mimo wielkich chęci chciałam rozdział wstawić 13 stycznia, ponieważ jest to ważna dla mnie data. dokładnie rok temu 13 stycznia pojawił się prolog. Naprawdę ten czas spędzony minął mi bardzo szybko. miałam chwile zwątpienia, czy wg kontynuować ten blog, ale jednak postanowiłam z Wami zostać.
Chcę bardzo podziękować wszystkim, którzy czytają moje wypociny :)
Dziękuje Wam za :
- Łączną liczbę wyświetleń 25 442
- 269 komentarzy
i przede wszystkim za każde miłe słowo. Jesteście niezastąpione.
Chcę jeszcze podziękować :
- Eilicaryn (mojej przyjaciółce)
- may jailer ( mojej kochanej becie, dzięki wielkie za nominację )
- bullek (jesteś kochana mam nadzieję, że po przeczytaniu rozdziału mnie nie zabijesz)
- always ( dzięki za każdą cenną radę, zwłaszcza na samym początku)
- córce ciemności (dziękuje za nominacje, ciesze się że ktoś docenił moje 'dzieło'
- BellatriX
- Silver Arrow ( dzięki za udostępnienie na fejsie)
- Kornelia Szymała ( Twoje komentarze są epickie)
- Hachi ( czytając Twoje komentarze zawsze jestem ciekawa jak zareagujesz na kolejny rozdział.)
Wybaczcie pewnie większą grupę z Was pominęłam. Ale chcę jeszcze raz podziękować Wszystkim i z każdemu z osobna. Mam nadzieję, że dotrwacie ze mną do samego końca tej historii.
dobra koniec gadania zapraszam do czytania i oczywiście komentowania. A właśnie jest mi bardzo miło, że pod ostatnim rozdziałem jest tyle komentarzy.
Na pytania dot. nominacji postaram się odpowiedzieć jak najszybciej.
Kolejny rozdział będzie dopiero w marcu, ponieważ teraz zaczyna mi się sesja :(
Pozdrawiam Tora
Severus stał przed bramą dworu Malfoyów. Machnięciem
różdżki otworzył ją i wszedł do środka. Przeszedł szybkim krokiem przez
korytarz i po chwili znalazł się w sali spotkań wewnętrznego kręgu
śmierciożerców.
Było ich około dwudziestu, a każdy z nich na twarzy miał już swoją maskę; oprócz Severusa, tylko jeszcze jeden poplecznik Czarnego Pana posiadał złotą. Był on nieprzewidywalny niczym Bella; podobnie jak ona, potrafił zadawać tyle bólu, ile tylko zapragnął. Czasami bezcześcił zaklęciami ciało osoby, która już od dawna nie żyła. Zadawanie bólu w walce jako jedyne powodowało, że się uspokajał, potrafił zachowywać się w domu jak przykładny mąż. Być może ból był jego celem, głównym dążeniem w życiu?, pomyślał Snape.
Podczas, gdy nauczyciel obserwował zgromadzonych, czekając na mowę Czarnego Pana, mężczyzna w złotej masce podszedł do niego.
— Czyżbyś się stresował, Severusie? — zapytał.
— Ja się nie stresuję, ani nie boję, Lucjuszu — powiedział niewzruszonym głosem, choć w głębi serca rozpaczał nad tym, co nieuniknione.
— Witajcie, moi słudzy... — Rozmowę przerwał im głos Voldemorta. — Od dziś ministerstwo będzie należeć do nas. — W pomieszczeniu rozległ się okrzyk radości. —Więc na co czekamy? — Z tymi słowami Voldemorta, wszyscy śmierciożercy zniknęli z sali. Teleportowali się kilka metrów od domu Knota.
Nie minęła chwila, gdy zmaterializował się ktoś jeszcze, stając z Voldemortem twarzą w twarz - o ile wężową czaszkę Voldemorta można było nazwać twarzą. Na przeciw Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, pojawił siwy czarodziej, trzymając w ręku najpotężniejszy magiczny kawałek drewienka - Czarną Różdżkę.
— Skończ to, Tom — powiedział srogim tonem Albus.
