sobota, 19 kwietnia 2014

Ogloszenie

Z powodów osobistych muszę zawiesic bloga... Nie wiem ile to potrwa i czy wogóle wróce :-(  . Dziękuję Wam za to że czytaliście to co pisałam.  Mam napisane kilka rozdziałów, które moge Wam wstawić, w częściech lub w całości. Wiedcie, że pisanie dla Was sprawiało mi naprawde dużo radości. Sevmione zawsze pozostanie moim ulubionym paringiem i nic nigdy tego nie zmieni.
Jeszcze raz dziekuje Wam i naprawdę przepraszam, że najprawdopodobniej nie skończe tego paringu. :-(
Pozdrawiam Tora no Hana :-(

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 11



Oto dla Was kolejny rozdział mam nadzieję, że się spodoba. Proszę o komentarze. Rozdział dedykuje wszystkim Obserwatorom.
Pozdrawiam Tora no Hana



     
      — Siadać! — krzyknął, patrząc na uczniów, którzy zdają się widzieć go pierwszy raz w życiu — Czy ja muszę mówić wam wszystko co macie robić? — zasyczał — SIADAĆ! — znów wrzasnął.
Uczniowie siedzieli cicho, starając się nie poruszyć, żeby nie dać mu pretekstu do krzyków. Siedzieli w milczeniu czekając jak nauczyciel, który siedział za swoim biurkiem coś powie.
     — Dzisiaj uwarzycie eliksir słodkiego snu, jeśli ktoś z was źle go zrobi nie zaliczy przedmiotu, jego karą będzie szlaban u pana Filcha.
Po sali przeszedł szmer protestu.
     — Tak nie można — zaprotestował Goyle.
     — Szlaban, dzisiaj, u pana Filcha panie Goyle! — warknął Snape.
     — Za co? — spytał głupkowato chłopak.
     — Minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu za podważanie zdania nauczyciela — powiedział o wiele zimniejszym tonem niż normalnie.
     Hermiona spojrzała na Draco myśląc, że może on wie, co dziś wstąpiło w Snape'a, ale on wyczuwając jej nieme pytanie, wzruszył ramionami. Zaczęła się zastanawiać jak przeżyją ledwo co rozpoczęte dwie godziny eliksirów plus zastępstwo za obronę przed czarną magią, bo profesor który ich do tej pory uczył nie okazał się specem w tej dziedzinie za jakiego go miano i od ponad miesiąca nie mieli zajęć z tego przedmiotu. Cała szkoła wiedziała, że dyrektor szuka kogoś odpowiedniego na to stanowisko, ale póki co żaden nie spełnił jego wymagań. A dziś, jak na złość musieli trafić na zastępstwo ze wściekłym nietoperzem.
     — Brać kociołki i do roboty! — krzyknął, a uczniowie potulnie wzięli się do pracy, przy tym starając się omijać go szerokim łukiem w drodze po składniki do eliksiru. Kiedy każdy uczeń był już gotowy do warzenia eliksiru nagle wstał zza biurka.
     — Jak długo przygotowuje się ten eliksir? — zapytał nie wskazując nikogo do odpowiedzi.
Nikt nie podniósł ręki nawet Hermiona, która znała odpowiedź. Nie chciała dać mu pretekstu do wypominania przy ķlasi, że robi za zarozumialca.
     — Nikt? — zadrwił — Może pan Potter? — spytał.
     — Cztery godziny — szepnęła Hermiona.
     — Cztery godziny profesorze — powtórzył Harry.
     — Dziękuję panno Granger, ale pytałem pana Pottera. Minus dwadzieścia punktów dla Gryffindoru za podpowiadanie — Siadaj Potter — warknął — Jako, że dziś mamy właśnie aż cztery godziny,przypominam, zrobicie ten eliksir. Nikt kto go nie skończy nie wyjdzie z sali. Zrozumiano? — zapytał. Odpowiedział mu cichy pomruk. Jeszcze przez chwilę przyglądał się uczniom, a potem usiadł z powrotem za biurkiem.
      Uczniowie pracowali w skupieniu, nikt nie śmiał szepnąć chociażby drobnego słówka. Mistrz Eliksirów czasami przechadzał się po klasie nie omieszkając nakrzyczeć na tych, którzy wedlug niego źle warzyli eliksir, gdy znalazł taką ofiarę czyścił jej kociołek i kazał zacząć od nowa. Hermiona była wdzięczna, że dzień powoli się kończył. Po lekcjach, tak jak poprosił dyrektor poszła do niego wraz z Draco.
