Witajcie.
Po lekcji OPCM Harry z Draco pobiegli do gabinetu McGonagall.
— Przepraszamy, że nachodzimy panią tak wcześnie, ale potrzebujemy pani pomocy – powiedział Harry.
— Co się stało? — zapytała zmartwiona.
— Moody nie potrafi trzymać języka za zębami — powiedział Draco. — Na obronie mówił do Hermiony, że właśnie ktoś może ginąć, by ona mogła żyć tylko dlatego, że nie chciała się pojedynkować.
— Pomyślała o Severusie — dodał Harry.
— Chodźcie, chyba wiem, gdzie możemy ją znaleźć — powiedziała Minerwa.
— Gdzie? — zapytał Harry, gdy szli razem z Draco i nauczycielką w kierunku lochów.
— W komnatach Severusa. Wczoraj też ją tam znalazłam… w zasadzie przychodzi tam codziennie. Ale to wcale nie poprawia jej samopoczucia, wręcz przeciwnie. – Dotarli do dębowych drzwi. – Jeszcze bardziej zamyka się w sobie. – McGonagall nacisnęła klamkę, ale drzwi nie ustąpiły.
— Dlaczego nie wchodzimy? — zapytał niepewnie Harry.
— Wygląda na to, że zmieniła zabezpieczenia Severusa i ja już nie mogę tam wejść, jeśli mnie nie wpuści — wyjaśniła im. — Idźcie na lekcje, ja spróbuję się do niej dostać.
— Dobrze — odpowiedzieli niechętnie i ruszyli w kierunku sali zaklęć.
— Hermiono, otwórz, proszę — powiedziała Minerwa, pukając do drzwi.
Stała tak dwadzieścia minut, jednak Hermiona wciąż nie ustępowała. Nagle nauczycielka usłyszała ciche kroki z drugiej strony drzwi, które po chwili powoli sie otworzyły. Minerwa weszła do środka i zauważyła w salonie pełno mniejszych i większych stosów książek.
— Co robisz? — zapytała niepewnie Minewra, patrząc w zaczerwienione oczy dziewczyny. Hermiona nie odpowiedziała; siedziała po prostu w czarnym obdartym fotelu, w którym zwykle siedział Severus, i patrzyła na ogień w kominku.
Wiedząc, że jej opiekunka tak szybko nie wyjdzie, dziewczyna odesłała jednym ruchem różdżki wszystkie książki na dawne miejsce - wciąż wpatrując się uparcie w kominek.
— Porozmawiaj ze mną. — Po raz kolejny Minerwie odpowiedziała cisza. — Mnie tez jest ciężko, ale musimy żyć dalej. — Znów cisza. — Hermiono... — tym razem przerwał jej cichy głos dziewczyny.
— Wszędzie czuję jego obecność, tak jak gdyby wciąż tu był, a ja nie mogła go zobaczyć — powiedziała, nie odwracając wzroku. — Nawet nie wiesz jak bym chciała, aby zaczął krzyczeć, pełen furii, wściekłości, którą emanował podczas lekcji. Tęsknię za wygarnianiem mi, że jestem chodzącą encyklopedią. Tego jak rozdawał szlabany na prawo i lewo, jak odejmował punkty za brak poszanowana dla nauczyciela, czy wysadzenie kociołka — mówiła szeptem. McGonagall podeszła do niej i przytuliła ją z całych sił.
— Mnie też go bardzo brakuje — powiedziała cicho Minerwa.
— Pamiętam wszystkie chwile, kiedy przyłapywał mnie i chłopaków na różnego rodzaju wybrykach, jego spojrzenie godne bazyliszka, i ten błysk w oczach, gdy odejmował punkty. Tyle że on nie petryfikował uczniów wzrokiem, tylko przywracał ich do pionu tak, by woda sodowa nie uderzyła nam do głowy… — zawahała się. — Pamiętam wszystko, jak gdyby to było wczoraj. Furię w jego oczach, która gdyby tylko mogła, wybuchłaby, gdy dowiedział się o tym, co zrobił mi Ron. Albo spojrzenie pełne niepewności, gdy opowiedziałam mu swój drugi koszmar, który teraz okazał się rzeczywistością. Bezpieczeństwo, które czułam tylko przy nim, gdy był w pobliżu wiedziałam, że wszystko będzie dobrze...
