piątek, 28 marca 2014

Rozdział 10

     Witam!
     Kolejny rozdział gotowy! Mam nadzieję, że tak jak poprzednie, przypadnie Wam do gustu. Rozdział ze szczególną dedykacją dla niecierpliwej Bullek :)
     Trzymajcie się cieplutko i do następnego :3
      Tora no Hana




    Listopad mijał, a z nim Hermiona powoli wracała do codzienności znów stając się Panną-Wiem-To-Wszystko. Wolny czas spędzała w pokoju wspólnym prefektów w towarzystwie Draco i Harry'ego, który po mało przyjemnych i drastycznych w skutkach wydarzeniach, cały czas u nich przesiadywał. W niewiadomy sposób uczniowie dowiedzieli się, że Ron został zawieszony, zauważyli jego nieobecność, a po usłyszeniu tej nowiny zasypali Harry’ego gradem pytań, co bardzo zniechęciło go do mieszkania w wieży Gryffindoru. W końcu, pewnego dnia, kiedy któraś z kolei osoba spytała go o Rona, nie wytrzymał i poprosił dyrektora o pozwolenie zamieszkania w wieży prefektów naczelnych, jeśli oni na to pozwolą.
    Dumbledore zgodził się, choć niechętnie. Przy podejmowaniu decyzji brał okoliczności, które sprawiły, że chłopak czuje się obco we własnym dormitorium.
    Natomiast Hermiona zaraz po zakończeniu lekcji schodziła do lochów na dodatkowe eliksiry. Mimo że z początku miała mieć je jedynie trzy razy w tygodniu, uważała że to za niewystarczającą ilość. Na początku kroiła tylko składniki żeby zaprzestała zbyt mocno skupiać się na tym, co i jak robi, by poczuła że nóż jest przedłużeniem ręki i jej integralną częścią. Za każdym razem gdy przychodziła Mistrz Eliksirów pokazywał jej coraz to nowsze i trudniejsze eliksiry. Podczas pracy nie raz i nie dwa nastąpił wybuch, podczas którego gdyby nie refleks Snape’a Hermiona najpewniej straciłaby głowę, jeśli nie więcej. Dzięki tym zajęciom stali się dla siebie bliżsi niż kiedykolwiek, nawzajem obserwowali się podczas pracy.
    Na lekcjach oczywiście nie było tak korowo. Za każdym razem, gdy nauczyciel robił przytyk na temat jej eliksiru, który wykonywała nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Wiedziała, że jej eliksiry są idealne chociażby ze względu, że z dnia na dzień coraz trudniejsze wywary sprawiały jej coraz mniej kłopotów.
    A koszmary – jak były tak zostały, nawet jeśli wiedziała że tuż obok, w sąsiednim pokoju śpi Harry i Draco, nie czuła się bezpieczniej. Co gorsza, nasiliły się, a Snape był wzywany częściej niż dotychczas. Wszyscy podejrzewali, że miało to związek z tym co stało się w październiku, ale nikt nie wypowiedział tych słów na głos. Ku ich zdumieniu ten trop okazał się błędny, dziewczyna potrafiła o tym mówić, wciąż drżała, a za każdym razem jej głos był silniejszy, a przerażenie zastępowała wściekłość na własną bezbronność. Ciężko było jej się z tym pogodzić, ale z dnia na dzień było co raz lepiej nawet jeśli nie mogła przebywać z Ronem w jednym pomieszczeniu. Gdy na ostatnim spotkaniu Zakonu zobaczyła go w Norze, bez namysłu weszła z powrotem do kominka wracając do Hogwartu. Nie obeszło się przy tym bez narzekań innych członków na temat jej zachowania, a niektórych irytował fakt, że ani Snape, ani Minerwa i Dumbledore nie chcieli niczego tłumaczyć, a Weasley’owie przystali, że lepiej będzie jak nikt się o tym nie dowie. Snape mimo przemożnej chęci pójścia wtedy za Hermioną został na zebraniu nie chcąc dać kolejnego powodu do plotek. Nie martwił się wiedząc, że Draco jest w pokoju wspólnym gotowy w każdej chwili jej pomóc.
    Gdy zebranie się skończyło, profesor McGonagall, Snape, dyrektor i oczywiście Harry, który tam mieszka od pewnego czasu, pojawili się w pokoju spytać czy wszystko jest już dobrze, odpowiedzią Draco były drzwi do sypiali Hermiony, w której spała. Jedyne, co ich wszystkich martwiło to bezustanne koszmary. Nie wiedzieli co mogło sprawić zeby nareszcie zasnęła spokojnie bez zażywania eliksirów.Wypróbowali nawet pomysł, na który wcześniej wpadli, jednak ani przy Harry'm ani przy Draco nie spała spokojnie.

***

    Początek grudnia, za oknem pojawiły się pierwsze płatki śniegu, a z nim myśl która nie dawała Hermionie spokoju. Święta. W tym roku miała je spędzić w zamku. Pierwszy raz odkąd pamięta, spędzi je bez rodziców. Zaczęła mniej czasu przebywać w świątecznie udekorowanym pokoju wspólnym, udając się do jedynego, niezmiennego miejsca w całym zamku – do lochów. Była wdzięczna, że Snape jej nie wyganiał ani nie krzyczał, nawet jeśli o mało nie wysadziła pracowni w powietrze. Pomimo przeraźliwego chłodu wdzierającego się pod wszystkie warstwy ubrań czuła się tutaj w pewnym sensie bezpiecznie. Po skończonym dniu korzystała z sieci fiu, a po drugiej stronie zawsze czekali na nią chłopcy.
    — Czy ty się aby czasami nie przemęczasz? — spytał Harry pewnego wieczora lustrując od stóp do głów.
    — Nie. To sprawia mi swego rodzaju przyjemność. Przy tworzeniu eliksirów zapominam co mnie otacza...
    — Tylko o nas nie zapomnij — wtrącił żartobliwie Draco
    — Nie zapomnę — odparła z uśmiechem, rozbawiona tą myślą — Liczy się wtedy tylko eliksir. Nic nie jest w stanie mnie wtedy rozproszyć - powiedziała patrząc na chłopaków.
    — Jest coś, a raczej ktoś, kto cię nie rozprasza?- zaśmiał się Ślizgom.
    — Wcale nie — zaprzeczyła zarumieniona. Fakt, jedyną osobą która ją stał się pewien mroczny gość. A jego oczy to wielka tajemnica, której jeszcze nie rozgryzła. Długie i zwinne palce, będące wstanie zrobić wszystko z prostych składników, pomyślała. Z zamyślenia wyrwał ją śmiech współlokatorów.
    — Oczywiście że nie — zakpił Harry
    — A ta zarumieniona twarzyczka to na odpowiedz na moja wspaniałą urodę? — zapytał Draco gładząc się po policzku.
    — Wypchajcie się — powiedziała rozbawiona, dumnie unosząc głowę i starając się zachować resztki honoru.
    — Dobrze, ale ja tylko mowie o moich własnych spostrzeżeniach — powiedział Draco.
    — Tłumacz sobie tłumacz, a i tak nic nie wiesz — powiedziała Hermiona idąc do swojego pokoju.

***

    Obudziła się rano z o dziwo dobrym humorem jak po kolejnej nocy pełnej koszmarów. Wstała przeciągając się,  weszła do łazienki skorzystać z porannej toalety. Po szybkim prysznicu założyła na siebie szkolne szaty i zaczeka pakować swoje rzeczy. Za nim wyszła z pokoju, jednym ruchem różdżki pościeliła łóżko. Wchodząc do pokoju wspólnego zobaczyła smutnego Ślizgona siedzącego na kanapie. Usiadła obok niego przez chwilę milcząc, czekając aż sam zacznie.
    — Co się stało? — spytała, a on spojrzał na nią ze smutkiem w oczach.
    — Dostałem list od matki — mówiąc to podał jej list.
    Draco,
    W tym roku po świętach dołączysz jak każdy z naszej rodziny do grona Czarnego Pana. Pod czas uroczystości zostaniesz naznaczony Mrocznym Znakiem. Ojciec jest z ciebie dumny, nie spraw mu zawodu.
P.S. chce dla ciebie jak najlepiej. Podejmij właściwą decyzję dla siebie i twojej przyszłości. Jednak, jeśli wybierzesz, że nie chcesz być po stronie Czarnego Pana, oznacza to że nie będziesz już dłużej Malfoy'em, ojciec nie będzie wstanie ci tego wybaczyć.
Kocham cię,
Mama
   