— Jesteś głupcem, Dumbledore, że się tu pojawiłeś.
Albus skierował pierwszy promień zaklęcia w stronę Toma. Ten bez najmniejszych oporów go odparł.
Walczyli jak równy z równym. Z domu ministra wybiegło dwóch aurorów, kierując swój atak na dwóch śmierciożerców. Następnie, jakby na komendę, wszyscy pozostali wkręcili się w wir walki.
Hermiona nieprzerwanie próbowała znaleźć Severusa, jednak nigdzie go nie dostrzegła. Nie wiedziała, jak długo już walczy ze śmierciożercą stojącym przed nią. Za każdym razem powstrzymywała się przed rzuceniem Avady, bo bała się, że pod maską może kryć się Severus.
Nie wiedziała, jak to się stało, ale jej przeciwnik nagle padł martwy na ziemię. Rozejrzała się dookoła, by zobaczyć, czy ktoś jest w pobliżu, jednak widziała tylko kolorowe światła, które wystrzeliwały z końców różdżek. Przypominały sylwestrowe fajerwerki. Zauważyła, że jeden ze śmierciożerców wchodzi do domu ministra. Nie zwracając uwagi na groty śmigające nad jej głową, pobiegła w stronę intruza.
W przedpokoju leżało dwóch aurorów - nie znała ich. Nagle usłyszała krzyk, który dobiegał z góry. Pobiegła schodami ile sił w nogach i zobaczyła, jak zakapturzona postać trzyma różdżkę wycelowaną w Knota.
Śmierciożerca chyba wyczuł jej obecność, bo odwrócił się w jej stronę. Zdjął maskę i spojrzał na dziewczynę z obrzydzeniem. Hermiona z przerażeniem stwierdziła, że nie wie, co robić: trzymała różdżkę wyciągniętą w kierunku Bellatriks, której twarz wykrzywił szaleńczy dziki uśmiech.
— Czego tu szukasz, brudna dziewucho?! — krzyknęła na Hermionę, która rozpoczęła atak.
Walczyły długo, żadna z nich nie wiedziała, ile to trwało. Hermiona zobaczyła tylko, jak minister powoli kieruje się jak najdalej od miejsca pojedynku. W pewnym momencie Bella, podobnie jak często czynił to jej mistrz, samoistnie uniosła się w powietrze i wyleciała przez okno na zewnątrz. Poruszała się jak czarny kruk, który zapragnął wolności.
Hermiona wyjrzała za nią i zauważyła, że na polu bitwy nie było ani jednego śmierciożercy. Zeszła na dół razem z ministrem. Przekazała go aurorom i zniknęła z pozostałymi członkami Zakonu.
Zmaterializowała się przed bramą szkoły. Była tak wykończona dzisiejszym dniem, że marzyła już tylko o śnie. Wiedziała, że Severus tej nocy nie wróci cały, więc udała się do jego komnat, rzucając odpowiednie zaklęcie tak, by ją obudziło, gdy ktokolwiek będzie chciał się dostać do środka. Położyła się na kanapie, którą Snape wyczarował po obiedzie i przykryła się kocem.
Było ich około dwudziestu, a każdy z nich na twarzy miał już swoją maskę; oprócz Severusa, tylko jeszcze jeden poplecznik Czarnego Pana posiadał złotą. Był on nieprzewidywalny niczym Bella; podobnie jak ona, potrafił zadawać tyle bólu, ile tylko zapragnął. Czasami bezcześcił zaklęciami ciało osoby, która już od dawna nie żyła. Zadawanie bólu w walce jako jedyne powodowało, że się uspokajał, potrafił zachowywać się w domu jak przykładny mąż. Być może ból był jego celem, głównym dążeniem w życiu?, pomyślał Snape.
Podczas, gdy nauczyciel obserwował zgromadzonych, czekając na mowę Czarnego Pana, mężczyzna w złotej masce podszedł do niego.
— Czyżbyś się stresował, Severusie? — zapytał.
— Ja się nie stresuję, ani nie boję, Lucjuszu — powiedział niewzruszonym głosem, choć w głębi serca rozpaczał nad tym, co nieuniknione.
