, tuląc jeszcze bardziej kolana.
    — Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
    — Wiem, ale z tym muszę poradzić sobie sama. — Wstała i poszła do swojego pokoju. Chciała się odświeżyć przed śniadaniem.

                          ~•~

      Wyszła z pokoju, by pójść z chłopakami na śniadanie, jednak ani jednego ani drugiego nie było. Skierowała więc swoje kroki w stronę Wielkiej Sali.
Otwierając drzwi zauważyła, że chłopcy już są i o czymś rozmawiają z McGonagall. Dyrektora nie było, a pozostali już siedzieli na miejscach. Nie odnalazła wzrokiem także Severusa.
Usiadła na swoim miejscu. Profesor spojrzała na nią z zatroskaną miną, jednak Hermiona wbiła wzrok w swój talerz.
      — Przepraszam, ale mam dziś dużo nauki — skłamała, patrząc na dyrektora.
      — Dobrze, moja droga — odpowiedziała, a Hermiona wstała i ruszyła w stronę lochów.  Ciekawe, czy w ogóle zrobi te praktyki, pomyślała. Zapukała do drzwi — cisza jak makiem zasiał.
Nie mogła wiedzieć, że po drugiej stronie drzwi sam ze sobą walczy Severus.
Zapukała ponownie, tym razem usłyszała: „wejść”. Snape wiedział już, że  nie będzie to wspaniały dzień.
Weszła do środka, stając przy swojej ławce, wciąż milcząc.
    — Długo będziesz tak stać? — zapytał. Był zły, że musi się tak do niej odzywać, ale sama tego chciała.
    — Nie, profesorze. Co mam dziś zrobić? — zapytała niepewnie.
    — Wycofać słowa, które powiedziałaś wczoraj — pomyślał. — Eliksir wiggenowy —powiedział oschle.
Hermionę na samą myśl o tym, jaki ma uwarzyć eliksir, zatkało w sercu. Miała nadzieję, że nie wybiera się na spotkanie ze śmierciożercami.
    — Rusz się, nie mam całego dnia! — krzyknął.
    — Dobrze, profesorze.
Wzięła kociołek i potrzebne przybory.
Pracowała w ciszy i skupieniu, nie zwracała uwagi na to, że on tu jest i patrzy, jak pracuje. Liczyło się to, żeby eliksir był jak najlepiej wykonany.
Dodała śluz gumochłona, zamieszała trzy razy w prawo i raz w lewo. Odczekała pół godziny i wrzuciła ostatni składnik - korę drzewa Wiggen. Teraz wystarczyło, żeby eliksir bulgotał na lekkim ogniu przez pół godziny. W miedzyczasie posprzątała stanowisko pracy i przyniosła fiolki, które podpisała. Przelała do nich i podeszła do biurka.
 
Severus przez cały czas jej się przyglądał. Wszystkie ruchy były płynne i przemyślane. Nie wiedział ,czy da radę być w stosunku do niej oschły. Jego rozmyślanie przerwała Hermiona, która podeszła do biurka.
      — Skończyłam, profesorze — powiedziała.
      — Zostaw fiolki i możesz iść — rzucił od niechcenia.
      — Do widzenia, profesorze.
      — Jutro o tej samej porze.
Wyszła z lochów i poszła w stronę wieży prefektów.
    — Gdzie byłaś? — zapytał Harry, gdy tylko zobaczył przyjaciółkę
    — Na praktykach — powiedziała znużonym głosem, wchodząc do swojego pokoju.
Nie miała ochoty iść na kolację, więc położyła się dość wcześnie i usnęła. Błagała, żeby nic jej się nie śniło.

                          ~•~
      — Co jest Hermionie? — zapytał Harry Ślizgona
      — Nic mi nie powiedziała, a Snape'a, póki co, wolę nie pytać — powiedział.
      — Miejmy nadzieję, że szybko wróci do siebie — powiedział zaniepokojony Wybraniec.
      — Pewnie, że wróci, bo za dwa dni wraca ten popapraniec Weasley — powiedział Draco.
      — Fakt. Może dlatego tak się zachowuje?
      — Nie, to ciągnie się od Wigilii.
                   
                                    ~•~

Siedziała w sali od eliksrów i czekała, aż Severus powie jej, co ma zrobić.
      — Dziś uwarzysz Szkiele-Wzro — rzucił obojętnym tonem, nawet na nią nie patrząc.
      — Dobrze — odpowiedziała, nie zadając mu żadnego pytania.
Wzięła się do pracy. Nie zwracała uwagi na Severusa, który postanowił traktować ją jak powietrze. Zastanawiała się, czy koszmary, które na czas obecny ustały — nie miała ich od trzech dni - nie wrócą, gdy Ron pojawi się w szkole. Na samą myśl o jego powrocie spięła się. Zastanawiało ją, czy będzie mogła czuć się bezpiecznie? A co zrobi, jeśli jakiś nauczyciel będzie jej kazał współpracować z nim?
      Gdy skończyła eliksir, przelała go do fiolki i podeszła do Severusa.
      — Skończyłam, profesorze.
      — Postaw na biurku i idź. Następne zajęcia będą za trzy dni — powiedział, nie podnosząc głowy. Wciąż sprawdzał sprawdziany pierwszoroczniaków.
      — Do widzenia. — Wyszła z sali i poszła do pokoju wspólnego i zamknęła się w nim.
              