— Co zamierzasz zrobić? — spytała nie pewnie patrząc na list.
    — Nie wiem? — odpowiedział bardziej pytając niż stwierdzając,  z głową spuszczoną w dół, którą podpierał na dłoniach.
    Powoli zbliżyła się do niego, uniosła głowę skłaniając go tym samym by na nią spojrzał.
    — Nie jestem w stanie skrzywdzić kogokolwiek, kto nie zasłużył na cierpienie. A z drugiej strony stoi mój ojciec oczekując ode mnie właśnie tego.
    — Draco, cokolwiek postanowisz, zaakceptuję to — powiedziała Hermiona
    — Matka dała mi wybór, ale jeśli wybiorę tą drugą opcję to mnie wydziedziczą — powiedział uśmiechając się, nagle znajdując w sobie nowe pokłady siły.
    — To jaką podejmiesz decyzję ? — spytała niepewnie.
    — Czuję w kościach, że komuś się to nie spodoba, ale raz się żyje — uśmiechnął się.
    — Musisz to przemyśleć. Żebyś nie żałował tej decyzji przez cale życie jak pewnie żałuje...-urwała, przypominając sobie dzień, gdy znalazła Snape'a na błoniach. Nie była by wstanie tego znieść jeśli on miałby cierpieć tak samo.
    — Jak Snape — dokończył za nią Draco. Zerknął ku niej, a w jej oczach lśniły łzy.
    — Hermiona ja już dawno podjąłem decyzję. I ona się nie zmieniła — powiedzial pewnie.
    — I jaka jest? — spytała nerwowo.
    — Ojciec mnie wydziedziczy, pewnie będę musiał zmienić nazwisko, ale mam to gdzieś. Jestem z ich krwi, ale nigdy nie będę taki jak oni — odpowiedział stanowczo.
    — Czyli?
    — Nie jadę na święta do domu — rzucił z uśmiechem.
    — Naprawdę? — spytała z niedowierzaniem.
    — Tak — odpowiedział pewnie
    — Trzeba powiedzieć o tym Snape'owi — powiedziała do chłopaka
    — Nie muszę — wzruszył ramionami — Bo rozmawiał już ze mną jakiś czas temu. Wiedział że list to tylko kwestia czasu i chciał wiedzieć jaką decyzję podjąłem. Powiedziałem mu, a on już mnie tym nie męczył. Choć w jego oczach zobaczyłem strach i ból. Czego często nie ukazuje.
    — Dobrze — powiedziała wstając — Chodź bo spóźnimy się na eliksiry. Śniadanie i tak już przegapiliśmy.
    — To chodź.
    Wzięli swoje rzeczy i szybko zaczęli schodzic na dół. W drodze do lochów spotkali dyrektora.
    — Dzień dobry panno Granger i panie Malfoy.
   — Dzień dobry dyrektorze- odpowiedzieli chórem.
    — Zastanawiam się czemu nie było państwa na śniadaniu? — spytał dyrektor. Milczeli.
    — Ważne sprawy jak rozumiem — uśmiechnął się.
    —Tak — odpowiedzieli wymieniając spojrzenia.
    — Chcę żebyście po lekcjach przyszli do mnie
    — Dobrze, a coś się stało? — spytała Hermiona
    — Nie. idźcie teraz na lekcje bo inaczej się spóźnicie.
    — Już idziemy — powiedział Draco
    Doszli do sali i od razu usłyszeli znany im glos, a raczej warknięcie.
    — Wchodzić — warknął nauczyciel otwierając drzwi pracowni.

     

niedziela, 23 marca 2014

Do Was :-)

Miniaturki, które dla Was napisze to :
1. Sevmione
2. Dramione
3. Remus/Tonks ( kompletnie nie wiem jak ja napisze, ale będę się starac, żeby wyszła jak najlepiej)
Pierwsza miniaturka pojawi się około 20 kwietnia lub jeśli znajde siły to 18.04 ( w moje urodziny) :-)
Wiecej propozycji nie było więc postanowiłam, że napisze wszystkie.  :-)

piątek, 21 marca 2014

Rozdział 9


Z okazji Dnia Wagarowicza (mnie już on nie dotyczy ;_; szkoda.) i Pierwszego dnia Wiosny, składam kolejny rozdział w Wasze ręce.
Życzę miłego czytania. Mam nadzieją że rozdział Wam się spodoba.  
 Tora no Hana

  — Panie Weasley — zaczął dyrektor mierząc go ostrym spojrzeniem, na co Ron wzdrygnął się nie odzywając się jednak ani słowem — To pana różdżka? — spytał podnosząc ją do góry by mógł ją dokładniej zobaczyć.
    — Tak — mruknął pod nosem.
    — Może nam pan powiedzieć co to za zaklęć wczoraj użyłeś? — nie odpowiedział — A może co pan nią robił? — tu również odpowiedziała mu jedynie cisza.
    — Chce pan nam coś powiedzieć, panie Weasley? — spytała swojego podopiecznego szczególnie kierując nacisk na pierwsze słowa. Jednak i to pytanie zbył milczeniem.
    — Niech pan usiądzie — wskazał mu miejsce przed biurkiem — Severusie? — nauczyciel podszedł do niego wściekły do granic możliwości wcześniej dając znak Minerwie by usiadła przy Hermionie — Sprawdź panu Weasley'owi pamięć — przykazał. Odwrócił się żeby upewnić się, czy McGonagall jest już przy niej. A potem skierował pełne furii spojrzenie na chłopaka.
    — Co mam z tobą zrobić, hm? — warknął do niego.
    — Severusie! — ostrzegł go dyrektor, przywołując go do porządku.
    — I tak nic nie powie co jej zrobił, wejdź w jego poprany mózg i sprawdź, bo inaczej nikt się niczego nie dowie! — wtrącił wściekły Draco.
Severus nie zwrócił najmniejszej uwagi na ton jakim zwrócił się do niego podopieczny, nie zauważył nawet że przeszedł do niego na ty. W tych okolicznościach cierpliwość każdego z nich była na wyczerpaniu, granicznej linii.
   Wdarł się w słabo chroniony umysł, nie starając się nawet zachować jakichkolwiek pozorów prywatności, czy delikatności. Przeglądał wspomnienie za wspomnieniem, szukając tego jednego jedynego momentu. Zatrzymał się przy ich spotkaniu na błoniach, słyszał każde słowo, które wypowiedzieli, mignięcie, rozmowa Weasley'a z Potter'em, zapewnienie, że zrobi wszystko, by ta dziewczyna należała do niego, odradzanie przez Potter'a, groźby z jego strony, że jeśli zrobi jej krzywdę - sam nie cofnie się przed niczym. Przeczesywał jego myśli nie zaprzątając sobie głowy, czy wyrządza mu tym krzywdę czy nie. Szybciej, szybciej. Wspomnienia zlały się w jeden, zamazany ciąg aż w końcu na nie trafił - widział jak za nią idzie, rzuca zaklęcie, pozbawia ubrań zadając ból psychiczny i fizyczny niemożliwy do opisania, jak zostawia ją samą niczym zabawkę, która nikomu się nie spodobała.
    Wyszedł z jego umysłu, brzydząc się tym z kim ma do czynienia.
    Na twarzy Rona, który upadł podczas przeszukiwania pamięci malował się ból pomieszany z szokiem. Miał najszczerszą ochotę zbić go na miazgę, gdy przez czerwoną mgiełkę furii dobiegł go głos dyrektora.
    — Co zobaczyłeś? — spytał zmartwiony patrząc na Severusa. To było zbędne, przecież już znał odpowiedź.
    — Tego nie da się opisać — warknął niewyraźnie — To był on — powiedział wkładając w to słowo tyle jadu i wzgardy ile był w stanie — Śmierciożercy  już więcej okazują szacunku kobietom, które są im bliskie nie ważne w jaki sposób, niż to... Coś — patrząc na rudego z wielkim obrzydzeniem.
    — W takim przypadku pójdzie pan z nami panie Weasley — odparł dyrektor wstając — Idziemy do Nory, twoja matka musi wiedzieć czemu zostałeś zawieszony w prawach uczniach.
    — Zawieszony? — wykrztusił po raz pierwszy w ich towarzystwie.
    — Za to co zrobiłeś, jako dyrektor mam prawo wyrzucić cię ze szkoły. Jednak wziąłem pod uwagę, że za nie całe osiem miesięcy kończy pan szkołę, więc zostaje pan tylko zawieszony. To i tak akt łaski. Nie mam zamiaru pisać listu, bo to zbyt poważna sprawa. Poważnie się na panu zawiodłem, nigdy bym się tego nie spodziewał —  do Rona powoli zaczęło docierać.
Jak się pokaże rodzicom na oczy?
    Rodzeństwo go znienawidzi.
    Ba, cała rodzina.
    Dla nich zarówno Harry jak i Hermiona byli dla nich jak dwójka kolejnych dzieci. Tak samo jak dla jego rodzeństwa, byli dla nich jak członkowie rodziny.
    Zdradził rodzinę.
   Ale w tej chwili było już za późno na zmiany. Musi stanąć twarzą w twarz z tym co zrobił.
Po kolei wchodzili do kominka najpierw wszedł Dumbledore, za nim Harry z Draco, którzy od dwóch dni nie odstępowali się na krok, a tym samym i Hermiony.  Za nimi weszli Weasley i McGonagall, a na samym końcu Snape z roztrzęsioną Hermioną. Tak jak obiecał. Nie zostawił jej samej.