— Witajcie, moi słudzy... — Rozmowę przerwał im głos Voldemorta. — Od dziś ministerstwo będzie należeć do nas. — W pomieszczeniu rozległ się okrzyk radości. —Więc na co czekamy? — Z tymi słowami Voldemorta, wszyscy śmierciożercy zniknęli z sali. Teleportowali się kilka metrów od domu Knota.
Nie minęła chwila, gdy zmaterializował się ktoś jeszcze, stając z Voldemortem twarzą w twarz - o ile wężową czaszkę Voldemorta można było nazwać twarzą. Na przeciw Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, pojawił siwy czarodziej, trzymając w ręku najpotężniejszy magiczny kawałek drewienka - Czarną Różdżkę.
— Skończ to, Tom — powiedział srogim tonem Albus.
— Jesteś głupcem, Dumbledore, że się tu pojawiłeś.
Albus skierował pierwszy promień zaklęcia w stronę Toma. Ten bez najmniejszych oporów go odparł.
Walczyli jak równy z równym. Z domu ministra wybiegło dwóch aurorów, kierując swój atak na dwóch śmierciożerców. Następnie, jakby na komendę, wszyscy pozostali wkręcili się w wir walki.
Hermiona nieprzerwanie próbowała znaleźć Severusa, jednak nigdzie go nie dostrzegła. Nie wiedziała, jak długo już walczy ze śmierciożercą stojącym przed nią. Za każdym razem powstrzymywała się przed rzuceniem Avady, bo bała się, że pod maską może kryć się Severus.
Nie wiedziała, jak to się stało, ale jej przeciwnik nagle padł martwy na ziemię. Rozejrzała się dookoła, by zobaczyć, czy ktoś jest w pobliżu, jednak widziała tylko kolorowe światła, które wystrzeliwały z końców różdżek. Przypominały sylwestrowe fajerwerki. Zauważyła, że jeden ze śmierciożerców wchodzi do domu ministra. Nie zwracając uwagi na groty śmigające nad jej głową, pobiegła w stronę intruza.
W przedpokoju leżało dwóch aurorów - nie znała ich. Nagle usłyszała krzyk, który dobiegał z góry. Pobiegła schodami ile sił w nogach i zobaczyła, jak zakapturzona postać trzyma różdżkę wycelowaną w Knota.
Śmierciożerca chyba wyczuł jej obecność, bo odwrócił się w jej stronę. Zdjął maskę i spojrzał na dziewczynę z obrzydzeniem. Hermiona z przerażeniem stwierdziła, że nie wie, co robić: trzymała różdżkę wyciągniętą w kierunku Bellatriks, której twarz wykrzywił szaleńczy dziki uśmiech.
— Czego tu szukasz, brudna dziewucho?! — krzyknęła na Hermionę, która rozpoczęła atak.
Walczyły długo, żadna z nich nie wiedziała, ile to trwało. Hermiona zobaczyła tylko, jak minister powoli kieruje się jak najdalej od miejsca pojedynku. W pewnym momencie Bella, podobnie jak często czynił to jej mistrz, samoistnie uniosła się w powietrze i wyleciała przez okno na zewnątrz. Poruszała się jak czarny kruk, który zapragnął wolności.
Hermiona wyjrzała za nią i zauważyła, że na polu bitwy nie było ani jednego śmierciożercy. Zeszła na dół razem z ministrem. Przekazała go aurorom i zniknęła z pozostałymi członkami Zakonu.
Zmaterializowała się przed bramą szkoły. Była tak wykończona dzisiejszym dniem, że marzyła już tylko o śnie. Wiedziała, że Severus tej nocy nie wróci cały, więc udała się do jego komnat, rzucając odpowiednie zaklęcie tak, by ją obudziło, gdy ktokolwiek będzie chciał się dostać do środka. Położyła się na kanapie, którą Snape wyczarował po obiedzie i przykryła się kocem.
***
Wszyscy śmierciożercy ponownie znaleźli się
w sali spotkań. Żaden z nich się nie odezwał, każdy bał się reakcji Voldemorta.
Dobrze wiedzieli że ta misja okazała się kompletną katastrofą. Nie dość, że
stracili pięciu swoich, to na dodatek Bellatriks co chwilę wrzeszczała, dając
upust swojej złości.