                                                         ~*~
 
      Był właśnie ostatni wieczór przed rozpoczęciem kolejnego semestru w Hogwarcie. W ciemnych, pełnych chłodu lochach, siedział nauczyciel znienawidzony przez wszystkich uczniów szkoły – no, może nie przez wszystkich. Jego czarne szaty wisiały w szafie i czekały na to, by je założyć i znów przerażać uczniów. W kominku tlił się ogień, dając minimalną dawkę ciepła, która szybko i tak znikała.
Severus siedział w salonie i czytał Eliksiry i Ich Zastosowanie W Czarnej Magii, jednak jego myśli krążyły zupełnie innym torem. Nie mogąc się skupić, odłożył książkę i przywołał  ostatnie dwie butelki Ognistej - od jakiegoś czasu dość często sięgał po alkohol, by zatrzeć ślady smutnych zdarzeń.
Miał ochotę dziś się upić. Jego myśli krążyły ciągle wokół Hermiony. Chciał choć przez chwilę zapomnieć o tym, co zdarzyło się w Wigilię. Wiedział, ile musiało ją to kosztować. Nie chciał niczego już żałować, a ona postanowiła, przynajmniej na chwilę obecną, to zakończyć – a raczej taką miał nadzieję. Uszanował jej decyzję, jednak zaczął mieć obawy, czy aby przez ten czas nie znajdzie sobie kogoś innego. Był pewien, że ją kocha i nie zamierza tego zmieniać, czy kiedykolwiek żałować. Nawet, gdyby miał pogodzić się z faktem, że kiedyś od niego odejdzie do kogoś młodszego - pozwoli jej, pragnie jej szczęścia, będzie wiedziała, że zawsze będzie mogła na niego liczyć.
Bolało go to, że musi się tak zachowywać w stosunku do niej, zwłaszcza po tym wszystkim. Miał nadzieję, że łatwiej mu będzie na zajęciach.
Jego rozmyślania przerwało wezwanie - Mroczny Znak zaczął go piec, przez co zaklął siarczyście podchodząc do szafy, w której znajdowały się szaty należące do śmierciożerców. Nie było to wezwanie na misję, więc maskę pozostawił na swoim miejscu.
Nawet jednego dnia spokoju! Czy choć raz nie mogą dać mi się upić? Mam nadzieję, że nie będę musiał się bawić jugolami,, pomyślał, wychodząc poza mury szkoły. Z cichym pyknięciem zniknął i za moment znalazł się przed Malfoy Manor.
      Szedł lekko oświetlonym korytarzem, który prowadził do sali, w której na ogół zbierali się śmierciożercy. Jedyne, co musiał teraz zrobić, to oczyścić swój umysł, żeby Voldemort nie dowiedział się niczego o Hermionie i Draco.
Poruszał się z gracją dumnego pawia.  Nie myśl o niej przez ten czas, dasz radę, bo inaczej narazisz nie tylko siebie, ale przede wszystkim ją na niebezpieczeństwo. A tego nie chcesz, prawda?, zapytał sam siebie w myślach i otworzył drzwi. Maska obojętności utrwaliła się na jego twarzy.
      — Witaj, Sseverussie miło, że dołączyłeś do nas — przywitał go Voldemort.
      — Witaj, mój panie — przywitał się, oddając ukłon czarodziejowi.
     — Usiądź — wskazał mu miejsce po swojej prawej stronie. — Dziś powiem wam o moim planie — dodał, widząc że Severus już usiadł.
      Po pomieszczeniu przeszedł szmer zaciekawienia. Wszyscy pragnęli wiedzieć, co zamierza ich Pan, ciesząc się jak małe dzieci będące na placu zabaw. Jedynie Severus siedział spokojnie, nie pokazując swoich emocji. W środku natomiast zaczął się obawiać. Jego myśli jak szybko się pojawiły, tak szybko znikły. Voldemort przemówił.
      — Mój plan dotyczy ataku na szkołę — powiedział krótko.  Severus właśnie tego obawiał się najbardziej. Pozostało mu jedynie wysłuchać, co jego Pan planuje.
      — Kiedy zamierzasz zaatakować szkołę, mój panie? — zapytała Bella. Płonęła żądzą mordu na samą myśl, że będzie mogła pozbyć się  niektórych członków Zakonu.
      — Spokojnie, Bello — zwrócił się do niej Voldemort. — Zaraz wam wszystko wyjaśnię. — wysyczał. — Czas zakończyć tę wojnę, zakończyć to, co zaczęło się siedemnaście lat temu. Szkołę zaatakujemy w połowie maja, nie będzie śniegu, a uczniowie będą się cieszyć z nadchodzących wakacji. Nikt się nie będzie spodziewał — skończył przemawiać.
      — Ilu nas będzie, panie? — zapytał jeden ze śmierciorzerców.
      — Wszyscy śmierciożercy, olbrzymy, przynajmniej ich większość, wilkołaki i oczywiście, wampiry. Zamierzam także pozbyć się Knota z ministerstwa, ale o tym inny razem.
Przez pozostałą część spotkania każdy mógł powiedzieć coś odnośnie planu. Voldemort wysłuchał każdego, co ciekawsze pomysły zapamiętywał, by je wykorzystać.
Severus chłonął każde słowa tak, by niczego nie pominąć. Po spotkaniu szybko aportował się i wręcz biegł do gabinetu dyrektora.
— Cytrynowe landrynki — powiedział, a wielka chimera ukazała mu wejście do gabinetu. Wbiegł po schodach i z impetem, bez żadnych uprzejmości, wszedł do pomieszczenia. Albus jak zwykle siedział  za swoim biurkiem.
      — Co cię do mnie prowadza o tej porze, Severusie? — zapytał radośnie.
      — Właśnie wróciłem ze spotkania — powiedział krótko, a uśmiech na twarzy starszego mężczyzny szybko znikł.
      — Czego się dowiedziałeś, bo musiałeś się czegoś dowiedzieć, sądząc po wyrazie twojej twarzy?
      — Czarny Pan chce zaatakować szkołę w połowie maja — powiedział szybko Severus.
      — Pojutrze odbędzie się zebranie Zakonu — powiedział, niewiele się zastanawiając. — Czy jest jeszcze coś ważnego, co musisz mi powiedzieć teraz? — zapytał.
      — Tak, pod koniec kwietnia będę zmuszony opuścić szkołę — powiedział chłodno, jednak w środku aż płonął - miał zostawić Hermionę samą. Rozmyślania przerwał mu głoś Albusa.
      — Dlaczego?
      — Czarny Pan boi się, żebyś się nie dowiedział o jego planach za szybko, będzie miał mnie na oku. Ufa mi, ale chce mieć stu procentową pewność, że wygra.
      — Rozumiem — powiedział pełen smutku Albus.
Wyszedł z gabinetu i zaczął myśleć o tym, jak ma to powiedzieć Draconowi i Hermionie.
 