***

    Było po dwudziestej pierwszej, gdy z kominka wyszedł dyrektor witając część rodziny Weasleyów siedzącą w salonie.
    — Wybaczcie moi drodzy, że bez zapowiedzi, ale sprawa jest bardzo poważna
    — Co się dzieje Albusie? — spytała zaskoczona pani Weasley przyglądając się kolejnym gościom. Bliźniacy wyczuwając, że to nie pora na żarty i docinki stali w milczeniu, a Ginny stała obok ojca.
    — Jak już powiedziałem sprawa jest poważna i lepiej tego nie przedłużać - odchrząknął i tonem oficjalnym, nie znoszącym sprzeciwu zaczął — Ja, Albus Persival Wulfryk Brian Dumbledore, dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarciu, nadanym mi prawem, w dniu dzisiejszym do odwołania zawieszam w prawach ucznia Ronalda Biliusa Weasley'a, Czyn którego się dopuścił nakazuje mi natychmiastowo skreślić go z listy uczniów, jednak wziąłem pod uwagę iż to jego ostatni rok.
    — Co to ma znaczyć Albusie? Zawieszony?! — spytał pan Weasley przyglądając się z niedowierzaniem we wszystkich zebranych — Do odwołania?
    — Molly, Arturze, musicie mi wybaczyć, ale w zaistniałej sytuacji nie mogę inaczej postąpić —  powiedział spokojnie, pojednawczym tonem.
    — W jakiej sytuacji? — dopytywała pani Weasley.
    — Nie będę opowiadał szczegół.
    — Jak to nie będziesz? — oburzył się pan Weasley.
    — Nie będę, ze względu na to w jaki sposób wasz syn potraktował drugiego człowieka.
    — Kogo niby źle potraktował? — spytał zaciekawiony Fred.
    — Może tą skoczną fretkę — zażartował George.
    — Nie moi drodzy — wtrącił Dumbledore — Pannę Granger.
Wszyscy umilkli wpatrując się w Rona.
    — Ty kretynie, co jej zrobiłeś? — warknęła zezłoszczona Ginny.
    — Co jej zrobił? — spytała, wcale nie zwracając uwagi na córkę — Są przyjaciółmi, to niemożliwe — zaprzeczyła podpierając się pod boki.
    — Przyjaciółmi — prychnął Draco — Wolne żarty.
    — Milcz freto — powiedzieli równocześnie bliźniacy.
    — Czy przyjaciel jest w stanie zgwałcić przyjaciółkę, która próbowała się przeciwstawić? — odwarknął Draco.
    — Słucham? — pan Weasley wyglądał na poważnie wytrąconego z równowagi — To poważne oskarżenia, jakie masz dowody? — dodał oburzony oskarżeniami wobec syna.
Nagle wszystkie osoby zasłaniające Hermionę i Snape'a odsunęły się na bok. Dziewczyna wyglądała już stanowczo lepiej niż w chwili gdy ją znaleźli. Wciąż była słaba, a w oczach tlił się świeży ból. Złapała nauczyciela mocniej za ramię żeby nie upaść.
    — Czy to wystarczy? — spytał Harry grobowym głosem, w którym wyczuwało się zimną, ledwo tłumioną wściekłość.
    Wszyscy zwrócili się w jego stronę.
    — Skąd wiecie, że to Ron jest temu winien? — powiedział po chwili milczenia Artur.
    — Z prostego powodu, Albus kazał sprawdzić mi jego wspomnienia po tym jak w przebadanych różdżkach to właśnie ta należąca do twojego syna została użyta w takim, a nie innym przypadku — odpowiedział Snape podtrzymując pobladłą Hermionę.
    — Czy Ron nie ukończy szkoły? — spytała po chwili milczenia Molly.
    — Przykro mi, ale nie ukończy jej dopóki nie uznam z Severusem oraz Minerwą, że Hermiona będzie w stanie przebywać w obecności Rona bez obawy, że ten znów wyrządzi jej krzywdę.
    — Dlaczego akurat on? — mruknął nieprzekonany Artur.
    — Z nim, ponieważ od początku roku szkolnego zajmuje się panną Grnager, od momentu gdy zabrał ją z pod domu rodziców i teleportował tutaj.
    — Harry, jak możesz trzymać z fretką? — wtrącił nagle Fred przyglądając się temu wszystkiemu z niedowierzaniem.
    — Bo nikt inny, tylko on pomaga Hermionie, co noc podając jej eliksiry pozwalające spać jej spokojnie. Ja zrozumiałem to, gdy wszystko mi wyjaśniła, o koszmarach, że jest gorzej gdy ktoś ją zdenerwuje. Wtedy nawet profesor Snape nie jest w stanie pomóc — odpowiedział zdenerwowany — A Ron! — spojrzał na swojego niegdysiejszego przyjaciela — Nie potrafił zrozumieć przez co przechodzi i co przeżywa, a tym bardziej tego co czuje do niego samego — prychnął poirytowany — Obiecałem, że jeśli skrzywdzi Hermionę to pożałujesz — powiedział zerkając na Snape'a, który ciągle patrzył na  młodego Weaschley'a jakby chciał zabić go samym spojrzeniem
    — Czy to wszystko jest prawdą Ron? — spytała jego matka.
    — Tak — odparł po prostu nie patrząc na nią.
    — Jutro przeniesiemy pana rzeczy przez sieć fiuu — odparł dyrektor nakazując powrót gestem ręki. Pierwsi przeszła Minerwa, a za nią Harry z Draco.
Ron wyciągnął dłoń w stronę Hermiony, ale przestraszona krzyknęła i wskoczyła w zielony płomień.
    — Powinieneś się cieszyć, że nie połamałem ci kości za to co jej zrobiłeś - powiedział Snape.
    — Niby kim jesteś, że mnie straszysz? — odwarknął Ron.
    — Twoim koszmarem — zakpił.

***

    Weszła do swojego pokoju zamykając go, by nikt nie mógł wejść. Była na siebie zła. Wściekła, za to że nie potrafiła zapanować nad własnymi uczuciami. Zaczęła rzucać wszystkim co tylko wpadło jej w dłonie.
    Nie wiedziała ile to trwało, raz za razem rzucała jakimś drobiazgiem, a kiedy nie przynosiło to zamierzonych skutków usiadła w rogu pokoju zwijając się w kłębek, przyciągając nogi jak najbliżej siebie. Ciszę, która nastała w krótkiej chwili przerwało donośne pukanie.
    — Granger, otwieraj te cholerne drzwi! — krzyknął zdenerwowany Snape, chcąc upewnić się że nie wyrządza sobie żadnej krzywdy. Jednak dziewczyna go całkowicie zignorowała — Otwieraj! — warknął. Stracił cierpliwość, wycelował różdżką w drzwi mówiąc: — Alohomora. Wy — wskazał palcem na Draco, Harry'ego i Minerwę — Nie wchodzicie.
   Wszedł do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Pomieszczenie było całkowicie zdemolowany, wszędzie walały się roztrzaskane drobiazgi, pierze z pościeli i strzępki zasłon, a sama Hermiona leżała skulona w kącie pokoju. Podszedł do niej ostrożnie, starając się nie robić zbyt gwałtownych ruchów. Uniósł lekko jej głowę przy podawaniu eliksiru uspokajającego. Czekając aż zadziała usiadł obok niej na podłodze. W między czasie po części naprawił zniszczenia w pokoju, natomiast ona bez słowa wzięła eliksir słodkiego snu i położyła się w łóżku, czując jak powieki stają się co raz cięższe.

niedziela, 16 marca 2014

DO WAS :-)

Pytanko do Was chcecie kolejną miniarurkę? Jeśli tak to piszcie w komentarzu. Osobiście mam super historie o Sevmione, ale jesli chcecie kogoś innego dla odmiany czekam na propozycje. Blog jest pisany dla Was :-) .  Kocham Was :-)
P.S możecie pisać przez caly tydzien. W niedziele 23.03.2014 napisze Wam  z kim  będzie miniaturka :-) jesli znajde wene na wszystkie pomysły to raz w miesiącu postaram się napisać dla Was miniaturke :-)

Rozdział 8

Oto dla Was kolejny rozdział, mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Jak podoba Wam się nowy szablon?
Tora no Hana