Minerwa nie mogła uwierzyć w to, co mówiła jej podopieczna - w tak krótkim czasie Severus stał się centrum jej życia.
— A teraz go nie ma. Czemu to tak boli… — raczej powiedziała, niż zapytała. Nie chciała znać odpowiedzi. — Wiem, że dopóki będę tu siedzieć, będzie jeszcze gorzej, ale nie potrafię przebywać z kimś innym w jednym pomieszczeniu. Denerwuje mnie zachowanie wszystkich, którzy cieszą się z jego nieobecności, choć tak naprawdę nie wiedzą, dlaczego go nie ma. Proszę, możesz zostawić mnie samą?
— Oczywiście — odpowiedziała nauczycielka smętnym głosem.
— Wyjdę stąd, kiedy wszystko przemyślę. — Hermiona spojrzała w pełne bólu i bezradności oczy Minerwy. Kobieta, która była wstanie ruchem głowy porozstawiać uczniów po kątach, teraz była jak cień samej siebie.
— Jak uważasz, ale nie sądzę, by samotność wyszła ci na dobre. — Ruszyła powolnym krokiem w stronę drzwi.
— Jaki był tak naprawdę? — zapytała Hermiona, a Minerwa gwałtownie się zatrzymała i zauważyła w orzechowych oczach podopiecznej jedyne ból, który nie chciał zniknąć.
Podeszła do niej i usiadła, przytulając ją do siebie.
— Jaki był? — zapytała samą siebie, przymykając oczy tak, jakby cofała się w czasie. - Był bardzo skrytym dzieckiem, miał problemy w domu, gdzie ojciec nie mógł pogodzić się z tym, że jego syn jest czarodziejem. Tobiasz bił nie tylko jego, ale i jego matkę. Swoją drogą, urocza z niej kobieta, Severus odziedziczył po niej ziemistą cerę, czarne oczy i kolor włosów, a ten haczykowaty nos po ojcu. Gdy dostał list z Hogwartu, był tak podekscytowany, że nie potrafił mówić o niczym innym jak tylko o tym, że będzie się uczył stosować magię w praktyce. Eileen nie pozwalała mu uczyć się zaklęć w domu ze względu na ojca. - Minerwa spojrzała na Hermionę, która wyglądała jak gdyby przyciągała do siebie każdą informację o Severusie niczym magnes. - Gdy przyjechał do szkoły cieszył się, że w końcu odnajdzie spokój, jednak Huncwoci nie pozwolili mu na zbytni odpoczynek. Niestety, muszę przyznać, że byli to moi podopieczni. W zasadzie dlatego Severus nie lubi Gryfonów. Jedyną osobą z Gryffindoru, którą wtedy lubił, była matka Harry’ego, choć nie wiem, czy Severus chciałby, żebym ci to powiedziała. - Spojrzała ponownie na Hermionę. - Zadurzył się w niej, był gotów zrobić dla niej wszystko... — McGonagall zauważyła, jak Hermiona kieruje swój wzrok ponownie na kominek. —Jednak, mimo że ... kochał ją, nigdy nie patrzył na nią tak jak na ciebie. Tobie zawdzięcza znacznie więcej, to dzięki tobie poczuł, co to jest prawdziwe szczęście. — Skierowała dłoń w stronę twarzy uczennicy i dotknęła jej policzka prosząc, by na nią spojrzała. — To dzięki tobie poczuł, co to znaczy kochać z wzajemnością. — Hermiona wtuliła się w opiekunkę najmocniej jak potrafiła.
— Jak mam żyć, nie myśląc o nim? — zapytała, chowając twarz w szatach swojej opiekunki.
— Myśl o nim zawsze, gdy będziesz tego potrzebować. Żyj normalnie, ale nigdy nie zapominaj, kim był dla ciebie. Rozumiesz?
Minerwa zaczekała, aż dziewczyna zaśnie i wyszła po cichu z komnat, zostawiając ją samą.
Leżał na chłodnej posadce, w ciemnym zatęchłym lochu. Nie był w stanie ruszyć nawet palcem. Nie wiedział ile trwały jego tortury. Jeśli, biorąc pod uwagę czas ich trwania, przerwy między nimi można policzyć na palcach jednej ręki, to był tu około tygodnia.
