sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 22

Hej! :)
Oto kolejny rozdział - mam nadzieję, że się Wam spodoba. Liczę na komentarze. :)
Miłego czytania!




    — Severus — zasyczał Voldemort.
    — Tak, mój panie. — Schylił głowę.
    — Cieszę się, że w końcu dotarłeś. Teraz możemy iść na małą, mało ważną misję.
No, ładnie, znów tej nocy będzie musiał zabić kilku mugoli, pomyślał.
Nie chciał się nad tym zastanawiać. Voldmort teleportował ich na przedmieścia mugolskiej części Londynu.
    Każdy ze śmierciożerców stał przed domem, który miał zaatakować, także Severus. Nie znali nazwisk rodzin, które były ich celem.
Severus jednym machnięciem różdżki otworzył drzwi i zamknął je. Wszedł po cichu, by żaden z domowników go nie usłyszał. Doszedł do salonu, w którym siedzieli kobieta i mężczyzna. Wszedł po cichu do pomieszczenia, mając rękę ciągle wyciągniętą w kierunku pary. W pewnym momencie kobieta wstała, spoglądając na Severusa.
    Silencio! — krzyknął, uciszając oboje.
    W wyglądzie kobiety było coś znajomego, jakby ją już kiedyś widział. Miała brązowe włosy, które lekko się kręciły. Jej oczy były tego samego koloru, co oczy Hermiony.
Pierwszą myślą, jaka przyszła mu do głowy, było to, że stoi przed jej rodzicami.
Podszedł bliżej nich i spojrzał w oczy kobiety; przeglądał jej myśli, jednak nie było w nich nic znajomego. Opuścił jej umysł i przemówił:
    — Nic wam nie zrobię, jednak musicie obiecać mi, że będziecie cicho - powiedział stanowczym głosem. Skinęli głowami. Ruchem różdżki przywrócił im głos.
    — Jak się nazywacie? — zapytał.
    — Jestem Jean Granger, a to mój mąż, John Granger. — Severus patrzył na nią i dziękował za to, że to on na nich trafił. Jak miał powiedzieć Hermionie, że byli jego celem? Musiał ich stąd wydostać. 
    — Weźcie najpotrzebniejsze rzeczy. Zaraz musicie ze mną iść. Nie zadawajcie pytań, tylko się ruszcie — powiedział spokojnie, by nie tworzyć niepotrzebnych kłótni. 
Nie zważali na to, ile czasu zajęło im zapakowanie rzeczy. Krzątali się przed Snape’em.
    — Może nam pan powiedzieć, co się dzieje? I kim pan jest? — zapytał Jon.
    — Jesteście w niebezpieczeństwie, a ja was  stąd zabieram. — Wraz z tymi słowami Severus teleportował się razem z Grangerami.

    Po teleportacji rodziców Hermiony, znalazł się w domu Malfoyów. Stał właśnie przed swoim panem.
Tak naprawdę nigdy nie cieszył się z tego, że zostanie ukarany. Dziś jednak było inaczej - cieszył się i dziękował Merlinowi i innym bóstwom, że to on tam był.  Chciał jak najszybciej powiadomić dyrektora, jednak ciągle zastanawiał się, jak ma powiedzieć o tym Hermionie. Z głębokich zamyśleń wyrwał go głos Voldemorta:
    — Severusie, wiesz, że za okazanie litości mugolom musisz zostać ukarany — wysyczał, wypowiadając ostatnie słowa bardzo szybko.
    — Tak, mój panie. Wybacz mi – powiedział Snape pewnym siebie głosem, w którym dało się wyczuć udawaną skruchę.
    Crucio! — krzyknął Czarny Pan. Severus nadal stał na nogach. Tyle razy był już torturowany, że potrafił wytrzymać taki ból. Do pewnego momentu.
Czuł, jak Voldemort przegląda jego wspomnienia i odkrywa, co sprawiło, że uratował tę dwójkę i pozwolił im żyć. Severus co rusz przesuwał coraz to inne wspomnienia z przeszłości w kierunku umysłu pana, aż wreszcie poczuł, jak Voldemort wychodzi z jego umysłu.
    Sectumsempra — krzyknął Czarny Pan, a na ciele Severusa pojawiło się mnóstwo ran, z których tryskała krew.
Snape padł na ziemię, do stóp swojego pana. Nie wiedział, ile to trwało, jednak dla niego minęła już wieczność.
    Ruptis ossa — wrzasnął czarnoksiężnik, a Severus krzyknął z bólu, który był nie do wytrzymania. Każda najmniejsza kosteczka jego ciała była złamana. Cieszył się, że jedyna część ciała, na której nie było nawet zadrapania, była cała. Przynajmniej będzie miał jak wyjść na zewnątrz i wrócić do zamku. Oczywiście, jeśli go wypuszczą.
    — Severusie, mam nadzieję, że zrozumiałeś swój błąd? — zapytał Czarny Pan.
    — Tak, mój panie — odpowiedział słabym, lecz pewnym głosem, schylając głowę z wyrazem szacunku.
    — Mam nadzieje, że inni także będą pamiętać i nie okażą litości dla brudu, który istnieje w naszym świecie.
Wszyscy skinęli głowami.
    — Możesz już wracać — powiedział Voldemort i zniknął z sali, a za nim reszta śmierciożerców.