  Siedział na fotelu, w głębi pokoju wspólnego prefektów naczelnych. W zasięgu jego wzroku, na kanapie w zupełnym milczeniu siedzieli Harry z Draco. Żaden z nich nie był w stanie odezwać się pierwszy. Tuż po tym jak razem z profesor McGonagall przybiegli do pracowni transmutacji, od razu przenieśli ją do jej sypialni. Dostała tam eliksiry uspokajający i słodkiego snu, a maścią posmarował posiniaczone i podrapane nadgarstki i prawe oko. Siedział przez dłuższą chwilę obok jej łóżka czekając aż zaśnie i jednocześnie zastanawiając się, kto mógł jej coś takiego zrobić samemu się przy tym obwiniając. Zamknął za sobą drzwi do jej pokoju i w milczeniu usiadł w cieniu pokoju. McGonagall wyszła jak tylko dowiedziała się, że wrócił dyrektor osobiście chcąc go poinformować o zaistniałym zdarzeniu. Wkrótce potem wyszedł Potter,a Malfoy poszedł do swojej sypialni, byli wykończeni do cna. Ale Draco wrócił tuż przed przyjściem McGonagall.
    Na zegarku wybiła ósma, gdy do pokoju wspólnego weszła McGonagall razem z wysokim mężczyzną przypruszonym siwizną, którego oczy zawsze były pełne ciepła, a tylko w nielicznych momentach ciemniały od smutków i żali. Za nimi wszedł Potter, jeszcze bardziej ponury i zmartwiony niż w nocy. Dyrektor usiadł naprzeciwko niego, Harry i nauczycielka na sofie. Cały czas panowała niezręczna, pełna napięcia cisza, a jednak nikt nie śpieszył się żeby ją przerwać. W duchu zaczęli przygotowywać się na mające paść za chwilę bądź dwie pytania, na które żadne z nich nie było w stanie odpowiedzieć.
    Dyrektor gładząc długą brodę rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym panowała pełna napięcia i wyczekiwania cisza. Patrząc po kolei na twarze zebranych tutaj osób zastanawiał się, co się tutaj wydarzyło. Minerwa wpadła jak oszalała do jego gabinetu i bez żadnego wyjaśnienia kazała przyjść mu tutaj, ze sobą. Gdy tutaj wszedł, właśnie cisza najbardziej go zaniepokoiła. Jednak po chwili zorientował się, że działa ona jak dobry lek, który niwelował ból. Patrząc w oczy najmniej lubianego nauczyciela Hogwartu widział ból, cierpienie przeszywające go na wylot. Martwił się i to poważnie. Pytanie, czym? Nikt do tej pory nie kwapił się by wyjaśnić mu cokolwiek. Chłopcy byli przerażeni, tak samo z resztą jak profesorowie. Na zegarze wybiła dziewiąta. Postanowił w końcu przerwać męczącą go ciszę.
    — Ekhm — odchrząknął zwracając na siebie ich uwagę — Minerwo, wyjaśnisz co się dzieje? — zapytał spokojnie, zachęcając ją. Jej oczy zrobiły się szkliste na samo wspomnienie minionej oczy. Mimo starań, nie była w stanie odpowiedzieć.
    — Zacznijmy od początku — zaczął Severus, ku uldze pozostałej trójki — Wczoraj po kolacji spotkałem się z Minerwą, w sprawie koszmarów panny Granger. Doszliśmy do wniosku, iż jest szansa że mogą minąć kiedy będzie się czuła bezpieczna. Postanowiliśmy, że tej nocy będzie dla próby spała z Draco, jednak gdy tu przyszliśmy jej nie było, mimo że było już w pół do jedenastej.
    — Co się stało? — spytał, a odpowiedziała mu cisza — Co takiego? — dociekał dyrektor szczerze zmartwiony — Wszyscy przypominacie śmierć.
    — To dlatego, że nie spaliśmy przez całą noc — wtrącił Draco ponurym głosem.
    — Sprawdziliśmy wszystkie potencjalne miejsca, ale dopiero około północy znalazłem pannę Granger w sali transmutacji. — kontynuował Severus.
    — Co  dalej? – spytał, przeczuwając że najgorsze jeszcze przed nim.
    — Byłoby dobrze, gdyby nie to że znalazłem ją w rogu klasy, posiniaczoną i w porozcinanej szacie.
    — Została zgwałcona – skwitował załamany Harry widząc pytające spojrzenie dyrektora. Snape zaklął siarczyście słysząc słowa Pottera. Była to prawda, gorzka, nieprzyjemna, ale prawda.
    — Spokojnie Severusie – powiedziała Minerwa sama siląc się na spokój.
    — Jak mam być spokojny? — zapytał ostro.
    — Bo to nie twoja wina — odparła hardo.
    — A jak byś się czuła gdybyś sama przed sobą przyrzekła, że będziesz, kogoś chronić nie dopuścisz by stała mu się krzywda? — zapytał, a krew w nim aż wrzała.
    — O czym  mówisz Severusie? — spytała zaskoczona.
    — Severus obiecał sobie, że skoro panna Granger nie ma możliwości odzyskania rodziców, postanowił sam przed sobą, że w pewnym sensie  będzie ja chronić. Jak pamiętacie, to on przeniósł pannę Granger do Nory. I pomagał przy koszmarach, choć nie musiał. Obwinia się dosłownie za to wszystko. Podejrzewam ze marny będzie los tej osoby, która to zrobiła. Powiedział mi ostatnio... — spojrzał na Severusa, który stał teraz przy oknie ze wzrokiem nie obecnym patrzył się przez okno – Że jest odpowiedzialny za jej życie — wytłumaczył dyrektor.
    Wszyscy spojrzeli na Severusa ze współczuciem wymieszanym z podziwem.
    — Podobnie powiedziała Hermiona — dodał niespodziewanie Draco.
    — Panie Malfoy? — spytała McGonagall.
    — Kiedy Hermiona wróciła na początku października, powiedziała mi że czuje się w pewien sposób odpowiedzialna za profesora Snape’a — zarówno Harry, jak i McGonagall z Dumbledor’em spojrzeli na niego nic nie rozumiejąc.
    — Rozumiem, chodzi o moment kiedy zajęła się tobą — spojrzała na Severus’a — Z tego co mówiłeś, poszła dopiero kiedy zapewniłeś ją że dasz sobie radę? — skinął głową na potwierdzenie.
    W spojrzeniu Harry błysnęła iskierka zrozumienia.
    — Skoro już wszyscy wiemy jak to się potoczyło… Jak się czuje? — spytał Dumbledore pocierając czoło.
    — Lepiej, zwłaszcza po takiej dawce eliksirów — wtrącił jako pierwszy Harry.
    — Nikt do niej nie wejdzie — zapowiedział Snape widząc jak dyrektor wstaje. Skinął po chwili zastanowienia —Harry i Draco, nie musicie iść dzisiaj na zajęcia, panna Granger jest zwolniona do czasu aż nie wydobrzeje, wasze zajęcia oczywiście zostały odwołane Minerwo, Severusie — nie miał najmniejszej ochoty, by uczniowie co chwila biegali po Poppy.
    — Jakieś wskazówki kto to zrobił?
    — Żadnych – odpowiedzieli chórem.
    — Zaraz pójdę sprawdzić i spytać portrety w pobliżu sali transmutacji. — powiedział, a reszta skinęła głowami — Spotkamy się dzisiaj po kolacji w moim gabinecie. Wtedy wam powiem czego się dowiedziałem. — ponownie skinęli głowami.
    Gdy dyrektor wyszedł z pokoju kierując się w kierunku sali transmutacji, profesor McGonagall skorzystała z sieci fiuu przechodząc do swojego pokoju. Draco poszedł do sypialni, żeby złapać kilka godzin snu. Na kanapie wciąż siedział Harry, a przy oknie wciąż stał w milczeniu Snape. Obaj milczeli przez dłuższą chwilę, pierwszy odezwał się Snape.
    — Niech się pan prześpi panie Potter — zalecił. Podchodząc do drzwi sypialni Hermiony. Już otwierał drzwi, gdy ponownie spojrzał na gryfona — Niech się pan prześpi — powtórzył — Jeśli nie chce pan stad iść proszę zostać, ale w ciszy. Machnięciem różdżki zmienił fotel, w którym siedział na łóżko z poduszkami i kołdrą.
    — Dziękuję — powiedział mile zaskoczony Harry.
    — Dzisiaj każdemu przyda się odrobina snu — stwierdził nauczyciel.
    —A pan? — spytal po chwili niezręcznie Harry.
    — I tak nie usnę, a lepiej żeby widziała kogoś po przebudzeniu, spokojnie będę siedział w fotelu — odparł uprzedzając pytanie chłopaka, które widniało na jego twarzy.
Harry tylko uśmiechnął się w odpowiedzi.
    — Profesorze? — spytał Harry
    — Tak?- zapytał dziwnym tonem
    — Czy panu naprawdę zależy na bezpieczeństwie Hermiony? — spytał bojąc się, że za to pytanie zostanie przeklęty, ale twardym głosem. Dziwił się, że był w stanie w ogóle o coś takiego zapytać.
    — Tak — odpowiedział pewnie, nie pozwoli by ktokolwiek podniósł na nią różdżkę
    — To dobrze — z tymi słowami Harry położył się na łóżku.
    — A czemu pan o to pyta?— zapytał z kolei on bojąc się reakcji.
    — Z tego względu, że w Wielkiej Sali wydarła się na Rona, który nazwał pana dupkiem — powiedział z uśmiechem — Sądzę, że nikomu nie pozwoli powiedzieć złego słowa, zwłaszcza na pana. Zrozumiałem to nie dawno, jak Malfoy wspomniał jak się czuła, gdy pana znalazła.
    — Niech śpi pan spokojnie — powiedział, wchodząc do pokoju Hermiony. Usiadł na fotelu i zaczął czytać 'Eliksiry XV - XX wieku'.