Mimo ciągłych napaści Czarnego Pana na jego umysł, nigdy nie pokazał żadnego wspomnienia związanego z jego ukochaną, nawet najmniejszej informacji.
Zastanawiał się, co Hermiona musi teraz przeżywać. Jak się czuje? Czy Weasley nie zrobił jej znów krzywdy? Czy będzie potrafiła z tym wszystkim żyć? Czy może w ogóle nie przejmuje się jego zniknięciem, bo nigdy go nie kochała? Jedyne, czego teraz potrzebował, to przytulić ją do siebie i nigdy nie puścić. Cieszył się, że ich drogi się spotkały - on szedł ścieżką wypełnioną walką, by przetrwać każdy dzień, ona natomiast drogą dobra. Nieświadoma zagrożeń, zeszła nagle na tę wypełnioną bólem, cierpieniem i wojną. Wojną, która w pewnym sensie ich połączyła. Cieszyła go każda chwila spędzona z Hermioną. Wszystkim, czego potrzebował, by żyć, była świadomość, że ona jest bezpieczna i przetrwa. On niedługo umrze, ale zawsze będzie na nią czekał, tam na górze, gdzie wszyscy są sobie równi. Nie ma nikogo lepszego, ani gorszego. Tam będą mogli by być razem już na zawsze.
We wspomnieniach zobaczył jej orzechowe oczy, pełne dobra i wiary w lepsze jutro. Jej oczy, a usta słodkie jak dojrzała, dorodna malina. Nie mógł przyswoić wiadomości, że więcej nie zobaczy tej woli walki w jej spojrzeniu, nie posmakuje jej ust i że już nigdy jej nie obejmie.
Nie chciał już cierpieć. Jeżeli ma już nigdy jej nie zobaczyć, to wolałby umrzeć w tej chwili… ale jeżeli istnieje choć kropelka nadziei, że jeszcze się spotkają, będzie walczył o każdą sekundę życia.
Z zamyśleń wyrwał Severusa odgłos dobiegający z holu. Po dłuższej chwili usłyszał kliknięcie zamka i do lochu ktoś wszedł. Nie widział ich twarzy, jednak jeden głos był wstanie rozpoznać w każdej chwili. Zimny, potężny, wywołujący jedynie strach… prócz Czarnego Pana, tak brzmiał jeszcze tylko Lucjusz Malfoy. Snape dziękował bogom, że Draco nie musi tego oglądać.
— Pan cię wzywa, zdrajco — powiedział Malfoy, a osoby, które mu towarzyszyły chwyciły mocno Severusa i zaczęły ciągnąć go z brutalna siłą w kierunku sali tronowej ich pana.
Zostawili mężczyznę na środku pomieszczenia. Opadł bezwładnie, nie mając sił, by stać, na podłogę. Do jego uszu dobiegł głos jego dawnego mistrza.
— Dlaczego mnie zdradziłeś? — zapytał. Zdradziłem cię bo nie jestem taki jak wy, nie bawi mnie zabijanie niewinnych, czy gwałcenie bezbronnych kobiet, pomyślał Severus, jednak się nie odezwał.
— Crucio! — krzyknął wściekły Voldemort.
Severus już po chwili zaczął wić się w spazmach bólu. Bólu, który wypełniał jego ciało, każda jego komórka była miażdżona. Nie wiedział, jak długo był torturowany. Jego organizm wyczuwał zmianę klątw. Czarny Pan zmieniał je szybciej, niż trwa mrugnięcie okiem. W pewnym momencie ból został przerwany, a Snape uchylił nieznacznie powieki, napotykając na zimne czerwone oczy.
Poczuł jak Voldemort z brutalna siłą wdziera się w jego umysł. Przedzierając się przez setki wspomnień, w poszukiwaniu tego jednego, które da mu odpowiedź, dlaczego zdradził najbardziej nieprzewidywalnego i brutalnego czarnoksiężnika, który kiedykolwiek stąpał po ziemi.
Severus podsuwał mu tyle fałszywych wspomnień, ile tylko był w stanie. Wspomnienia związane z Hermioną wciąż chronił, tak samo jak te poświęcone Draconowi, w których próbował go przekonać, że wybranie drogi śmierciożercy, to najgorsza rzecz, jaką zrobił w swoim życiu, i na każdym kroku musi za to płacić.