— To ta brudna dziewucha mnie powstrzymała, mój panie! Miałam go, gdyby się nie zjawiła, Knot gryzłby już ziemię i wąchał kwiatki od spodu — powiedziała, patrząc w czerwone jak płomienie oczy, w których była wyraźnie widziała wściekłość. Słowo „kwiatki” wypowiedziała z takim obrzydzeniem, z jakim człowiek dotyka martwego zwierzęcia, uwalanego krwią.
— Dałaś pokonać się szlamie! — krzyknął na nią.
— Tak… — przyznała.
— Poniesiesz za to karę. Crucio!
Bella upadla na posadzkę, a inni patrzyli, jak przez prawie godzinę przeszywał ją niewyobrażalny ból. Kiedy Voldemort skończył ją torturować, pokornie skierowała się w stronę pozostałych śmierciożerców.
Następnie podchodził po kolei do każdego ze śmierciożerców, wpatrując się w nich, a następnie przemówił.
— Jest wśród nas zdrajca. Jest tu ktoś, kto jest niegodzien nazywać się śmierciożercą. Kto zdradził?! — krzyknął.
Nikt się nie poruszył. Podszedł do początku rzędu. Spojrzał na pierwszego ze swoich sług, nie mówiąc nic. Zabił go. Podszedł do kolejnego, którego spotkał ten sam los. Nim doszedł do Severusa, uśmiercił jeszcze ośmiu.
— A ty, Severusie, zdradziłeś mnie? — zapytał.
— Nie, mój panie — skłamał.
Voldemort wpatrywał się w Snape’a. Przeszywał go spojrzeniem, przeglądał myśli.
— Crucio! — krzyknął, jednak Severus nawet nie drgnął. Po chwili, gdy zaklęcie zaczęło przybierać na sile, upadł.
Pozostali patrzyli na to, co robi ich pan. Po czterech godzinach nieustannych tortur, przerwał i spojrzał na niego.
— Zdradziłeś mnie, Severusie? — zapytał ponownie
— Nie, mój panie.
— Nie wydaje mi się, byś mówił prawdę. Zawsze byłeś mi posłuszny i wierny, więc dlaczego dzisiejsza misja się nie powiodła?
— Nie wiem, mój panie. Wybacz, że cię zawiodłem — powiedział, patrząc na Voldemorta.
— Po czyjej jesteś stronie, Severusie?
— Po twojej, mój panie.
Snape spojrzał z niepokojem na Voldemorta, gdy ten się odwrócił. Czarny Pan krążył po pomieszczeniu, myśląc nad tym, że coś tu nie gra. Odwrócił się gwałtownie i wdarł się brutalnie do umysłu Snape’a, który w ostatniej chwili uruchomił bariery chroniące wspomnienia związane z Hermioną. Nie zdążył jednak ukryć tych związanych z zebraniami Zakonu czy zdawaniem relacji Albusowi.
— Zdrajca! — krzyknął Voldemort.
Wszyscy automatycznie odsunęli się od niego jeszcze bardziej, patrząc z obrzydzeniem.
— Dlaczego? — zapytał Severusa, który milczał. — Dlaczego? — powtórzył pytanie, lecz znów nie uzyskał odpowiedzi. — Teraz nie zaznasz spokoju. Każdy, kogo zdradziłeś, będzie zadawał ci ból z przyjemnością. — Po sali rozległ się okrzyk radości.
— Bello, ty pierwsza — wywołał ją spośród wszystkich.
— Dziękuję za ten zaszczyt, mój panie.
Podeszła do Severusa, posyłając w stronę kilka cruciatusów. Z każdą chwilą była coraz bardziej nieokiełznana. Klątwy słane w jego stronę stawały się coraz bardziej wyrafinowane. W pewnym momencie ból ustał, lecz nie na długo. Kolejna fala cierpienia pochodziła od Lucjusza, który również nie próbował nawet nad sobą panować.