      — Dzień dobry dyrektorze — powiedzieli jednocześnie.
      — Witajcie — odpowiedział z uśmiechem — Zaraz przyjdą pozostali — dodał — Dropsa? — zaproponował przybliżając niewielką paczkę słodyczy.
       — Nie, dziękuję — znów odpowiedzieli jednocześnie.
       — Jacy pozostali? — wtrąciła Hermiona.
       — Jest sprawa, o której chciałem porozmawiać głównie z tobą, ale później postanowiłem, że pewne osoby także powinny o tym wiedzieć.
W tym momencie do gabinetu weszli Snape, profesor McGonagall i Harry.
       — Usiądźcie moi drodzy — powiedział dyrektor.
       — Daruj sobie te uprzejmości — warknął Snape.
      — Usiądziemy i porozmawiamy — powiedział stanowczo Dumbledore. Gdy każdy zajął swoje miejsce, znów zabrał głos — Wiem, że niektórym z was się to nie spodoba, a inni się wręcz na to nie zgodzą — tu spojrzał wymownie na Severusa — Nie zrozum mnie źle Severusie, byłem wczoraj z wizytą u Weasley’ów, Molly wręcz błagała mnie żebym cofnął zawieszenie Rona.
     Hermiona natychmiast zbladła, na samą myśl że Ron może wrócić; a Snape zerwał się wściekły na nogi.
        — Nie! — krzyknął.
        — Wiem, że to ciężkie, ale pan Weasley obiecał mi, że nie zbliży się do Hermiony — zapewnił Dumbledore.
        — Racja, nie zbliży się do niej, ale ja nie zgadzam się na jego powrót — warknął Snape.
        — A kiedy miałby wrócić? — wtrącił Draco, nieświadomie wypowiadając na głos myśl wszystkich.
        — Po świętach — odparł — Nie wcześniej — zapewnił.
       — Naturalnie jeśli Hermiona się zgodzi nikt nie będzie się sprzeciwiał — dodał po raz drugi w krótkiej chwili patrząc znacząco na Snape’a.
      — Czy ty naprawdę nie pamiętasz co się stało na spotkaniu Zakonu? I dlaczego? — odwarknął nauczyciel.
      — Pamiętam. A poza tym od stycznia Moody ma uczyć OPCM — wtrącił.
      — Dlatego chcesz sprowadzić pana Weasley’a z powrotem — zauważyła Minerwa.
      — I nie był pan u pani Weasley, prawda? — dopytał Harry.
     — Nie byłem — przyznał dyrektor — I dlatego proszę was o zgodę, nie chcę by ktokolwiek się o tym dowiedział.
      — I pewnie żeby Moody nic nie podejrzewał? — warknął Snape.
     — Niech... — zaczęła Hermiona, a wszyscy skupili się na niej — Niech wróci. Ale ma trzymać się z daleka.
     — Skoro ma wrócić, na lekcjach będzie siedział w ostatnich ławkach, a ty blisko nauczycieli z Potterem, bo z Malfoy byłby zbyt podejrzany. Tak samo, na zajęcia, posiłki, do biblioteki, gdziekolwiek, bierzesz któregoś z nich. Weasley’owi może odbić w każdej chwili, więc lepiej nie ryzykować. Jasne? — zapytał Snape.
Skinęła twierdząco głową.
     — Czy wszyscy się zgadzają? — spytał na wszelki wypadek Dumbledore.
      — Nie mamy wyjścia, skoro chcesz wszystko utrzymać w tajemnicy — odpowiedziała za wszystkich Minerwa.
***
     Wyszedł z kominka w Norze, rozejrzał się, ale salon był pusty. Wygodnie rozsiadł się na kanapi czekając na któregoś z domowników.
      — Co cię do nas sprowadza Albusie? — spytała Molly w chwili gdy był już gotowy wracać z powrotem do Hogawrtu. Za nią stał Artur z bliźniakami i głęboko w dali Ron.
       — Mam dla was dobrą nowinę, a tak przynajmniej mi się wydaje — odpowiedział — Ze względu na to, że w styczniu przybędzie nowy nauczyciel OPCM, którym nota bene będzie Alastor ustaliłem z innymi, że Ron może wrócić po świętach do szkoły.
      — To Hermiona nie jest już zła? — zapytał Ron nie pewnie.
     — O nią się nie bój, wracasz do szkoły tylko niej. Oczywiście na warunkach panny Granger i Severusa. Jeśli złamiesz którykolwiek z nich zostaniesz przeklęty przez cztery osoby zanim ja chociażby zdążę kiwnąć palcem — dodał żartobliwie.