                                                                   ~*~ 
 
      Był Sylwester, Severus siedział w swoich komnatach. Nie miał ochoty iść do Wielkiej Sali. Chciał spędzić ten dzień, wlewając w siebie tyle Ognistej, ile tylko będzie w stanie. Nie chciał psuć Hermionie dnia. Niech chociaż ona się dobrze bawi.
W sumie nie chciał iść tam właśnie z jej powodu. Nie wiedział, jak miałby się zachować po tym wszystkim. Nie potrafił spojrzeć jej w te piękne brązowe oczy. Miał ta desperacką chęć przytulić ją do siebie, zwłaszcza po tym, jak dowiedział się, kiedy nastąpi atak. Nie wyobrażał sobie, że mogłaby zginąć. To dla niej chce przeżyć tę parszywą wojnę, dla niej chce żyć.
      — Kto śmie mi przeszkadzać?! — wrzasnął, podchodząc do drzwi. Otworzył je i błagał, żeby to była ona.
      — Mogę wejść? — spytał Draco, patrząc na swojego ojca chrzestnego. — Przepraszam, że cię rozczarowałem — powiedział żartobliwie. Miał wrażenie, że chciał, żeby przyszła tu Hermiona.
      — Skoro musisz — powiedział zrezygnowany. Wpuścił Ślizgona do środka, zamykając za nim drzwi. — Czego chcesz? — warknął na niego, jednak chłopak wydawał nic nie robić sobie z jego krzyków.
      — Zachowujecie się jak dzieci — powiedział, patrząc na porozwalane dookoła butelki i bałagan identyczny jak u Hermiony, która chciała go przekląć chwilę temu, gdy wszedł do jej pokoju.
      — O co ci chodzi? — zapytał
      — To, że wiem, co się dzieje na górze — przerwał, czekając na reakcję mężczyzny. Mimo że zaczęli zachowywać się tak dopiero tydzień temu, w trójkę postanowili, że czas coś z tym zrobić. Zaraz zacznie się semestr i McGonagall bała się, że Severus przeklnie jakiegoś ucznia, tylko za to, że przyszedł do niego na zajęcia. Snape’a opanowała panika, ale nie dał tego po sobie poznać. 
      — Nie wiem, o co ci chodzi. Jeśli tylko tyle masz mi do powiedzenia, to wyjdź. Teraz — powiedział, wskazując na drzwi.
      — Nie. Albo zaczniecie zachowywać się jak dawniej, albo Dumbledore sam się zorientuje, co jest grane, ale wtedy nie tylko wy będziecie mieli przekichane, ale także ja, Harry i McGonagall.
      — Nie ma nic —  powiedział krótko
      — Co? — zapytał myśląc, że źle usłyszał.
      — Nie ma nic po między mną, a panną Granger. JEST. MOJĄ. UCZENNICĄ —  powiedział przez zaciśnięte zęby. — Sama tego chciała — dodał, siadając, zrezygnowany, na fotelu.
Nie wiedział, co ma powiedzieć. Widział, jak Snape patrzy w kominek w nadziei, że się w nim pojawi, jednak nic tego nie zapowiadało. Jeśli on nie pójdzie z nią porozmawiać, to nikt nic nie będzie w stanie zdziałać, pomyślał Draco.
      — To ja już pójdę — powiedział
      — Widzę cię w środę na zajęciach.
      — Sądząc po niej, dla niej nic się nie skończyło. Ona naprawdę chce teraz tylko cię zobaczyć — powiedział, otwierając drzwi. Miał nadzieję, że chociaż do niego dotrze, co powiedział, bo do Hermiony nie docierało nic.
      Po wyjściu Draco z jego komnat, zaczął się zastanawiać, czy aby czasami do niej nie pójść i porozmawiać. Po chwili zastanowienia, poszedł w stronę komody, w której trzymał eliksir niwelujący alkohol z organizmu. Wszedł do kominka i zniknął w zielonych płomieniach.
 
                                                       ~*~
 
      Draco wszedł do pokoju wspólnego. Zrezygnowany, usiadł na kanapie, a dwójka Gryfonów patrzyła na niego pytająco.
      — Miałem nadzieję, że chociaż do niego to dotrze, ale oboje są uparci  — powiedział Draco
      — Powiedział coś? — zapytała McGonagall.
      — Tylko tyle, że między nimi nic nie ma, i że to Hermiona tak postanowiła.
      —  Co? — zapytała.
Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo w salonie pojawił się Severus.

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 17

I jest kolejny rozdział. Mam nadzieję, że spodoba się wam. pisząc ten rozdział chyba pierwszy raz wczułam się w każdą postać, tak naprawdę :) Pamiętajcie o pozostawieniu po sobie śladu w postaci komentarza :) Do tego rozdziału według mnie najbardziej pasuje piosenka Ola - Obok Mnie   Co myślicie o tym, żeby dodawać link z piosenką do rozdziału? Liczę na wasze zdanie.. Chcę podziękować Eilicaryn 
To dzięki tobie zaczęłam w ogóle pisać, dziękuję.