                                                   ***

    Siedział przy dziewczynie już od dłuższego czasu dla zabicia nudy czytał książkę, jak zawsze o eliksirach. W pewnym momencie zorientował się, że czy po raz nie wiadomo, który jedno i to samo zdanie. Jego koncentracja prysła jak mydlana bańka. Odłożył czytaną książkę na etażerkę stojącą w pobliżu. Przeciągnął się z przyjemnością rozciągając zastałe mięśnie. Zerknął ku Hermionie – wciąż spała, wtulona w poduszkę, zakryta kołdrą niemal pod sam nos, oddychając spokojnie i miarowo jak nigdy.
    Zegar w pokoju wspólnym wybił osiemnastą, skrzywił się słysząc robiony przez niego hałas. Ostrożnie, by nie obudzić dziewczyny wyszedł z pokoju. Potter ciągle spał w łóżku, na wpół odkryty. Przeszedł obok niego i uchylił drzwi do pokoju Draco, spał mocno, pochrapując i mrucząc coś przez sen. Obaj, Harry i Draco spali tak mocno, że nie obudziło ich nawet głośne pyknięcie w kominku. Z buchającego zielonego ognia wyszła Minerwa. Zamknął drzwi i wraz z opiekunką Gryffindoru usiadł na kanapie.
    — Spałeś chociaż trochę Severusie? — spytała zmęczonym, ale zatroskanym głosem.
    — Nie — mruknął w odpowiedzi, a McGonagall tylko westchnęła — Zaraz i tak musimy iść do Albusa. Miejmy nadzieję, że czegoś się dowiedział — nauczycielka bezgłośnie skinęła głową.
    — A jak panna Granger?
    — Cały czas śpi — odmruknął zasępiony.
    — Może już ją obudzić? — a po chwili zastanowienia dodała: — Ale najpierw obudźmy chłopców, muszą coś zjeść zanim wyjdziemy.
    — Śmieszka! — zawołał. Z cichym pyknięciem pojawiła się przed nim skrzatka — Kolacja dla pięciu osób, migiem — skłoniła się z wdziękiem i znikła. W tym czasie Minerwa podeszła do Harry'ego i zaczęła lekko potrząsać nim za ramię. Przebudził się po krótkiej chwili, siadając zdezorientowany i przecierając dłońmi twarz.
    — Obudziła się? - spytał zaspanym głosem, kiedyś już zorientował się gdzie jest.
    — Zaraz będziemy ją budzić — odparła.
    Harry wstał chwiejnie z łóżka szukając swoich okularów, a nauczycielka z tylko sobie podobną szybkością z powrotem transmutowała łóżko w fotel. Mając za nic pozory grzeczności, wszedł bez pukania do pokoju Ślizgona i bezceremonialnie ściągnął z niego kołdrę. Zdziwiony chłopak niemal natychmiast się obudził.
    — Zaraz będzie kolacja.
    Wyszli z pokoju mijając powiększony stół na, którym czekała już kolacja, poszli za nauczycielami, do pokoju Hermiony. Stanęli w drzwiach uważnie obserwując jak McGonagall delikatnymi ruchami dłoni budzi dziewczynę. Musieli ją obudzić, jako że sama też miała stawić się u dyrektora.
    Dziewczyna mruknęła przeciągle jak kot, zmarszczyła brwi i po chwili zamrugała powiekami. Zaskoczona, zamroczona długim snem zauważyła stojącą obok niej profesor transmutacji, za nią Snape'a z wyraźną ulgą wypisaną na twarzy, a jeszcze dalej, we framudze drzwi stali Harry i Draco z szerokimi uśmiechami. Jeszcze raz przesunęła wzrokiem po wszystkich.
    — Panno Granger — zaczęła nauczycielka cichym głosem — Dobrze się czujesz, dziecko? — zapytała zatroskana. Dziewczyna skinęła głową dodając:
    — Tak, ale trochę boli mnie głowa. Długo spałam? — stłumiła ziewnięcie.
    — Około dziewiętnastu godzin — odparł Snape.
    — Długo... — mruknęła - Jak się tutaj znalazłam? — spytała raźniej.
    — Nie pamiętasz? — spytał Draco.
    — Nie wszystko, tylko pewne momenty...
    — Profesor Snape znalazł cię w sali od transmutacji — odpowiedział Harry, a na twarzy jego przyjaciółki błoga nieświadomość zmieniła się w przerażenie.
    — Proszę spróbować wstać - zalecił Snape, odciągając jej uwagę od nieprzyjemnych wspomnień.
    Powoli wstała, ostrożnymi, niepewnymi krokami przeszła do pokoju wspólnego, za nią w kompletnej ciszy szli nauczyciele i chłopcy.
    — Jedzmy póki ciepłe — rzuciła McGonagall próbując rozładować ciężką atmosferę, co nie na wiele się zdało. Zjedli w ciszy, a początkowe próby rozmowy spełzły na niczym. Hermiona po kolacji poszła wziąć szybki prysznic i przebrać się w nowy mundurek.
    — Chodźmy, pewnie już na nas czeka — warknął Snape, powracając do dawnego siebie.
Po kolei wchodzili do kominka, by za pomocą sieci fiuu przenieść się do gabinetu dyrektora. Zostali powitani przez jak zwykle uśmiechniętego Dumbledore'a.
    — Siadajcie, siadajcie, czas goni — powiedział wskazując przyszykowane siedziska — Jak samopoczucie panno Granger?
    — Niewątpliwie bywało lepiej — odparła nadal stojąc w miejscu.
    — Rozmawiałem z portretami — powiedział bez ogródek przechodząc od razu do sedna spotkania — Osoba, która rzucała zaklęcia na salę nie było widać, natomiast sam promień zaklęcia już tak — odparł spokojnie choć jego oczy mówiły coś zupełnie innego.
    — Chcesz przez to powiedzieć, że nie wiemy kto to zrobił? — spytała z niedowierzaniem McGonagall, na to Dumbledore rozłożył bezradnie ręce.
    — Obawiam się, że nie. Panno Granger, widziałaś go? — spytał świdrując ją spojrzeniem.
    Nie odpowiedziała. Widziała, pamiętała i czuła. Wiedziała, ale bała się cokolwiek powiedzieć, nie wiedziała jak.
    Harry odchrząknął przyciągając uwagę.
    — Tak pomyślałem, ale to wydaje się niemożliwe... — zaczął niepewnie i urwał kręcąc głową i mrucząc, że to kompletny absurd.
    — O co chodzi panie Potter? — pogonił go dyrektor, który od pewnego czasu przyglądał się milczącemu i uważnie słuchającemu Severusowi.
    — A no o to, że my chyba wiemy kto to zrobił — wyjaśnił Draco, w mig pojmując o co chodziło Harry'emu. Twarze nauczycieli odwróciły się w jego stronę.
    — Kto według was? — spytała pobladła Minerwa.
    — Ktoś z Gryffindoru — powiedział pewnie, a nie słysząc protestu Harry'ego, czy Hermiony dodał jeszcze pewniej — Ponieważ nikt go nie widział, a jest tylko jeden sposób by to racjonalnie wytłumaczyć. A dokładniej, Harry ma pelerynę niewidkę — dowiedział się o niej przypadkiem na szóstym roku — a nikt spoza Gryffindoru i jego dormitorium nie ma do niej dostępu — skończył zadowolony z siebie.
    — Tak, to trafne spostrzeżenie - powiedział przyglądając się w zamyśleniu Harry'emu, zastanawiając się skąd Malfoy wie o pelerynie Harr’ego — Ktoś oprócz ciebie wie gdzie chowasz pelerynę?
    — Nie, nikt, chyba że któryś z nich podpatrzył — odparł szukając w pamięci takiego momentu.
    — Czyli musimy sprawdzić siedem różdżek?
— Na to wygląda. Chłopcy pewnie są w swoim pokoju, pójdę po ich różdżki żebyś mógł je sprawdzić Albusie — postanowiła McGonagall wstając i wypadając z gabinetu jak burza. Siedzieli w ciszy aż do momentu kiedy wróciła niosąc sześć różdżek, podała je dyrektorowi siadając na swoim miejscu.
    — Twoja różdżka Harry — powiedział Dumbledore łagodnie, chłopak podał ją bez chwili namysłu. Obserwowali jak dyrektor w sprawdza różdżki, każdą po kolei. Przedostatnia szczególnie przykuła jego uwagę.
    — Wiesz do kogo należy ta różdżka Harry? — spytał jakby od niechcenia obracając ją w dłoniach.
    Chłopak rozpoznał ją chwilę wcześniej. Był razem z jej właścicielem na Pokątnej podczas jej zakupu. I nie chciał wierzyć w to co właśnie sobie uświadomił, z resztą nie tylko on, ale wszyscy w pomieszczeniu.
    — Tak — odparł z goryczą w głosie — Jest Rona — wykrztusił, gwałtownie przeczesując włosy dłonią w nerwowym geście, a Hermiona zapadła się w sobie.
— Minerwo, przyprowadź pana Weasley'a — powiedział smutno dyrektor — I oddaj pozostałym chłopcom różdżki, proszę.
    Słysząc słowa dyrektora Hermiona momentalnie znalazła się w kącie, przy oknie. Wszyscy patrzyli się na nią, a raczej na wykrzywioną bólem i strachem jednocześnie urodziwą twarz. Severus, który do tej pory milczał i nic nie robił podszedł do niej, a ona w jednej chwili osuwając się na podłogę i podciągając nogi jak najbliżej ciała. Kucnął przy niej.
    — Nic ci nie będzie rozumiesz? — powiedział spokojnie, a pozostała trójka przyglądała się im w milczeniu. Hermiona skinęła głową.
    — Nie zrobi ci krzywdy. Nie pozwolimy. Nie pozwolę — dodał już ciszej. Znów skinęła głową — Nie zostaniesz sama — po raz kolejny skinęła głową i złapała go za skraj szaty tak samo jak to zrobiła w nocy. W tej chwili liczył się fakt jej bezpieczeństwa.
Atmosfera w gabinecie od razu się zagęściła i zaostrzyła kiedy weszła McGonagall razem z Ronem. Miał ogromną ochotę przynajmniej wyfroterować nim podłogę w całym zamku, ale nie ruszył się nawet na krok. Hermiona skuliła się jeszcze bardziej, nawet jeśli wydawało się to fizycznie niemożliwe, schowała się za Snape'm nie chcąc na nikogo patrzeć. Czuł jak się trzęsie. Przysunął się bliżej cały czas patrząc na Weasley'a.