Podczas pierwszych uderzeń zaklęciami, starał się jak najbardziej odprężyć, tak by jak najmniejsza ilość jego mięśni była spięta. Czuł, jak wszystkie jego wnętrzności rozdzierają się od środka, a on nie może nic na to poradzić. Jego krzyki wypełniały całą komnatę, a gdyby mogły nieść się jeszcze dalej, poza mury rezydencji Malfoyów, z pewnością usłyszeliby je ludzie z okolicznych mieszkań.
Na tych dwojgu tortury tego dnia się skończyły. Zaprowadzili zmasakrowanego Severusa do ciemnego lochu. Jedyne, co mu dali, to eliksiry na zasklepienie ran, by mógł przetrwać kolejną serię tortur.
Tom pragnął, by Snape cierpiał każdego dnia jeszcze bardziej. Chciał się nim bawić, ale póki co, nie planował go zabijać.
— To ta brudna dziewucha mnie powstrzymała, mój panie! Miałam go, gdyby się nie zjawiła, Knot gryzłby już ziemię i wąchał kwiatki od spodu — powiedziała, patrząc w czerwone jak płomienie oczy, w których była wyraźnie widziała wściekłość. Słowo „kwiatki” wypowiedziała z takim obrzydzeniem, z jakim człowiek dotyka martwego zwierzęcia, uwalanego krwią.
— Dałaś pokonać się szlamie! — krzyknął na nią.
— Tak… — przyznała.
— Poniesiesz za to karę. Crucio!
Bella upadla na posadzkę, a inni patrzyli, jak przez prawie godzinę przeszywał ją niewyobrażalny ból. Kiedy Voldemort skończył ją torturować, pokornie skierowała się w stronę pozostałych śmierciożerców.
Następnie podchodził po kolei do każdego ze śmierciożerców, wpatrując się w nich, a następnie przemówił.
— Jest wśród nas zdrajca. Jest tu ktoś, kto jest niegodzien nazywać się śmierciożercą. Kto zdradził?! — krzyknął.
Nikt się nie poruszył. Podszedł do początku rzędu. Spojrzał na pierwszego ze swoich sług, nie mówiąc nic. Zabił go. Podszedł do kolejnego, którego spotkał ten sam los. Nim doszedł do Severusa, uśmiercił jeszcze ośmiu.
— A ty, Severusie, zdradziłeś mnie? — zapytał.
— Nie, mój panie — skłamał.
Voldemort wpatrywał się w Snape’a. Przeszywał go spojrzeniem, przeglądał myśli.
— Crucio! — krzyknął, jednak Severus nawet nie drgnął. Po chwili, gdy zaklęcie zaczęło przybierać na sile, upadł.
Pozostali patrzyli na to, co robi ich pan. Po czterech godzinach nieustannych tortur, przerwał i spojrzał na niego.
— Zdradziłeś mnie, Severusie? — zapytał ponownie
— Nie, mój panie.
— Nie wydaje mi się, byś mówił prawdę. Zawsze byłeś mi posłuszny i wierny, więc dlaczego dzisiejsza misja się nie powiodła?
— Nie wiem, mój panie. Wybacz, że cię zawiodłem — powiedział, patrząc na Voldemorta.
— Po czyjej jesteś stronie, Severusie?
— Po twojej, mój panie.
Snape spojrzał z niepokojem na Voldemorta, gdy ten się odwrócił. Czarny Pan krążył po pomieszczeniu, myśląc nad tym, że coś tu nie gra. Odwrócił się gwałtownie i wdarł się brutalnie do umysłu Snape’a, który w ostatniej chwili uruchomił bariery chroniące wspomnienia związane z Hermioną. Nie zdążył jednak ukryć tych związanych z zebraniami Zakonu czy zdawaniem relacji Albusowi.
— Zdrajca! — krzyknął Voldemort.
Wszyscy automatycznie odsunęli się od niego jeszcze bardziej, patrząc z obrzydzeniem.
— Dlaczego? — zapytał Severusa, który milczał. — Dlaczego? — powtórzył pytanie, lecz znów nie uzyskał odpowiedzi. — Teraz nie zaznasz spokoju. Każdy, kogo zdradziłeś, będzie zadawał ci ból z przyjemnością. — Po sali rozległ się okrzyk radości.