Voldemort jednak się nie poddawał. Dalej przeczesywał wspomnienia, a Severus przez moment nie wiedział już, które ma chronić. Szybko jednak otrząsnął się i odjął decyzję, by schować je tam, gdzie nigdy nie zaglądał. Miał tylko nadzieję, że kiedyś jeszcze powrócą.
Poczuł, jak niezadowolony Voldemort wyszedł z jego umysłu. Kazał śmierciożercom zabrać sobie więźnia sprzed oczu.
Gdy znalazł się już w celi, jeden z nich dał mu eliksir na uzupełnienie krwi i na zasklepienie ran. Czarny Pan chyba nie pozwoli mi tak szybko umrzeć, pomyślał.
Hermiona siedziała bez ruchu, od kilku dni patrząc beznamiętnie w kominek. Palił się w nim ogień, dając jednak niewiele ciepła. Mimo rozmowy, którą odbyła dwa dni temu z Minerwą, nadal nie potrafiła przestać przychodzić do komnat Severusa.
Nie wiedziała, co ma zrobić z sobą i swoim życiem. Myśli jej krążyły tylko wokół jednej osoby, której już nie zobaczy. Chciałaby choć na chwilę wtulić się znów w jego ramiona, które dawały jej tyle bezpieczeństwa. Zatopiłaby się ponownie w tych wąskich i chłodnych ustach. Spojrzałaby w oczy, które były jedną wielką tajemnicą.
W kwaterach Snape’a spędziła kilka ostatnich dni. Raz postanowiła napić się jego ognistej, ale nie był to dobry pomysł. Mimo że chwilowo poczuła się lepiej, zaraz przypomniała sobie, że to jego ulubiony trunek, skoro miał go tyle w swoich zapasach.
Ciszę, która wypełniała salon Mistrza Eliksirów, przerwał dźwięk pukania do drzwi. Niechętnie machnęła różdżką.
W pomieszczeniu pojawili się McGonagall i Dumbledore. Na widok dyrektora dziewczyna trochę się spięła.
— Możemy wejść? — zapytała Minerwa. Hermiona nic nie odpowiedziała. Gdy weszli do pomieszczenia, na twarzy dyrektora nie było widać ani krzty szczęścia, jedynie smutek.
— Panno Granger? — zapytał niepewnie Albus, przerywając ciszę. — Chciałaby pani z nami porozmawiać?
— Nie — odpowiedziała słabym i cichym głosem.
— Dlaczego? — zapytał, ignorując srogie spojrzenie nauczycielki transmutacji.
— Ponieważ nie mam z panem o czym rozmawiać, profesorze — odpowiedziała, nie patrząc na niego.
— Chce pani porozmawiać o Severusie?— zapytał, a sądząc po reakcji dziewczyny, nie była to mądra decyzja. Hermiona na sam dźwięk imienia ukochanego zerwała się i wycelowała różdżką w dyrektora.
— Hermiono, odłóż różdżkę — poprosiła Minerwa.
— Nie! — krzyknęła łamiącym głosem.
— Panno Granger… — zaczął cicho dyrektor, jednak nie dane mu było dokończyć.
— Nie! To wszystko twoja wina, twoja, a wszystko dla większego dobra! Poświęciłeś przyjaciela, nie wiedząc nawet, co się ostatnio z nim działo... — płakała, a ręka jej się trzęsła. — To ja go leczyłam, pomagałam mu, gdy wracał z zebrań, CZEKAŁAM aż wróci, a ty gdzie byłeś? Gdzie?! — Opuściła różdżkę, zrezygnowana. Minerwa podeszła do niej i przytuliła.
— Cicho...— powtarzała raz za razem. — Wiem, że jest ci ciężko.
— Wiem, że nie byłem ostatnimi czasy najlepszym przyjacielem dla… — zrobił pauzę …— Severusa, ale nie wie pani, jak mi go brakuje. Wiem, że cię kochał, Hermiono, i nic nie wypełni ci tej pustki. Jednak postarajmy się, żyć... bez niego.
Hermiona nawet na niego nie spojrzała. Dyrektor wiedział już, że nic nie wskóra. Wyszedł z salonu, kierując się do swojego gabinetu.