    Kątem oka dostrzegł jak Potter przytrzymuje za ramię Malfoya, który kipiał ze złości samemu starając się przy tym uspokoić, Albus starał się opanować jak to wypadało osobie na jego stanowisku, chociaż jego oczy płonęły od gniewu, Minerwa nie hamowała się przed okazywanie wzgardy i wściekłości, co chwila parskając pod nosem. Nie starała się nawet utrzymywać pozorów.
     Potężnie brzmiący głos rozbrzmiał w gabinecie i wszyscy skupili na nim uwagę.

piątek, 14 marca 2014

Rozdział 7



Na poprawę mojego humoru daje Wam kolejny rozdział. Dedykuje go Rittoru, choć nie lubi Sevmione czyta to co pisze. Jest zawsze gdy ją potrzebuje. Dziękuje, że jesteś. Bez Ciebie chyba bym już dawno zwariowała.    
 Posłuchajcie wiem, że to nie każdego klimaty ale piosenka jest  super.    Link 
Czytasz=Komentujesz 
Pozdrawiam Tora no Hana 


    Draco właśnie odrabiał lekcje, gdy w kominku niespodziewanie buchnął zielony ogień, z którego najpierw wyszła profesor McGonagall, a chwilę potem profesor Snape. Zdziwiony i zaniepokojony podniósł się gwałtownie o mało nie przewracając niskiego stolika przy którym siedział. Jako że Hermiony nie było w pokoju, obawiał się wszystkiego co mogło się jeszcze dzisiaj zdarzyć, zwłaszcza po incydencie na kolacji. Podszedł do nauczycieli i bez ogródek spytał lekko zachrypniętym głosem:
    — Coś z Hermioną?
    — Nie panie Malfoy — odparła spokojnie nauczycielka. Jeszcze bardziej zdziwiony dałby sobie głowę uciąć, że w jej oczach migotały wesołe iskierki, tak nie pasujące do jej codziennego obycia.
    — Co pana niepokoi panie Malfoy? — spytał bardziej czujny Snape.
    — Właściwie to nie wiem... — zaczął powoli przesuwając dłonią po włosach w geście zakłopotania - Gdy zaczęła zbliżać się jedenasta poszedłem do biblioteki, żeby zobaczyć czy tam jest, ale nie było. Tak samo jak na błoniach, czy gdziekolwiek indziej — dokończył bezradnie wzruszając ramionami.
    — Chce pan powiedzieć, że panny Granger nie ma w pokoju? — powiedzieli niemal równocześnie zaniepokojeni nauczyciele.
    — Po drodze spotkałem Pottera, twierdzi że po raz ostatni widział ją na kolacji. Wybiegła z sali wściekła jak osa. Nie mam bladego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi - rzucił zezłoszczony.
    ­— Natychmiast idź po Pottera. Bez Weasley'a ­— polecił Snape.
Po wyjściu Dracona, profesorowie bezradnie spojrzeli na siebie.

                                                                   ***

    Kończyła właśnie pisać ostatnie zdanie referatu, który zlecił jej Snape. Spojrzała na zegarek, z westchnięciem skwitowała szybki upływ czasu, było już w pół do dziesiątej. Odłożyła wszystkie książki na odpowiednie półki, a swoje rzeczy schowała do torby.
    Idąc jednym z holi w kierunku wieży prefektów miała dziwne, nieprzyjemne uczucie, że ktoś ją obserwuje. Opustoszały korytarz wcale jej nie pomagał, a szła tędy tylko ze względu na krótszą drogę i fakt, że przed snem chciała uprzedzić żeby dzisiejszej nocy nie prosił nikogo o pomoc, bo chciała wyciszyć drzwi.  Wiedziała, że z początku się nie zgodzi i to dla jej własnego dobra. Idąc dalej, nagle ni stąd ni zowąd otoczyła ją ciemność.
    W jednej chwili podłoga uciekła jej z pod nóg, zawisając w powietrzu. Ktoś ją niósł, delikatnie jakby była drogocenną, porcelanową lalką, kołysząc na boki przy stawianiu kroków. Usłyszała przytłumiony trzask zamykających się drzwi wskazując, że sala została wyciszona. Leżała przez jakiś czas na czymś twardym i niezbyt wygodnym, a do tego wąskim. Straciła rachubę czasu, ale nie śmiała się ruszyć. Ciężkie krople deszczu bębniły w szyby znajdującego się gdzieś w pobliżu okna. Dopiero teraz uświadomila sobie, że dziś jest dwudziesty dziewiąty października. Ostatnio czas w jej życiu drastycznie przyśpieszył, zmieniając się w przyśpieszony film, w którym wycięto część scen.
    Gdy uczucie wszech obecnej ciemności znikło powoli uchyliła powieki, niepewna co zobaczy. Wokół płonęły świecie, rzucając na kamienne ściany długie cienie. Sala transmutacji, zauważyła zdziwiona. Niezbyt daleko przed nią ktoś stał, cień otaczał go jak płaszcz ukrywając wszystkie szczególne znaki. Dopiero gdy się odwrócił, rozpoznała kto to. Piegowata twarz otoczona rudymi włosami, w świetle świec przypominające ogień. Ale oczy były obce - zimne, przepełnione wściekłością i bólem.
    — W końcu się obudziłaś? - spytał Ron, niskim, burkliwym głosem, który tak samo jak oczy wcale do niego nie pasował.
    — Co się dzieje Ron? — odpowiedziała pytaniem, niepewnie mu się przyglądając. Zmiany, które w nim zaszły ani trochę jej się nie spodobały.
    — Co się dzieje? — zakpił, powtarzając jej słowa.
    — Możesz mi to wyjaśnić? — poprosiła nie chcąc go zdenerwować. Wtedy podszedł bliżej, a z kieszeni wyciągnął dwie opaski na nadgarstki. Nachylił się nad nią.
    — Na pewno chcesz wiedzieć? — wyszeptał.
    — Tak — przyznała głośno wdychając powietrze.
    — A więc słuchaj. Jesteś moja...
    — Nie — przerwała mu.
    — Nie przerywaj mi jak do ciebie mówię - warknął lekko podnosząc głos — Kocham cię — dodał już dużo łagodniej, ale nadal mając ten zimny, obcy wzrok — Należysz do mnie od chwili kiedy zdałem sobie sprawę co czuję.
    — Kiedy ja ciebie nie kocham — wykrztusiła kręcąc głową — Zrozum to w końcu. I wypuść mnie.
    — Ciągle powtarzasz nie i nie, do upadłego. Nie wypuszczę cię stąd dopóki nie przyznasz, że jesteś moja.
    — Nigdy nie będę — wycedziła przez zęby.
    — A to się jeszcze okaże — zaśmiał się, wykrzywiając usta w grymas przypominający uśmiech.
    — Wypuść mnie — powiedziała jeszcze raz.
    — Nie — odparł całkiem spokojny.
    Podszedł jeszcze bliżej i powolnymi, opanowanymi ruchami zaczął odpinać jej szatę szkolną. Próbowała się wyrywać, ale nie miała dość siły. Rozciął rękawy szaty i białej bluzki, zostawiając ją w samym koronkowym staniku. Jego dłonie zsunęły się niżej, którą podwinął spódnicę. Jego dotyk na gołej skórze palił, zostawiając po sobie jedynie zgliszcza. Nachylił się, całując ją, dłońmi wciąż błądząc po jej ciele.
    — Jesteś moja? — wyszeptał wprost do jej ucha.
    — Nie! — krzyknęła z łzami w oczach.
    — A może się przekonamy?
    — Na pewno nie do ciebie - wysyczała znajdując resztki siły by mu się przeciwstawić.
 Uderzył ją w twarz.
    — Nie! — krzyknęła, a z jej oczu płynęły coraz większe łzy. Próbowała się wydostać, ale więzy były zbyt mocne.
    — Tak! — zawołał — Teraz jesteś już moja — I z tymi słowami wbił się w nią brutalnie, aż krzyknęła z bólu. Ciągle powtarzał:
    — Jesteś moja.
    Wpychał się w nią coraz mocniej i mocniej bez żadnego zahamowania. Po dziesięciu minutach, które były dla niej wiecznością nachylił się nad nią i spojrzał jej w załzawione oczy.
    — Skoro nie chcesz być moja - powiedział z ironią — Zapamiętaj to do końca życia. Będziesz tego żałować. Ale to nie moja sprawa.
    Zdjął krępujące ją zapięcia i wyszedł z sali przez nikogo nie zauważony.