— Bello, ty pierwsza — wywołał ją spośród wszystkich.
— Dziękuję za ten zaszczyt, mój panie.
Podeszła do Severusa, posyłając w stronę kilka cruciatusów. Z każdą chwilą była coraz bardziej nieokiełznana. Klątwy słane w jego stronę stawały się coraz bardziej wyrafinowane. W pewnym momencie ból ustał, lecz nie na długo. Kolejna fala cierpienia pochodziła od Lucjusza, który również nie próbował nawet nad sobą panować.
Podczas pierwszych uderzeń zaklęciami, starał się jak najbardziej odprężyć, tak by jak najmniejsza ilość jego mięśni była spięta. Czuł, jak wszystkie jego wnętrzności rozdzierają się od środka, a on nie może nic na to poradzić. Jego krzyki wypełniały całą komnatę, a gdyby mogły nieść się jeszcze dalej, poza mury rezydencji Malfoyów, z pewnością usłyszeliby je ludzie z okolicznych mieszkań.
Na tych dwojgu tortury tego dnia się skończyły. Zaprowadzili zmasakrowanego Severusa do ciemnego lochu. Jedyne, co mu dali, to eliksiry na zasklepienie ran, by mógł przetrwać kolejną serię tortur.
Tom pragnął, by Snape cierpiał każdego dnia jeszcze bardziej. Chciał się nim bawić, ale póki co, nie planował go zabijać.
***
Obudziła się rano, nie wiedząc, co ją tak niepokoiło. Wstała z kanapy, rozglądając się dookoła, ale nigdzie nie było śladu Severusa. Zmartwiona weszła do sypialni i jej oczom również ukazała się pustka. Rzuciła na siebie zaklęcie czyszczące. Jej włosy były delikatnie związane w kucyk, a szaty stały się czyste jak nowe.
Weszła do pokoju wspólnego i zobaczyła, jak chłopcy siedzą w milczeniu. Bała się zapytać o cokolwiek, więc po prostu wpatrywała sie w nich. Ciszę przerwał Draco.
— Minerwa prosiła, byś do niej przyszła.
— Co się stało?
— Ona ci powie, idź — zalecił smutnym głosem.
Hermiona ponownie zniknęła w kominku.
— Jak ona to przeżyje? — zapytał Draco, bardziej sam siebie, niż Harry’ego.
— Nie mam pojęcia — odpowiedział Harry smutnym głosem. Już jakiś czas temu zdał sobie sprawę - w zasadzie po wszystkich wydarzeniach z Ronem – że Snape nie był przeżartym złem nietoperzem, za jakiego go uważał. To Severus pomagał Hermionie, chronił ją za każdym razem, gdy tego potrzebowała. On ją wspierał, a teraz została sama. Zostawił ją.
Ciszę przerwał trzask w kominku, z którego wybiegła Hermiona, biegnąc w stronę drzwi i znikając za nimi. Zaraz potem weszła Minerwa. Nigdy wcześniej nie widzieli, by jej oczy były zaczerwienione od płaczu. Usiadła obok nich i milczeli razem.
***
Hermiona wyszła z kominka Minerwy i pierwsze, co zauważyła, to to, że nauczycielka płacze. Tylko dlaczego?
— Minerwo, co się stało? — zapytała niepewnie.
— Usiądź — poprosiła, wciąż nie patrząc na dziewczynę. Jak miała jej to powiedzieć? Jak?
— Co się stało? — powtórzyła, a wtedy Minerwa podniosła wzrok. W jej oczach gościły ból, rozpacz, niepewność i strach.
— Severus. — Wystarczyło powiedzieć to jedno słowo, by zrozumiała.
— Co z nim? — zapytała Hermiona, a w jej oczach pojawiły się łzy.
— Jak mam ci to powiedzieć?
— Co takiego?! — krzyknęła rozpaczliwie.
— Severus już nie wróci.
— Jak... To... Nie wróci? — Już płakała. Minerwa zbliżyła się do niej i objęła ją ramieniem.
— Zaczął podejrzewać, że sprawa z ministrem sprawi że, Sama Wiesz Kto posądzi kogoś z nich o zdradę.