      Hermiona zdążyła transmutować piżamy swoją i Severusa w zwykłe czarne szaty. Severus jednym ruchem różdżki pościelił łóżko, następnie usiedli na dwóch bordowych fotelach, pomiędzy którymi znajdował się dębowy stolik. Wokół nich znajdowało się dużo woluminów, które czytała Hermiona. Wszystkie były poświęcone eliksirom. Pozwoliła, by osoba stojąca po drugiej stronie weszła i ich oczom ukazała się Minewra McGonagall we własnej osobie. Stała tak przez chwilę, nie wiedząc, czy ma najpierw na nich nakrzyczeć, czy jednak ich wysłuchać.
      Pierwszy ciszę przerwał Severus.
      — Może usiądziesz, a nie będziesz tak stała, chyba, że na wesele mnie prosisz. Muszę cię jednak zmartwić, na druhnę się nie nadaję i sukienek też nie noszę — powiedział żartobliwie, jednocześnie transmutując torbę Hermiony w fotel.
      — Bardzo zabawne, Severusie — ofuknęła go; nie miała ochoty na żarty, zwłaszcza teraz. — Może łaskawie mi wytłumaczysz, co się tu, na Merlina, dzieje? — zapytała, patrząc to na mężczyznę, to na Gryfonkę. Nie wiedziała sama, czy ma być zła, czy nie, lecz była pewna, że jeśli będą robić tak dalej, to Albus się dowie i ich wyrzuci, a ona przy okazji wykończy się psychicznie, lub padnie gdzieś po drodze między lochami, a pokojem Hermiony i gabinetem Albusa na zawał.
Odpowiedziała jej cisza. Widziała ukradkowe spojrzenia, które sobie rzucili.
      — Jeśli któreś z was nie pojawi się za godzinę w Wielkiej Sali na kolacji, to już po nas wszystkich — rzuciła im ostrzegawcze spojrzenie.
      — Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytał z zaciekawieniem Severus.
      — To, że jeśli się nie zjawicie, Albus przyjdzie tu lub do lochów, by sprawdzić, co was powstrzymało przed pójściem na kolację. Merlinie, żeby nie zastał was wtedy razem. Zacznie węszyć i domyślać się, o ile już tego nie robi.
      — Co ma pani na myśli? — zapytała Hermiona, nie zwracając uwagi na Severusa.
      — Dziś po śniadaniu Albus zaczął mnie wypytywać, gdzie się podziewacie — powiedziała, patrząc pytającym wzrokiem na Severusa, który odpowiedział jej tym samym. Jednocześnie dał znak ręką, by kontynuowała. — Powiedziałam mu, że Hermiona miała nieprzespaną noc — spojrzała na swoją podopieczną, jednak sądząc po wyrazie jej twarzy, nie miała zamiaru nic jej mówić, więc kontynuowała. — A Severus poszedł szukać jakiejś fascynującej książki na Pokątnej, zanim wszystko pozamykają - powiedziała patrząc na nich. — No dalej — ponaglała ich by, któreś z nich się w końcu odezwało.
      — Rozmawiałem z panną Gra... Hermioną — powiedział Severus, zawieszając głos. Nie było powodu, by zwracać się do Hermiony po nazwisku przy Minerwie — o jej koszmarze — dokończył, patrząc na bladą twarz dziewczyny.
      — Przecież już nie raz poruszaliśmy tą kwestię — zauważyła Minewra.
      — Tak — zgodził się. — Tyle, że ten jest inny — dodał.
      — Czyli jaki? — zapytała.
      — Inny — powiedział, mając nadzieję, że zrozumie, iż nie ma zamiaru jej tego tłumaczyć. Widział, że Hermiona już ledwo powstrzymuje się od płaczu, jednakże się mylił - Minerwa nie dawała za wygraną.
      — Mów jaśniej, Severusie — zachęcała go, jednak gdy zobaczyła, że Hermiona zaciska jedną dłoń o drugą i próbuje się powstrzymać przed płaczem, nie naciskała. Czekała, aż Severus sam jej powie.
      — Nie zamierzam ci o tym mówić — powiedział stanowczo Snape. Wstał i podszedł do dziewczyny, wiedział, że już długo nie wytrzyma. Chcąc dodać jej w jakiś sposób otuchy, położył swoją dłoń na jej ramieniu. — Sądzę, że powinnaś już wyjść — zalecił jej. Nie chciał tego dłużej drążyć.
      — Nie wyjdę, dopóki mi nie powiesz, co to był za sen — powiedziała stanowczo.
      — Powiem ci tyle, że był inny, może nawet gorszy od poprzedniego — powiedział, mając nadzieję, że ta informacja jej wystarczy, jednak znów się mylił.
      — Może być coś gorszego od patrzenia na śmierć rodziców? – zapytała.
      — Widziałam, jak go powoli zabijają! — krzyknęła Hermiona. Chciała wstać i wyjść, ale Severus nie pozwolił jej na to.
      — Zadowolona?! — krzyknął. — Powinnaś już naprawdę wyjść — zalecił po raz kolejny. Kipiała z niego furia.
      — Dobrze — wstała i już miała zamiar wyjść, gdy postanowiła jeszcze o coś spytać. —  Co miała na myśli mówiąc, że widziała, jak cię zabijają? — zapytała Severusa, nie zwracając uwagi na płaczącą Hermionę.
      — Skoro już wszystko musisz wiedzieć, Hermiona widziała jak wewnętrzny krąg mnie zabija, bo Czarny Pan się dowiedział, że jestem szpiegiem - mówiąc to przytulił do siebie Gryfonkę jeszcze mocniej. — Jeśli już wszystko wiesz, to wyjdź!— krzyknął. Wrzało już w nim. Minerwa chyba zdała sobie sprawę, że przesadziła.
      — Przepraszam — powiedziała i wyszła.
Stał jeszcze tak przez dłuższą chwilę, a gdy był juz pewny, że Hermiona się uspokoiła, powiedział:
      — Nie przejmuj się tym, ona zawsze musi wszystko wiedzieć. Jednocześnie to jest też wynik tego, że się martwi i chce wiedzieć, czy nic ci nie grozi — mówił spokojnie, mimo że wciąż był zły na Minerwę.
      — Wiem, ale nie chciałam, nie byłam gotowa, by ktoś inny się o tym dowiedział — powiedziała drżącym głosem.
      — Rozumiem — powiedział, całując ją w czoło. — Przygotuj się na kolację — zalecił i ruszył w stronę drzwi, gdy go zatrzymała.
      — A ty przyjdziesz? — zapytała już naturalnym głosem.
      —Tak, przyjdę. Przygotuj się — powiedział, naciskając klamkę.
                            ~•~
      Wyszła z sypialni i usiadła na fotelu w pokoju wspólnym. Była zła na siebie za to, że tak naciskała. Chłopcy grali w szachy, jednak gdy zobaczyli nauczycielkę, wstali i pomogli jej dojść do fotela. Była blada i widać było, że coś ją martwi.
      — Co się stało, pani profesor?— zapytał Draco
      — Nic takiego — odpowiedziała. — Nie stawajcie tylko dziś Severusowi na drodze — dodała.
      — Co się stało? — zapytał z zaniepokojeniem Harry.
      — Zapytałam tylko, dlaczego ich nie było — odpowiedziała. — Jednak chyba za mocno naciskałam. Hermiona, gdyby mogła, wybiegłaby, a Severus przeklął na miejscu — mówiąc to, schowała twarz w dłonie.
      — A na co pani tak nalegała? — zapytał Ślizgon.
      — Hermiona miała koszmar, w którym widziała, jak torturują, a następnie zabijają Severusa — wyjaśniła.
      — O kurwa! — wymknęło się Draconowi.
      — Język, panie Malfoy — poprawiła go nauczycielka.
      — Przepraszam.
      — A Hermiona zareagowała dużo gorzej — dodała.
      — Faktycznie — powiedział Draco, masując sobie obolałe czoło.
Milczeli przez dłuższą chwilę. Ciszę przerwał dźwięk otwieranych drzwi do sypialni Hermiony. Automatycznie odwrócili wzrok w tym kierunku. Zobaczyli wściekłego Snape'a, którego spojrzenie było bardziej niebezpieczne, niż bazyliszka. Wszedł do kominka i zniknął w zielonych płomieniach.
      — Faktycznie, wkurzony — powiedział Draco.
      — Oby nie wpadł na niego Albus — powiedziała nauczycielka. — Bo będzie po nim — zażartowała
      — Ja chyba nie pójdę na kolację — powiedział Harry, a pozostała dwójka zaczęła się śmiać. — No co? Nie chcę mu stać na drodze — dodał, uśmiechając się.