                                                                      ***

    Do pokoju wspólnego prefektów wszedł Draco, a tuż za nim Harry ze zmartwioną miną.
    — Panie Potter, widział pan po kolacji pannę Granger? — spytała na wstępie McGonagall.
    — Nie — pokręcił przecząco głową.
    — A pana Weasleya? — zapytał Snape.
    — Przed ciszą nocną poszedł do dormitorium — odpowiedział wodząc wzrokiem po nauczycielach.
    — Może zachowywał się jakoś dziwnie? — dociekał Snape.
    —Wyglądał tak jak zawsze — wzruszył ramionami, nie bardzo rozumiejąc czemu służą te pytania — A co się w ogóle stało?
    — Hermiona do tej pory nie wróciła. Nie ma jej w miejscach, w których lubi i zwykle przebywa — powiedział Draco wyprzedzając nauczycieli.
    — Sądzicie, że Ron mógł coś jej zrobić? — Harry zmarszczył brwi w zamyśleniu.
    — A mógłby? — spytała McGonagall uważnie mu się przyglądając.
    — Pan, panie Malfoy pójdzie rozejrzeć się w lochach i w pobliżu Wielkiej Sali. Ja pójdę sprawdzić trzecie i czwarte piętro oraz okolice placów. Pan, panie Potter siódme piętro, Pokój Życzeń i wieże. Ty Minerwo pozostałe miejsca. A jeśli ktoś spotka Filcha, niech mu powie żeby przeczesał błonia i łazienki. Ktokolwiek ją znajdzie niech wyśle patronusa — zakomenderował Snape władczym tonem.
    — A nie poinformuje dyrektora? — spytał Harry zbierając się do wyjścia.
    —Jak tylko wróci - wtrąciła McGonagall. 

                                                                          ***

    Była już prawie północ i od żadnej osoby, która poszukiwała Hermiony nie było odpowiedzi. Zostało mu już tylko jedno miejsce. Stał przed pracownią transmutacji. Nacisnął klamkę, ale zamek nie ustąpił. Szybko rzucił zaklęcie otwierające zamki.
    — Lumos — koniec różdżki rozbłysnął jasnym, ostrym światłem. W kącie sali zauważył coś czarnego, co kształtem nie pasowało do wyposażenia pracowni. Krok po kroku zbliżył się i w świetle jasnego światła dostrzegł szopę brązowych włosów. Kucnął przed nią.
    — Granger? — zapytał spokojnie, z ulgą że ją znalazł.
    — Nie! — krzyknęła przeraźliwie — Idź, zostaw mnie! — wciąż krzyczała osłaniając się ramionami i drżąc od wstrząsającego nią płaczu.
    — Panno Granger, nic nie zrobię. To tylko ja — odpowiedział jeszcze spokojniej.
    Powoli uniosła głowę. Zobaczyła tylko znajome czarne oczy, przepełnione pustką. Brązowe oczy przyglądały mu się z bólem, pełne łez. Ktokolwiek jej to zrobił, zapłaci mu za to. Nie wiedział dlaczego, ta dziewczyna z każdym dniem stawała mu się co raz bliższa, nie mógł patrzeć jak przechodzi przez kolejną falę koszmarów. W pewien sposób czuł się za nią odpowiedzialny, obiecując sobie że nie pozwoli jej skrzywdzić. I właśnie do tego dopuścił. Usiadł pod ścianą tuż obok niej.
    Po chwili przybliżyła się do niego, jakby czując się bezpieczniejsza w jego pobliżu. Niepewnie oparła się o jego ramię, a on się nie poruszył. Poczuł kawałek nagiego ciała, więc naciągnął na nią szatę żeby nikt nic nie mógł zobaczyć.
    — Muszę poinformować innych gdzie jesteśmy — w odpowiedzi złapała go kurczowo za rąbek szaty, dając mu do zrozumienia żeby nigdzie nie szedł — Nigdzie nie idę — dodał spokojnie, dla dodania jej otuchy — Expecto patronum — szepnął i tuż przed nim pojawiła się łania utkana ze srebrnych, mglistych pasm — Do McGonagall, Potter i Malfoya, powiedz pracownia transmutacji, Draco weź eliksiry z mojego gabinetu. Ledwie skończył słowo, łania znikła na korytarzu.


czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 6

Przepraszam, Was za opóźnienie. Oto kolejny rozdział mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Życzę miłego czytania. 
Tora no Hana.



Wchodząc do Wielkiej Sali od razu skierowała się do stołu Gryffindoru, tak jak miała to w zwyczaju usiadła naprzeciwko Harry’ego i Rona.
-Hermiono? Mogłabyś jeszcze to przemyśleć? – spytał Ron, a Harry tylko westchnął zirytowany.
-Nie – odpowiedziała stanowczo – Pytasz o to codziennie.
-Już, nie denerwuj się – wtrącił Harry chcąc załagodzić zbliżającą się kłótnię.
-Co nie denerwuj się? Najwyraźniej nie rozumie, że nie znaczy nie – dodała wstając od stołu. Całkowicie straciła apetyt – A tak przy okazji nie mamy dzisiaj eliksirów – rzuciła sycząc jak wściekła kotka. Udając że poprawia włosy dyskretnie otarła zbierającą się w kąciku oka łzę. Okręciła się na pięcie i wyszła z Sali.
Chłopacy przez chwilę milczeli patrząc w ślad za Hermioną.
-Daruj sobie Ron, skoro dwa razy powiedziała, a raczej wykrzyczała odmowę, to raczej nie masz szans – zauważył Harry.
-Ty zawsze wiesz jak mnie pocieszyć, nie? – zakpił Ron.
-Od tego w końcu jestem – odparł Harry. Obaj się zaśmiali.

***

Tuż po dzwonku weszli do pracowni transmutacji na trzygodzinne zajęcia. Hermiona usiadła w pustej ławce, z dala od Rona. Nadal była wściekła, że nie potrafi zrozumieć tego co się do niego mówi. Jak grochem o ścianę, prychnęła w myślach. Jedynie zamiar odwiedzenia Mistrza Eliksirów poprawiał jej humor.
-Dzisiaj na lekcji będziemy zajmować się przemianą książki w dowolne zwierzę, zaklęcie jest bardzo trudne i złożone, musicie być absolutnie skupieni. Każdy będzie ćwiczył samodzielnie – powiedział wwiercając się wzrokiem w nadal rozgadanych uczniów – Cisza, tego wam potrzeba. Nie muszę udawać, że ci najbardziej rozgadani dostaną dodatkową pracę domową, prawa? – wszelkie rozmowy natychmiast ucichły. McGonagall skinęła z aprobatą – August transmutare in libro animalium, tak brzmi zaklęcie, więc bierzmy się do pracy.
Przez niemal dwie trzecie zajęć profesor McGonagall chodziła po sali indywidualnie pokazując jak należy wykonać zaklęcie. W końcu podeszła do Hermiony, która siedziała z dala od przyjaciół.
-Wszystko w porządku panno Granger? – spytała zmartwiona.
-Tak pani profesor.
-W takim razie pokaż mi jak wykonujesz zaklęcie – zachęciła nauczycielka.
August transmutare in libro animalium – powiedziała Hermiona spokojnym, skupionym głosem, a leżąca przed nią przypadkowa książka zmieniła się w słodkiego, miauczącego burego kota.
-Ciekawe – mruknęła – Czy tak właśnie wyglądałaby pani jako animag…
-Co ma pani na myśli?
-To zaklęcie sprawdza, czy postać po przemianie animaga jest bezpieczna dla otoczenia. Ale o tym będziemy mówić dopiero w drugim semestrze. 10 punktów dla Gryffindoru – McGonagall podeszła do kolejnej osoby, która miała wyraźne problemy.
Tego dnia na lekcji Gryffindor zdobył 100 punktów, a Slytherin tylko 80. Wychodząc z pracowni wpadła na Harry’ego.
-Możemy pogadać? – spytał szybko zanim zdążyła odejść.
-Tylko szybko bo muszę iść do Snape’a – odpowiedziała zniecierpliwiona.
-A po co do niego? – spytał chłopak marszcząc brwi.
-W sprawie praktyk – odparła zwięźle przestępując z nogi na nogę.
-Dobra – uśmiechnął się – Nie denerwuj się tak na Rona – rzucił spokojnie.
-Denerwuje mnie fakt, że nie pojmuje tego co do niego mówię. Traktuję go jak przyjaciela i brata, a on na siłę próbuje to zmienić – wyrzuciła z siebie – Coś jeszcze? Naprawdę się śpieszę Harry! – chłopak skinął głową.
-Spotkajmy się po kolacji.
-Jasne – odkrzyknęła pędząc w stronę lochów.