***

    Snape znalazł się przed bramą. Ostatkiem sił zamknął bramę i wysłał patronusa do Minerwy. Wiedział, że sam nie powie nic Hermionie, dopóki on nie będzie czuł takiej potrzeby. Nie chciał jej martwić; nie chciał, by znowu leczyła jego rany, a przy tym płakała. Nie chciał sprawiać jej bólu.
Nie wiedział, ile czasu leżał już na ziemi. Czuł, że powoli opadają mu powieki i pojawia się ogarniającą go ze wszystkich stron ciemność. Poczuł, jak unosi się w powietrzu, a pod nim nie ma nic. 
    Gdy otworzył oczy, znajdował się w swoich kwaterach. Niepewnie uchylił powieki i zobaczył stojącą nad nim Minerwę, która leczła jego złamane kości. Jęknął pod wpływem bólu spowodowanego ich zrastaniem się.
Minerwa zauważyła, że się poruszył i zaraz na niego spojrzała. W jej oczach wyraźnie ujrzeć można było ból.
    — Co się stało, Severusie? — zapytała cicho, jakby bała się własnego głosu.
    — Zostałem ukarany za okazaną litość — powiedział zachrypniętym głosem.
    — Jak to, komu pomogłeś? — zapytała niepewnie.
    — Pierwszy raz w życiu cieszę się, że wróciłem w takim stanie
powiedział spokojnie.
    — Komu pomogłeś? — dociekała Minerwa.
    — Nawet nie wiesz jak się cieszyłem, gdy to ja tam wszedłem, a nie, na przykład, Bella czy Lucjusz. Zrobili wszystko to, co im kazałem, i razem uciekliśmy. Są bezpieczni — mówił, jakby nie docierało do niego żadne słowo Minerwy, która patrzyła na niego tak, jakby bredził.
    — Komu pomogłeś, Severusie? - zapytała po raz kolejny.
    — Pewnym rodzicom, którzy tak naprawdę nie pamiętają, że mają córkę— odpowiedział, dając jej wskazówkę.
    — Chodzi ci o Grangerów? — zapytała zszokowana.
    — Tak. Nawet nie wiesz jak ona jest podobna do matki — powiedział, wciąż słabym głosem.
    — I za to zostałeś ukarany? — zapytała choć znała odpowiedź.
    — Tak. – Severus uśmiechnął się szeroko. 
    — Chcesz, żebym powiedziała Hermionie? — McGonagall spojrzała na Snape’a.
    — Nie. Sam muszę jej to powiedzieć, ale nie dzisiaj. Dzisiejsza wyprawa była tylko rozgrzewką. Za trzy dni idziemy po ministra.
    — Dobrze, powiadomię Albusa — powiedziała. Zobaczyła, jak jego powieki zamykają się i jak zasypia. Zabezpieczyła kwatery i poszła do dyrektora.
    Powiedziała Albusowi o wszystkim, czego dowiedziała się z krótkiej rozmowy z Severusem - o tym, kiedy zamierza być przeprowadzony atak na ministra, komu nauczyciel pomógł dzisiejszej nocy, jednocześnie prosząc go, by nic Snape’owi nie mówił. Gdy dyrektor spytał, gdzie Severus teleportował Grangerów, McGonagall, zgodnie z prawdą odpowiedziała, że nie wie. Była pewna, że w tych okolicznościach, Snape nikomu nie zdradzi miejsca ich kryjówki.
    Zaczęła coraz bardziej uświadamiać sobie, że nie tyle chodzi o bezpieczeństwo Hermiony, co o nią samą. Chciała, by Severus w końcu znalazł ukojenie w swoim życiu, pełnym niebezpieczeństwa i bólu. Hermiona, mimo że wiedziała, iż ma rodziców, którzy są gdzieś daleko, tak naprawdę była sama.
    Wojna, to samo zło, jednak czasami podczas tak trudnego okresu, osoby, które zachowywały się w stosunku do siebie obojętnie lub wręcz wrogo, ratują się nawzajem. Przechodząc przez cierpienie razem i nie poddając się. 
Skupiając się na tej myśli, McGonagall zasnęła.