      Śmiali się przez dłuższą chwilę, dopóki nie usłyszeli ponownie dźwięku otwieranych drzwi. Spojrzeli w tamtym kierunku i zobaczyli Hermionę. Włosy miała spięte w ciasny kok, po bokach opadały pasma falowanych włosów. Delikatny makijaż maskował jej czerwone od płaczu oczy, choć nie aż tak dokładnie. Miała na sobie czarną sukienkę bez ramiączek. Sprawiała wrażenie delikatnej jak aksamit. Pod biustem miała atłasową kokardę, która go podkreślała. Buty, dobrane kolorystycznie do sukienki, na niewielkim obcasie, dopełniały całość.
      — Przepraszam panią — powiedziała, powodując że osoby w pokoju otrząsnęły się.
      — Nic się nie stało, nie powinnam była nalegać, skoro żadne z was nie chciało o tym mówić — powiedziała z lekkim uśmiechem.
      — Czy to ty, Hermiono? — spytał Harry, patrząc na przyjaciółkę oczami wielkości galeonów.
      — Tak — odpowiedziała pewnie, choć zdziwiło ją trochę to pytanie.
      — Łał! — powiedział Draco. — Ktoś chyba dziś dostanie zawału — dodał.
      — Dobrze, skoro już się napatrzyliście, to chodźcie na kolację, bo zaraz się spóźnimy — powiedziała Hermiona, a McGonagall weszła do kominka, pozostawiając ich samych.
      — Załóż coś jeszcze na siebie — powiedział wybraniec.
      — Tak, bo jeszcze nas Snape przeklnie za to, że pozwoliliśmy ci tak wyjść — wtrącił Draco.
Poszła do swojego pokoju i wyjęła z szafy cienki czarny sweterek, którym idealnie zasłoniła swoje nagie ramiona.
Ruszyli w kierunku Wielkiej Sali. Całą drogę milczeli. Gryfonkę trochę bawił fakt, że chłopcy robią z siebie kogoś na wzór ochroniarzy. Otwierając drzwi do Sali, zdziwili się, że tylko ich brakuje.
      — Ach, witajcie, moi drodzy, siadajcie, siadajcie — przywitał ich dyrektor.
                                  ~•~
        Siedział w Wielkiej Sali obok Minerwy.
      — Przepraszam, że tak wybuchłem - powiedział cicho, by tylko Minerwa go usłyszała. Rzadko kogokolwiek przepraszał, ale był jej winien przeprosiny po tym, co dla niego robiła.
      — Nie przepraszaj, to ja powinnam was przeprosić — powiedziała, delikatnie klepiąc go po plecach.
      — A wyszła z pokoju? — zapytał.
      — Tak — odpowiedziała. — Tylko zawału nie dostań — dodała ciszej.
      — Dlaczego? — zapytał
     —  Spokojnie, jest cała — uspokoiła go.
Rozmowę przerwały osoby wchodzące do sali. Zobaczył ją i nie wiedział, gdzie ma zatrzymać wzrok, żeby nie wyglądał na to, że się na nią bezczelnie gapi. Wyglądała ślicznie, jednak widział, że nadal ma czerwone oczy. Z zamyśleń wyrwał go szept Minerwy.
      — Zawału, to nie dostałeś, ale wytrzeszczu na pewno — powiedziała zgryźliwie.
      — Czepiasz się — odparował.
      — Coś się stało, profesorze? — zapytał Draco, siadając obok Harry’ego.
      — Proszę się nie interesować nie swoimi sprawami, panie Malfoy — powiedział zgryźliwie, patrząc w swój talerz.
      — Severusie, uczniowie się o ciebie martwią, a ty tak się odzywasz — powiedziała Minerwa.
W sali rozbrzmiał głos dyrektora, wszyscy od razu przerwali swoje rozmowy.
      — Witam was, moi drodzy. Zanim zaczniemy, chciałbym życzyć wam wszystkiego dobrego, szczęścia i oczywiście dobrze zdanych owutemów — mówiąc to spojrzał na uczniów siódmego roku. Klasnął w dłonie i na stole pojawiło się jedzenie.
Jedli w ciszy. Po dłuższym czasie każdy był już pochłonięty rozmowami z osobami siedzącymi obok.
      — Panno Granger, cieszę się, że poczuła się pani lepiej — powiedział dyrektor, obserwując ją badawczo.
      — Jest już lepiej, ale jeśli profesor pozwoli, ja już pójdę — powiedziała, zerkając na Severusa, który patrzył na nią.
      — Coś się stało? — zapytał zaniepokojony Harry, który siedział obok McGonagall. Ta zaś sprawiała wrażenie, że zaraz wybuchnie śmiechem.
      — Nic, jestem trochę zmęczona — odpowiedziała dziewczyna.
      — Dobrze, w takim razie dobranoc – powiedział do wychodzącej dziewczyny.
      — Oj, będzie — powiedział Draco, gdy wychodziła z Sali. Harry o mało się nie zakrztusił, Minerwa powstrzymywała się od wybuchnięcia niekontrolowanym śmiechem, a Severus tylko prychnął, poirytowany. Pozostali patrzyli na nich, jakby dopiero uciekli ze Świętego Munga. Zniecierpliwiony Albus nie wytrzymał.
      — Co się stało, Minerwo? — zwrócił się do nauczycielki.
      — Nic, Albusie — powiedziała, tłumiąc śmiech.
      — My też już pójdziemy — powiedział Harry, klepiąc Ślizgona na znak, że dłużej tu nie wytrzyma.
      — Dobranoc, chłopcy — powiedział dyrektor.
      — Dobranoc, dyrektorze — powiedzieli razem i wyszli szybkim krokiem.
      Po krótkiej chwili w sali zostali tylko Severus, Minerwa, która wciąż powstrzymywała się od śmiechu i Albus, nierozumiejący nic z tej sytuacji.
      — Severusie, znalazłeś książkę, której szukałeś? — zapytał.
      — Niestety nie — odpowiedział zwykłym głosem, powodując u profesorki kolejną falę zduszonego śmiechu.
     — Wszystko w porządku, Minerwo? — zapytał Albus
      — Tak, to przez tę magię Świąt — odpowiedziała
      — Święta, to wspaniały okres, można dzielić się dobrymi nowinami — powiedział Albus.
      — Racja — przytaknęła.
      — Ja już pójdę, jeszcze ten pozytywny nastrój Minerwy przejdzie na mnie — powiedział zgryźliwie Severus.
      — Oczywiście, dobranoc, chłopcze.
      — Kolacja była pyszna, jednak ja też już będę się zbierać, mam jeszcze coś do zrobienia — powiedziała Minerwa.
      — Dobranoc.
      — Dobranoc, Albusie.
      — Przepraszam jeszcze, dowiedziałaś się może, czemu panna Granger zareagowała tak na ten koszmar? — zapytał staruszek
      — Ponieważ był inny.
      — Jaki? — zapytał zaciekawiony.
      — Nie wiem. Tylko ona wie, nie chciała nikomu nic więcej powiedzieć — skłamała.
      — Dobrze, jeszcze raz dobranoc, Minerwo.
      — Dobranoc, Albusie — powiedziała na odchodnym. 
                                  ~•~
Siedzieli w pokoju wspólnym.
— Możecie przestać się tak szczerzyć? — zapytała Hermiona.
— Nie — odpowiedzieli jednocześnie.
— Jesteście okropni — dodała.
    — Wiemy — odpowiedzieli równocześnie i zaczęli się śmiać.
    — Zachowujecie się jak bliźniacy.
    — Wcale nie — spojrzeli na siebie z oburzeniem, a Hermiona zaśmiała się,
Milczeli przez dłuższą chwilę, jednak dziewczyna nie wytrzymała ciszy.
    — Skoro macie tak milczeć, to ja idę do siebie — powiedziała.
    — Czyli gdzie? — zażartował Draco.
    — Do swojego pokoju — sprecyzowała.
    — Nie denerwuj się — powiedział Draco — bo nas Snape przeklnie, że cię wkurzamy — przekomarzał się z nią.
    — Darujcie sobie — powiedziała, wchodząc do pokoju.
    Do okna w pokoju chłopców zaczęła pukać dziobem sowa. Draco podszedł do okna, uchylając je tak, by sowa mogła wlecieć.
Ptak wylądował na stoliku, naprzeciw miejsca, gdzie siedział Ślizgon. Do nóżki miał przywiązany liścik; Draco od razu po niego sięgnął. Nie mógł ukryć zdziwienia, gdy zobaczył, że list był od Mistrza Eliksirów.
    — Nie zgadniesz, od kogo jest ta sowa — powiedział, spoglądając na Harry'ego, który patrzył  z zaciekawieniem na kawałek pergaminu.
    — No mów, a nie pytasz.
    — Od Snape'a .
    — Co? No czytaj, co tam napisał — ponaglał go Harry.
    — Prosi, bym przekazał Hermionie, że ma od jutra wznowione praktyki.
    — To się wścieknie. I Snape będzie miał przekichane.
    — Idziesz jej to powiedzieć?
    — Muszę, bo inaczej to ja będę musiał bać się Snape'a — powiedział Draco, kierując się w stronę pokoju Gryfonki.

sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 16

Witajcie, o to dla Was kolejny rozdział. Dodaję go z tygodniowym opóżnieniem, ponieważ musiałam pisać go jeszcze raz. Poprzednia wersia usunęła mi sie :-(  Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Życzę miłego czytania. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem, mam nadzieję, że pod tym będzie jeszcze więcej. Pozdrawiam Tora no Hana 
Cztasz= Komentujesz :-)  


      Obudził go jej głos. Nie brzmiał on naturalnie. Sądząc po wyrazie jej twarzy, bała się, że wciąż śni. W jej oczach pojawiły się łzy, gdy na niego patrzyła. Obserwowała go i jednocześnie badała wzrokiem. Jednak to nie to zdziwiło mężczyznę dzisiejszego ranka.

      Usiadła z niedowierzaniem w oczach, patrząc na niego. Bała się każdego ruchu jaki wykonywała, bała się tego, że wciąż śni, że gdy tylko zrobi gwałtowny ruch, on zniknie z jej oczu i już go nie będzie, a ona zostanie sama. Nie chciała nawet o tym myśleć. Zobaczyła jak się poruszył i ją obserwuje, jednak nie była w stanie powiedzieć ani jednego słowa. Wciąż milcząc, zbliżyła swoją rękę w kierunku jego klatki piersiowej. Chciała mieć pewność, że jest żywy i że nie śni. Delikatnie położyła swoją dłoń na jego lewej piersi, by poczuć jak bije jego serce; poczuła, jak drgnął. Jednak ani ona, ani on, nie odsunęli się od siebie. Spojrzała powoli w górę, by spojrzeć w jego czarne oczy, w których można było odczytać jedynie zdziwienie i coś w rodzaju niepewności. Jednak wciąż milczała.

      Przyglądając się jej, nie wiedział, co ma zrobić; czy się odezwać, odsunąć. Nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, co ją tak wystraszyło, że patrzyła na niego z troską, a jednocześnie z bólem i cierpieniem. Chciał się dowiedzieć, co ją tak przeraziło, że nie była w stanie wydusić z siebie słowa. I jej zachowanie - jakby się bała, że wciąż jest we śnie. Obserwował wszystkie jej ruchy; mimo że były spowolnione, każdy z nich był przemyślany tak, by nie zrobić mu krzywdy. Zachowywała się tak, jakby była w jakimś transie. Gdy patrzył na rękę, która znajdowała się w miejscu, gdzie bije się jego serce, miał wrażenie, że gdyby mogła, dotknęłaby jego serca gołymi rękoma. 
Milczał. Chciał, by to ona pierwsza się odezwała. Po chwili do jego uszu zaczęły dochodzić niewyraźne dźwięki, które z każdą chwilą stawały się lepiej słyszalne. Jednak na niespełna sekundę zbagatelizował je, uświadamiając sobie, że dziś była Wigilia. 
Nienawidził Świąt, przypominały mu zawsze o tym, jak jego Święta wyglądały, gdy żyła jego matka, jak co roku przygotowywała wieczerzę, a ojciec zachowywał się jak przez większość roku, pijąc i wywołując awantury. Zaczął spędzać je spokojniej, gdy trafił do Hogwartu, choć też nie zawsze; jednak zawsze otrzymywał ciepłe słowa od Dumbledore'a i McGonagall, i tak pozostało. Ta dwójka zawsze, co roku, składała mu życzenia, jednak on ani razu nie złożył ich nikomu. W tym roku chciał to zrobić - Hermiona, jako jedyna uczennica, zasługiwała na jego uwagę. Jednak ona nie była zwykłą uczennicą, stała się kimś ważniejszym. Jedynymi osobami, o które w pewnym sensie troszczył się Severus, były Minewra, Albus i Draco, a od pewnego momentu także Hermiona, chociaż ona była ponad nimi. 
Z zamyśleń wyrwał go jej głos, a słowa jakie do niego wypowiedziała, zamurowały, go całkowicie;

      — Ty żyjesz? — zapytała niepewnie, błagając by to była prawda.

      — Czemu miałbym nie żyć? — odpowiedział pytaniem na pytanie. 

      — Ja... myślałam, że... — urwała, a łzy z jej oczu zaczęły płynąć coraz mocniej. Cały czas trzymała rękę na jego sercu. Nawet przez myśl jej nie przeszło, by cofnąć dłoń.

      — Myślałaś, że już mnie wykończył — powiedział, a ona zaczęła coraz mocniej płakać. Nie wiedząc, co ma zrobić, zmniejszył odległość między nimi, przytulając ją do siebie. Zaczęła się powoli uspokajać, jednak nadal trzymał ją blisko siebie, a ona wciąż trzymała dłoń na jego sercu. Gdy już się uspokoiła, chwycił delikatnie jej podbródek, tak by na niego spojrzała. — Powiesz mi co ci się śniło? — zapytał, jednak ona zaprzeczyła. — Pokażesz mi? — zapytał, chciał wiedzieć co spowodowało u niej taką reakcję.

      — Nie chcę — wychrypiała.

      —  Dlaczego? 

      — Boję się. Nie chcę jeszcze raz przez to przechodzić, ani pamiętać. Chcę o tym zapomnieć i nigdy już nie przechodzić przez to — mówiąc to spuściła głowę.

      — Chcę ci pomóc — mówił spokojnie i w sposób, który wskazywał, że ona jest jedyną osobą, która zasługuje na jego pomoc i uwagę. 

      — Dobrze. Zobaczysz wszystko, niczego nie pominiesz — skinął głową i po chwili znajdował się w jej umyśle.