***

Wchodząc do lochów, pomyślała że może nauczyciel jest w pracowni. Podeszła i zapukała, ale odpowiedziała jej cisza. Powoli, nie pewnie podeszła do miejsca gdzie wczoraj pojawiły się drzwi. Zastukała w kamień. Nic, cisza. Zapukała ponownie zaniepokojona przygryzając dolną wargę. Po chwili odskoczyła zaskoczona, bo przed nią ni stąd ni zowąd otworzyły się drzwi i stał przed nią nikt inny jak Snape. Wyglądał znacznie lepiej niż rano kiedy go zostawiała. Chciała się odezwać, ale głos odmówił współpracy. Czarne oczy przyglądały jej się pytająco.
-Co panią tutaj sprowadza? – spytał przerywając milczenie.
-Chciałam się spytać, czy mógłby profesor przyjąć mnie na praktyki do siebie – odpowiedziała niepewnie i nie przeciągając sprawy. Snape spojrzał na nią zaciekawiony, a po chwili zrobił przejście.
-Niech pani wejdzie – posłusznie weszła do jego kwatery od razu kierując się do znajomego fotela w salonie. Usiadł naprzeciwko niej.
-Dobrze usłyszałem, że chce pani brać u mnie praktyki?
-Tak – odparła nagle nabierając pewności siebie.
-Więc chce pani zostać mistrzynią w tej dziedzinie, tak? – zadrwił, a dziewczyna z poważnym wyrazem twarzy przytaknęła:
-Owszem.
-Sądzi pani, że podoła stawianym przeze mnie zadaniom?
-Oczywiście – odpowiedziała lekko urażona.
-Jeśli się nie zgodzę będę miał na karku profesor McGonagall i dyrektora… - mruknął - Będzie pani przychodzić po kolacji w każdy wtorek, czwartek i piątek, czasami w soboty.
-Dziękuję… - chciała jeszcze coś dodać, ale przerwał jej.
-Proszę się przygotować na ważenie dużo trudniejszych wywarów niż veritaserum, czy wielosokowy.
-Mam taką nadzieję – zauważyła z lekkim uśmieszkiem.
-Domyślam się. Przyznaję, że ma pani smykałkę do eliksirów, zwłaszcza po takim pokazie na drugim roku – Hermiona zarumieniła się i odwróciła wzrok przypominając sobie co wtedy zrobiła – Jednak za bardzo skupia się pani wykonywanej pracy nie patrzy pani co się dzieje wokół pani a zawsze trzeba wiedzieć co jest potencjalnym źródłem niebezpieczeństwa, ale to da się zmienić, dużą ilością ćwiczeń. A na jutro proszę przygotować referat na temat wszystkich znanych eliksirów leczniczych, to absolutna podstawa. Jeśli to wszystko, to może pani iść. Widzimy się jutro.
-Dziękuję za zgodę. Przepraszam, że pytam, ale… - zawahała się – Lepiej się już pan czuje?
-Tak – odparł o dziwo spokojnie. Skinęła zadowolona głową.
-W takim razie do widzenia profesorze.

***

Zadowolona z obrotu spraw skierowała się biblioteki. Miała jeszcze całkiem sporo czasu do kolacji. W ciągu tego czasu zdążyła zapisać trzy pełne arkusze pergaminu dla Snape’a, wtedy zorientowała się, że czas najwyższy zejść na kolację. Schowała rzeczy do torby i odesłała książki na miejsce.

Usiadła na swoim stałym miejscu przysuwając bliżej siebie półmiski z jedzeniem połykając kęsy w pośpiechu.
-I co? Zgodził się ? – spytał zaciekawiony Harry.
-Tak – odparła uradowana Hermiona.
-Kto i na co się zgodził? – zapytał Ron patrząc to na Hermionę, to znów na Harry’ego.
-Snape – powiedział Harry.
-Kto? – krzyknął zaskoczony – Na co on się zgodził?
-Na to żeby brała u niego praktyki – odpowiedział Harry zamiast przyjaciółki.
-Ten dupek? – oburzył się.
-Tak Ron – syknęła dziewczyna – To moja decyzja, a tobie nic do tego. Zachowujesz się zupełnie jakbym była twoją własnością chociaż tak nie jest – wykrzyczała ostanie słowa, aż siedzący w pobliżu uczniowie spojrzeli na nią zdziwieni. Złapała za swoje rzeczy znowu idąc do biblioteki.

***

Mistrz Eliksirów siedział w swoich kwaterach popijając ognistą whisky. Zastawiało go, który idiota doprowadził ją do takiego stanu. Najwyraźniej nie potrafili zrozumieć że i tak jest już nią źle, że nie potrafi przespać nocy, a ci dokładają jej dodatkowe problemy. Ostatnio dość często o niej myślał. Kiedyś spokojna Panna-Wiem-To-Wszystko, a teraz coraz bardziej oddalająca się od przyjaciół. Brak wsparcia od tych idiotów, ot co pomyślał biorąc kolejny łyk trunku. Kiedyś jej brązowe oczy były pełne życia, a teraz zostały zasypane przez smutek i rozpacz. A żaden z nich nie widział głębiej leżącego problemu. Rozmyślania przerwało mu pukanie do drzwi. Miał nadzieje, że to nie ta nieszczęsna Gryfonka.
Przed nim, dla odmiany, stała Minerwa.
-Widzę, że znów sięgnąłeś po ognistą – powiedziała na powitanie.
-Stęskniła się za mną – zadrwił.
-Będziemy tak rozmawiać w tym przeciągu? – wpuścił ją niechętnie – Czemu zaszczycam twoją wizytę?
-Widziałeś dzisiaj Granger? – zapytała wygodnie sadowiąc się w fotelu przy kominku.
-Co ja mam z nią wspólnego u diabła? – warknął.
-Zmartwiło mnie to co miało miejsce podczas kolacji.
-Pewnie któryś z tych idiotów zalazł jej za skórę – zakpił.
-Przyszła po eliksir uspokajający? Lepiej żeby nie zasypiała w takim stanie.
-Mnie to tłumaczysz? Od półtora miesiąca mówię do niej spokojnie chociaż czasami mam ochotę porządnie na nią nakrzyczeć. Najwyraźniej jej przyjaciele niczego nie wiedzą – krzyknął.
-Nie krzycz, ze słuchem u mnie nienajgorzej.
-Pewnie Weasley się dowiedział, że będzie miała u mnie praktyki.
-Zgodziłeś się – stwierdziła zdziwiona.
-Gdybym się nie zgodził miałbym ciebie i Albusa na karku z nawałem pytań czemu jej nie przyjąłem. Po drugie nie chce jej denerwować, bo to ja będę musiał ją potem uspokajać bo Malfoy i tak nie da rady. A po trzecie ma talent.
-Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale właśnie pochwaliłeś Gryfonkę – wtrąciła zjadliwie.
-Wcale nie – oburzył się.
-Owszem.
-Stwierdzam tylko fakt, już na drugim roku miała dryg. Który normalny uczeń robi warzy wielosokowy w łazience? I kto podbiera własnemu nauczycielowi składniki?
-Ty?
-Bo ten idiota nie potrafił ich wykorzystać! – prychnął.
-Możliwe – stwierdziła McGonagall pojednawczo – Będąc przy Granger, wymyśliłeś coś? Bo osobiście wpadłam na pewien pomysł.
-Jaki?
-Sam mówiłeś, że śpi ci się lepiej kiedy ktoś jest obok ciebie. Więc może wypróbować to też na niej?
-A niby z kim miałaby spać? – prychnął – Potter i Weasley nie wchodzą w grę. Nawet o tym nie myśl. Nie wytrzymują jednego dnia bez denerwowania jej. My odpadamy. Zostaje Malfoy, który przydaje się bardziej niż jej przyjaciele…
-Można spróbować. Myślę, że się zgodzi.
-Spróbujmy. Nie może przez całe życie brać eliksirów. Świadomość, że jest bezpieczna może jej pomóc.
-A tak przy okazji czemu odwołałeś zajęcia?
-Byłem wczoraj na misji – odparł wymijająco.
-I nic nie powiedziałeś? – spytała zaskoczona.
-Po powrocie nie byłem w stanie wejść samemu do zamku, a co dopiero wejść na pogawędkę do ciebie – zadrwił.
-To kto ci pomógł? – spytała jeszcze bardziej zaskoczona.
-Nasza nieszczęsna Gryfonka. O północy siedziała sobie na błoniach bo potrzebowała spokoju po pewnej rozmowie – zauważył pytające spojrzenie Minerwy – Nie patrz tak na mnie, nie wiem z kim rozmawiała. Nawet podejrzewam kto.
-Weasley? – westchnęła.
-Bynajmniej. Potter chyba wie co jest na rzeczy albo się chamuje. Weasley też musi to wiedzieć, ale jest zbyt tępy żeby jej nie denerwować.
-I co było dalej?
-Przeniosła mnie tutaj, opatrzyła rany i ogółem poskładała do kupy.
-Czemu nie poszła po Poppy?
-Było po północy, a ona pałętała się po zamku. I pewnie domyśliła się, że nie chcę robić sensacji w zamku. Jak się przebudziłem drzemała w fotelu czekając aż się obudzę. Wzór cnót anielskich – parsknął – Nawet rzuciła gadkę jak to nie chciała zostawić mnie samego. Chyba jakoś chciała zrekompensować to co dla niej robimy. Nawet nie miałem koszmarów. Upadłem na głowę skoro ci to wszystko mówię.
 -Pójdziemy ich o tym poinformować? – skinął jedynie głową w odpowiedzi.