— Czy on…? — urwała, wtulając się w opiekunkę.
— Nie wiem, nie mam pojęcia — powiedziała zapłakana, również przytulając Hermionę. — Prosił, bym ci to dała. — Podała Hermionie zwój pergaminu.
Ta niechętnie go wzięła, i zaczęła czytać:
Hermiono,
Jeżeli to czytasz, to zapewne sprawdziły się moje podejrzenia. Czarny Pan dowiedział się, że to ja powiedziałem o jego planach Zakonowi. Nie bądź zła, że Ci nie powiedziałem. Bałem się. Tyle razy miałem ochotę pozabijać wszystkich tych, którzy Cię skrzywdzili, a sam właśnie to zrobiłem. Chcę byś wiedziała, że dzięki Tobie poczułem, co to szczęście, miłość i troska.
Chciałbym Cię o coś poprosić. Weź wszystkie moje rzeczy, książki, eliksiry. Wszystko, co należało do mnie. Wiem, że zajmiesz się należycie moim księgozbiorem.
Nie opłakuj mnie, wiem że będzie ciężko...
Minerwa Ci pomoże. Gdy będziesz czegoś potrzebować — idź do niej.
Chciałbym, byś po zakończeniu szkoły zamieszkała w moim domu na Spinner’s End. Wiem, że to wszystko nie jest w stanie zapewnić Ci spokoju, na który zasługujesz.
Obiecałem, że zawsze będę przy Tobie i Cię nie zostawię - tak będzie. Jeśli naprawdę mnie kochasz, tak ja kocham Ciebie, na zawsze będę w Twoim sercu, a gdy będziesz o mnie myśleć, będę obok.
Nie powinienem tego pisać, ale będziesz ostatnia osobą, o której będę myślał, zanim zielone światło dojdzie do mojego serca.
Kocham Cię.
Severus
Trzymając wciąż list w ręku, zaczęła płakać i płakać. Wszystkie jej myśli błąkały się wokół listu od Severusa.
Wstała, weszła do kominka i z cichym pyknięciem znikła.
***
Wpadła do swojego pokoju, zabezpieczając go, by nikt nie mógł do niej wejść.
Położyła się na łóżku i, patrząc w okno, zaczęła myśleć nad tym, co właśnie miało miejsce. Dopiero teraz dopuściła do siebie tą myśl - już go nie ma, nigdy nie wróci, a ona została sama. Więcej nie zobaczy tych przepełnionych wieczną tajemnicą czarnych oczu, w których się zakochała. Jej serce rozpadło się na miliard maluteńkich części. To jakby potłuc porcelanowy dzbanek, a później próbować go skleić. Nigdy nie będzie już taki sam, już na zawsze będzie brakować małych kawałków, których nikt nie będzie wstanie dodać lub odnaleźć, by tworzyły całość. Severus dopełniał ją jak nikt inny, wiedziała, że nikogo nie będzie wstanie pokochać tak jak jego. Jej serce należało tylko do jednego czarodzieja. Nawet, jeśli ma już go nigdy nie zobaczyć, zawsze będzie jego. Po prostu, któregoś dnia, wszedł bez pukania, wraz ze swoją mroczną osobowością, do jej serca i został tam na zawsze.
Zobaczyła, że na zewnątrz się ściemniło, więc niechętnie wyszła z pokoju. Kiedy weszła do pokoju, przywitała ją cisza, której potrzebowała. Nie chciała pocieszenia, ani rozmowy z kimkolwiek. Mimo że chciała zostać sama, poszła do nich, by wiedzieli, że jeszcze żyje.
***
Gdy Minerwa weszła do pokoju wspólnego, usiadła obok chłopców. Mimo że wcześniej powiedziała im, że Severus nie wróci, oni pozostali twardzi, lecz teraz w ich oczach pojawiły się ślady łez. Pomimo kojącej ciszy, musiała im jeszcze coś powiedzieć.
— Wiem, że to może nie jest najlepszy moment, ale miałam wam to dać.