      — Przez kogo? — spytał zaciekawiony nagle Fred.
     — Opiekunkę Gryffindoru to raz, dwa to Harry, a pozostali to dwa węże, które niezbyt lubią waszego brata.
      — Jakie są warunki dyrektorze? — spytał szybko Ron nie dając okazji bliźniakom do żartów.
      — W zasadzie jedna i prosta, niezależnie od sytuacji masz nie zbliżać się do Hermiony. Na lekcjach będziesz siedzieć z tyłu, co do posiłków to nie wiem, ale Hermiona na pewno przesiądzie się bliżej początku stołu.
     — Dziękuję — powiedział po chwili Ron.
     — Nie mnie powinieneś dziękować, a Hermionie. To ona wyraziła zgodę na twój powrót, chociaż bardzo nie chętnie. Lepiej zacznij przykładać się do eliksirów bo jak znam Severusa nie przekona się do ciebie do samego końca — z tymi słowami zniknął w zielonych płomieniach.
***
     Siedział w swoim fotelu i przyglądał się ogniowi tańczącemu w kominku. Rozmyślał nad tym co się teraz wydarzy, po tym jak Weasley wróci do szkoły. Bał się, że gdy stanie zbyt blisko niej, wybiegnie z sali obgadywana przez wszystkich. Nie chciał powtórzenia sytuacji ze spotkania Zakonu. Doskonale wiedział, że prócz niego będą chcieli wyjść za nią Potter i Malfoy dając przy tym jedynie więcej powodów do bezsensownego plotkowania. Całę szczęście, że Potter będzie blisko.
     Z zamyślenia wyrwał go piekący ból w lewym przedramieniu. Wstał z fotela, założył szaty śmierciożercy, wysłał patronusa do dyrektora i skierował się do punktu aportacyjnego.
Wyszedł na błonia uważając, by nie zostać dostrzeżonym przez uczniów. Z cichym pyknięciem zniknął, pojawiając się przed Malfoy Manor.
    W głównej sali czekali na niego Lucjusz i Voldemort. Przypomniał sobie. Dzisiaj mieli dostać list od Draco.
***
     Siedziała z chłopakami w pokoju wspólnym patrząc jak drzewo w kominku pęka pod wpływem ciepła.
       — Wiecie dlaczego Snape był dzisiaj taki wsciekły? — spytał Harry.
        — Nie — odpowiedziała Hermiona mało dyskretnie patrząc na Draco.
        — Powiemy mu? — spytał Draco nie pewnie.
        — Jesteś pewny? — odparła dziewczyna. Skinął głową.
        — Ale co powiedzieć? — wtrącił Harry wodząc wzrokiem od jednego do drugiego.
       — Draco dostał dzisiaj list od rodziców — powiedziała Hermiona.
       — Chcą żebym w święta przystąpił do śmierciożerców — dodał Draco.
       — Jednak on nie jedzie na święta do domu — dokończyła.
      — Czyli nie będę musiał cię zabić? — spytał Harry z uśmiechem.
      — Nie — roześmiał się — A co za tym idzie, od dziś rana nie jestem już Malfoy’em.
    — Napisali, że jeśli wybierze inną drogę zostanie wydziedziczony — wyjaśniła widząc zmieszaną minę Harry’ego.
      — I to dlatego Snape chodzi taki wściekły? — spytał Harry w duszy w to powątpiewając.
     — Nie — zaprzeczył Draco — Chodzi wściekły, bo dzisiejszej nocy będzie wezwany tak samo jak mój ojciec. Wiedział już od września, starał się o tym nie myśleć, ale gdy dowiedział się, że dostałem list i na niego odpowiedziałem, nie wytrzymał — wyjaśnił.
     Hermiona wstała zdeterminowana, ale Harry złapał ją za nadgarstek.
      — Gdzie idziesz o tej porze?
      — Na błonia — odparła zniecierpliwiona.
     — Nie — powiedział Harry wzmacniając uścisk.
    — Puść ją, i tak pójdzie — Hermiona wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać — Później ci wyjaśnię — zwrócił się do Harry’ego.

   — Wyśle Wam patronusa — wychodząc z pokoju    


       Wybiegła z zamku jak oszalała, pewna że nikt jej nie widział usiadła na ulubionej ławce i czekała.