      Hermiona, siedząca na błoniach, chyba czekała na kogoś. Po chwili zaczęła biec, więc pobiegł za wspomnieniem. Zobaczył samego siebie, leżącego nieprzytomnie na śniegu. Widział wszystkie jej emocje, które zalały jej twarz, bała się. Widział, jak go leczy, obmywa rany, siada na fotelu i obserwuje, jak śpi. Zdał sobie sprawę, że ona tak naprawdę zrobiła dla niego więcej, niż on dla niej. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że w jakiś sposób nie jest jej obojętny.

Widział jak go uspokaja, gdy rzucał się na łóżku. Robiła wszystko, by czuł się bezpiecznie.

Przeszedł do kolejnego wspomnienia. Widział, jak rozmawia z Weasleyem, ale wspomnienie znikło, przenosząc go od razu do momentu, gdy powiedział jej, że żałuje. Widział na jej twarzy wściekłość i ból, a z jej oczu leciały łzy smutku. Widział, jak rozmawia z chłopakami, winił się za to, że doprowadził ją do takiego stanu. Mógł przecież jej powiedzieć, zrozumiałaby prawdę. Kolejne wspomnienie tak szybko jak się pojawiło, tak szybko znikło, nawet nie zdążył zobaczyć, co w nim było. 

Znalazł się teraz w tym właściwym wspomnieniu, widział jej sen stojąc obok i patrząc jednocześnie na nią i na to, co się działo. Emocje na jej twarzy zmieniały się z każdym rzucanym zaklęciem, każdy następny promień światła zbliżał go do śmierci, nie chciał dłużej na to patrzeć. Próbował z niego wyjść - nie pozwoliła mu na to. Chciała, by wiedział, że teraz to jest jej największa obawa. Dopiero, gdy strumień zielonego światła połączył się z jego ciałem, a jej niemego krzyku w sali nikt nie słyszał - pozwoliła mu wyjść. Nikt nie wie przez co przeszła, nikt się nie dowie, on nikomu nie powie. Jedyne, co może zrobić, to sprawić, by o tym zapomniała, a on musi jej obiecać, że będzie na siebie uważał jak nigdy dotąd.

      Gdy wyszedł z jej umysłu, pierwsze co zobaczył to jej brązowe oczy napuchnięte od płaczu. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Przez dłuższą chwilę milczeli, żadne nie odezwało się słowem.

      — Zadowolony? — zapytała, przerywając ciszę.

      — Z czego mam być zadowolony? — zapytał zdumiony jej pytaniem.

      — Chciałeś wiedzieć, więc już wiesz — powiedziała łamliwym głosem.

      — Mogę zadać ci pytanie? — zapytał niepewnie.

      — Już to zrobiłeś, ale proszę, pytaj — wygarnęła mu za to, że zawsze musi wszystko wiedzieć. Chciała mu powiedzieć, ale nie w tej chwili, chciała najpierw sama się tym oswoić. Przemyśleć, co mu powiedzieć.

      — Dlaczego się o mnie martwisz? — zapytał. Sam dziwił się, że zadał jej to pytanie. Nikt inny, prócz matki, nie martwił się o niego, dopóki nie przeszedł na stronę śmierciożerców; później zaczęła martwić się Minewra. Albus niby się o niego troszczył, ale zawsze powtarzał, że to wszystko dla wyższego dobra. Teraz pojawiła się Hermiona. Był jej wdzięczny za to, że nigdy nie mówiła, w jakim stanie wracał, że nikomu nie mówiła o szczegółach typu jak to wygląda dupek z lochów, wracając ze spotkania śmierciożerców. Mimo to, nie rozumiał jej postępowania.

      — Bo chcę, może muszę. Nikt tak naprawdę się o ciebie nie troszczył, nie wie, przez jakie piekło przechodzisz. Założę się, że dyrektor o połowie spraw nie ma pojęcia — powiedziała, a w jej oczach było widać smutek, żal i chęć pomocy. Nie widział już wściekłości, chciała tylko mu pomóc, jednak nie zdawała sobie sprawy, że to ona bardziej mu pomogła, niż on jej. Gdyby nie ona, już dawno by umarł, a świat byłby skazany na wieczne cierpienie. 

Przez chwilę się wahał, po czym przytulił ją do siebie, najmocniej jak tylko potrafił.

      — Nie musisz tego robić — zwróciła mu uwagę.

      — Wiem, ale nie chcę później żałować, że tego nie zrobiłem.

      — A wtedy żałowałeś? — spytała.

      — Nie — odpowiedział szybko. Nie miał nad czym się zastanawiać.

     — Dlaczego wtedy powiedziałeś, że żałujesz? — spytała, nie wiedząc, czy jest gotowa usłyszeć odpowiedź.

      — Ponieważ nie chciałem żebyś miała problemy. Nie chcę, żeby Dumbledore wyrzucił cię ze szkoły, skoro zaraz ją kończysz. Tak naprawdę nie powinniśmy przekraczać granicy między uczniem, a nauczycielem.      

      — Czyli żałujesz…? — nie pozwolił jej dokończyć

      — Nie, i nigdy nie zamierzam tego żałować. Mówię, że nie powinniśmy przekraczać granicy, która jest pomiędzy uczennicą, a nauczycielem — uśmiechnęła się do niego. — Sam nie wiem, kiedy ta granica została przekroczona - powiedział do niej, kiedy wstawała z łóżka. 

      — Ja też — powiedziała, patrząc na niego, jej oczy wypełniało szczęście. Od początku roku tyle się w jej życiu zmieniło; nigdy by nie przypuszczała, że tak właśnie będzie wyglądać jej ostatni rok w szkole. 

      — Dziś Wigilia — powiedział Severus.

      — Tak — odpowiedziała, jednocześnie popychając swoje myśli w kierunku rodziców. Pierwszy raz, odkąd pamięta, spędzi je bez nich w zamku. Zastanawiała się, co teraz robią, czy są bezpieczni, czy jeszcze w ogóle żyją. Jej rozmyślania przerwał Severus, który podszedł do niej, stając za jej plecami. 

      — Ja już pójdę, i tak jak tylko zobaczy cię tamta dwójka — jego wzrok na chwilę powędrował w stronę drzwi — zaczną cię o wszystko wypytywać — mówiąc to, podszedł jeszcze bliżej. 

      — Pewnie tak — odpowiedziała, patrząc jak płatki śniegu spadają z nieba. Po chwili poczuła jego oddech na szyi i ten zapach, który już skądś znała. — Amortencja — powiedziała cicho — jednak on ją usłyszał. 

      — Co powiedziałaś? — zapytał, odwracając ją twarzą w swoją stronę. 

     — Na początku roku —  zaczęła — robiliśmy amortencję — kontynuowała, patrząc wciąż na niego. 

      — Pamiętam, i co związku z tym? — spytał niepewnie.

      — Więc, gdy przelewałam ją do fiolki, trochę wciągnęłam — tłumaczyła dalej. — Poczułam szałwię i świeżo mieloną kawę - powiedziała szybko, spuszczając głowę.