Podała im trzy zwitki pergaminu. Jeden z nich był zaadresowany do Harrego
Harry,
Zdziwiło go to, że profesor nazwał go po imieniu, choć ostatnio nie byli już wrogami. Czytał dalej.
nawet nie wiesz, jak się cieszę, że nie jesteś podobny do ojca. Żeby nie było, nie obrażam go teraz. Cieszę się, że znajdują się w Tobie wszystkie cechy Lily. Chcę, byś wiedział, że traktowałem cię tak tylko dlatego, że twój ojciec chciał tej samej kobiety którą kochałem ja, dopóki nie pojawiła się Hermiona.
Mam do ciebie prośbę. Wiem, że nie muszę o to prosić, ale bądź jej przyjacielem i nie pozwól, by ktoś ją skrzywdził.
Trzymajcie się razem, a nie zginiecie. Szczerze cieszę się, że dożyłem czasów, gdy dwóch znienawidzonych czarodziejów może zostać przyjaciółmi.
Jestem z Was dumny. Choć pewnie nigdy bym tego nie powiedział prosto w twarz.
Przepraszam.
Severus
Harry skończył czytać swój list i spojrzał na Dracona, który z obawą rozwijał pergamin. Harry’emu pociekły z oczu łzy, nie potrafił ich powstrzymać. Czuł się jakby utracił członka rodziny.
Draco, w obawie przed tym, co przeczyta, starał opóźnić otwarcie listu. W końcu jednak rozwinął zwój pergaminu i zaczął czytać.
Draco,
chcę, byś wiedział, że nigdy nie będziesz taki jak twój ojciec. Jesteś wspaniałym człowiekiem, który zasługuje na dobrą przyszłość. Moja chęć zdobycia czegoś nieosiągalnego doprowadziła mnie do kresu życia. Nawet nie wiesz, jak jestem z Ciebie dumny… choć, znając mnie, nigdy bym tego nie powiedział. Tak samo, jak wielu innych rzeczy, czego teraz żałuję.
Cieszę się, że zaprzyjaźniłeś się z Gryfonami. Jeśli chcą, to nie są wcale tacy dumni, nieprawdaż? Trzymaj się ich. Nie chcę, by stała Ci się krzywda. Mimo że jesteśmy Ślizgonami, mamy wiele cech podobnych do Gryfonów. Zawsze chcemy być najlepsi. Wiedz, że to gubi człowieka.
Twój ojciec chrzestny,
Severus
Skończył czytać i spojrzał na zapłakane twarze Minerwy i Harry’ego.
— Mogłabyś nam to przeczytać? Nie jestem w stanie przeczytać już niczego, co napisał — poprosił Draco łamiącym głosem.
— Oczywiście — powiedziała niepewnie. Sama nie była pewna, czy da radę zapanować nad emocjami. Zaczęła czytać:
Chłopcy,
proszę was, już razem, chciałbym, byście zajęli się Hermioną tak jak ja tego nie zrobiłem. Bądźcie dla niej wsparciem.
I jeszcze jedna sprawa, wesprzyjcie Minerwę. Ona jako jedyna, przez tyle lat, była mi przyjaciółką. Choć nie powinienem tego pisać, ale nie raz były sytuacje, że pozwoliłem sobie na zbyt dużo. Ona wtedy sprowadzała mnie do pionu i kazała żyć dalej. Słowa, które często powtarzała: ' nawet najgorszy nietoperz zasługuje na szczęście i miłość'… miała rację. Zawsze ją ma, choć często mówiłem jej, że się myli.
Wasz „ulubiony” profesor eliksirów.
Minerwa wybuchła głośnym płaczem.
Chłopcy, nie zważając na nic, przytulili ją.
— Nawet nie wiecie, jak mi tego starego nietoperza brakuje — powiedziała, płacząc.
Siedzieli w
ciszy. Każde z nich wspominało te dobre i złe chwile związane z Severusem.
Późnym wieczorem do pokoju weszła Hermiona, lecz nikt się nie odezwał, nikomu nie przeszkadzała ta cisza.
Późnym wieczorem do pokoju weszła Hermiona, lecz nikt się nie odezwał, nikomu nie przeszkadzała ta cisza.
Dziękuje mam nadzieje, że i ten rok będzie tak dobry.