      — Jak? — zapytał, łapiąc jej podbródek tak, aby na niego spojrzała.

      — Nie wiem — krzyknęła. — Nigdy wcześniej nie wiedziałam, do kogo należy ten zapach. Teraz wiem - powiedziała cicho, chciała spuścić głowę, jednak Severus nie pozwolił jej na to. 

      Patrzył w jej oczy, w których z każdą sekundą rosło zakłopotanie. Widział na jej twarzy, tą samą niepewność, którą dostrzegł u niej na początku jej edukacji. Warząc eliksir zastanawiała się, czy aby na pewno teraz powinna dodać dany składnik. To mu przypomniało, że muszą wznowić praktyki, jeśli Hermiona ma zostać Mistrzynią. Ostatnio jak i w jej, tak i jego życiu, dużo się działo. Teraz patrzył na nią, jak w nerwowym geście zakłada kosmyk brązowych włosów za ucho i myśli, co ma teraz zrobić.

      — Może ja już pójdę — powiedział. Nie chciał dłużej stawiać jej w niezręcznej sytuacji. 

      — Tak — odpowiedziała. Nie chciała, żeby wychodził, jednak w tej sytuacji to będzie najlepsze wyjście. Nie wiedziała, co ma mu powiedzieć.

      Mierzyli się spojrzeniami, ani jedno, ani drugie, nie było gotowe, by się odezwać. Jednak po długim milczeniu, które według niego trwało wieczność, odważył się coś powiedzieć.

      — Zaraz odbędzie się kolacja wigilijna — ona tylko skinęła głową na potwierdzenie. — Ominęło nas śniadanie i obiad, i pewnie zastanawiali się, gdzie się podziewamy — dodał.

      — Pewnie tak — potwierdziła. — Chciałam życzyć ci wszystkiego dobrego. Żebyś uważał na siebie, zawsze. Nigdy się nie poddawał.

Patrzył na nią, z głową pełną myśli. Nigdy żaden uczeń nie złożył mu życzeń, choć Hermiony już od dawna nie traktuje jak uczennicy. Zastanawiał się tylko, kiedy pozwolił jej wejść do swojego zimnego, pozbawionego życia i jakichkolwiek uczuć serca. W jaki sposób dokonała tego, by zachciało mu się w końcu żyć. Dzięki niej jego życie w końcu nabrało sensu. Wiedział po co i dla kogo ma żyć. Do póki jej nie poznał w tym charakterze, żył od zebrania do zebrania, po to, by przekazać informacje dla Zakonu. Teraz jego celem stała się Gryfonka - jednak jego matka miała rację, że każdy w życiu zasługuje na szczęście. Nawet jeśli jest się największym dupkiem na świecie. 
Dziwił się Hermionie, że mimo tego, że wie, kim jest i co robi, martwi się o niego i chce, by był bezpieczny. Nie patrzył na nic, nic już go nie obchodziło, złapał dziewczynę w tali jednocześnie przyciągając ją do siebie i składając na jej ustach delikatny pocałunek. Gdy widział, że się nie opiera, pogłębił pocałunek. Chciał, by każda chwila, którą razem spędzają była wyjątkowa. Usta jej smakowały jak wiśnie, nie mógł się od nich oderwać. Pragnął, by ta chwila trwała i trwała.

Patrząc na niego, nie wiedziała, co ma zrobić. Jednak gdy widziała, że chce ją pocałować, nie broniła mu tego. Mózg odmówił posłuszeństwa, a serce waliło jak oszalałe, krzycząc, że to właśnie na niego czekała. Mimo że był irytujący i denerwujący, nie wyobrażała sobie, by ktoś inny go zastąpił. Poddała się mu całkowicie. Całowali się dopóki do drzwi Hermiony ktoś nie zapukał. Odeszli od siebie na bezpieczną odległość, by nikt niczego nie podejrzewał.

                            ~*~

      Siedzieli w pokoju wspólnym, grając w szachy.    

      — Jak myślisz, Snape wyszedł już z jej pokoju? — spytał Harry.

      — Chyba. Jakby wyszedł, to był by na śniadaniu i obiedzie, a z tego, co zauważyłem, to ani jej, ani jego nie było. No chyba, że jestem ślepy i powinienem kupić sobie okulary - powiedział Draco, strącając gońca Harry'ego.

      — Ej, ja nie jestem ślepy — fuknął na Ślizgona.

      — Żartowałem, ale widziałeś minę McGonagall? — zapytał Gryfona.

      — Tak, wyglądała tak jak, by błagała Merlina, żeby któreś z nich się zjawiło.

      — Niestety, Merlin jej nie wysłuchał — odpowiedział z uśmiechem Draco.

      — Ta, nie wysłuchał. A co będzie, jeśli Dumbledore się dowie i ich wywali? — zaniepokoił się Harry.

      Myśląc nad tym, co zrobić , by dyrektor o niczym się nie dowiedział, usłyszeli, że ktoś wychodzi z kominka. Spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli McGonagall. Jej twarz mówiła jedno - jeśli nie pojawią się na kolacji, to ich przeklnę.  Usiadła w milczeniu na fotelu. Pierwszy ciszę przerwał Draco

      — Coś się stało, pani profesor? — zapytał, choć dobrze znał prawdę.

      — Przyszłam po tę dwójkę — odparła zrezygnowana.

      —  Czyli Snape'a nie ma u siebie? — spytał Harry.

      — Ale tyś bystry — skomentował Draco.

      — Gdyby był u siebie, to mnie by tu nie było.

      — Co zamierza pani zrobić? — spytał Draco

      — Zaciągnąć ich siłą na tę kolacje — powiedziała. — Dyrektor od śniadania męczy mnie pytaniami, gdzie oni są, jednocześnie wskazując, że jeśli nie przyjdą na kolację, to się zagłodzą.

      — Wie? — zapytali niemal równocześnie.

      — Nie, ale jeśli nie zjawi się choć jedno, zacznie coś podejrzewając, o ile już tego nie robi. Hermionę usprawiedliwiłam, że miała ciężką noc i ją nadrabia.

      — A Snape? —spytał Draco

     — Szuka na Pokątnej jakieś fascynującej książki.

      — To trzeba ich tam siłą zaprowadzić — stwierdził Draco.

      — Co oni w ogóle cały dzień tam robią? — spytał Harry.

     — Rozmawiają — powiedział żartobliwie Draco.

      McGonagall popatrzyła na nich, lekko się uśmiechając. Wstała z fotela i swoje kroki skierowała w stronę pokoju swojej podopiecznej. Zapukała, a gdy usłyszała „proszę”, nacisnęła klamkę. Zamknęła drzwi za sobą, i stała w milczeniu, czekając aż któreś z nich coś powie.