Severus wrócił do lochów po kolejnej serii tortur. Nie wiedział, dlaczego włożył rękę do kieszeni, brudnej od krwi i potu, szaty. Wymacał niewielki przedmiot. Nagle go olśniło - przedmiot, który znajdował się w jego kieszeni, był świstoklikiem, który dyrektor dał każdemu, kto był na misji. Ucieszył się, że jest nadzieja, iż będzie wolny.
Po ostatnich torturach nie dali mu eliksirów, więc miał mało czasu. Wyjął przedmiot z kieszeni i ścisnął w ręku, jednocześnie myśląc o bezpiecznym miejscu. Chciał się znaleźć w Hogwarcie. Jego ciało jeszcze nigdy nie było w takim stanie. Miał krwotok wewnętrzny, połamane kości i liczne rany kłute.
Starał się skupić najbardziej jak tylko potrafił, jednak nic z tego nie wyszło. Spróbował ponownie, bez rezultatu. Nie wiedział, ile czasu zajęły mu próby ucieczki.
Ostatnimi siłami skupił się na tym, gdzie chce się znaleźć. Wyszeptał: „Hogwart” i zniknął nagle z ciemnego lochu. Mimo wszystko sam zastanawiał się, jak to możliwe, że udało mu się wydostać, skoro Voldemort zawsze zabezpieczał każdy skrawek dworu. Czyżby zapomniał o lochach? Z tą myślą znalazł się przed bramą szkoły. Niewyraźnie wymówił zaklęcie otwierające bramę, ostatkiem sił przeczołgał się na teren Hogwartu i znalazł się po bezpiecznej stronie. Zamknął bramę i opadł na ziemię, na której leżał jeszcze śnieg. Modlił się by ktoś go znalazł i to szybko. Nie miał już sił na wypowiadanie żadnych zaklęć. Jego powieki robiły się coraz cięższe i cięższe, aż w końcu opadły.
Nie znikłam, jestem z Wami cały czas i nie mam
najmniejszego zamiaru uciekać. Jak wspominałam wcześniej, z powodu sesji oraz
pracy, kolejny rozdział zszedł na dalszy plan. W trakcie nielicznych wolnych
chwil udało mi się coś stworzyć. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Jest
bardzo melancholijny i osobiście uważam twierdzę, że daleko mu do przyzwoitego
poziomu. Jednakże końcową ocenę pozostawiam Wam. Jeśli wszystko pójdzie po
mojej myśli, to będzie jeszcze tylko jeden rozdział typu płacząca Hermiona i
miły Sev.
Jak zwykle, chcę podziękować Eilicaryn
oraz kochanej Becie, bez których ten rozdział nigdy by nie powstał. Podrzucam
Wam link do mojej playlisty, przy której pisałam ten rozdział - wystarczy
kliknąć TUTAJ.
Koniec ględzenia, zapraszam do czytania i oczywiście komentowania.
Pozdrawiam,
Tora
Nastał kolejny dzień. Wszyscy uczniowie
zeszli już na śniadanie do Wielkiej Sali. Hermiona z chłopcami siedziała na
swoich, już od dawna stałych, miejscach. Każdy uczeń, wchodzący do Wielkiej
Sali, był zadowolony z faktu, że od kilku dni nie odbyła się ani jedna lekcja
eliksirów, jednak żaden z nich nie znał prawdziwej przyczyny nieobecności
znienawidzonego Mistrza Eliksirów.
Hermiona zeszła na śniadanie tylko dlatego, że poprosili ją o to przyjaciele.
Hermiona zeszła na śniadanie tylko dlatego, że poprosili ją o to przyjaciele.
Od pewnego czasu dokładniej niż zwykle przyglądała się
stołowi nauczycielskiemu. Widziała wciąż podkrążone od płaczu oczy Minerwy;
dyrektor wcale nie wyglądał lepiej. Pozostali nauczyciele musieli już się
dowiedzieć, bo ich twarze nie były tak promienne jak kilka dni temu.
Natrafiła na miejsce, na którym zawsze siedział on - znienawidzony przez większość uczniów Mistrz Eliksirów.
— Nie patrz tam — zalecił Draco.
— Mam wrażenie, że zaraz zwariuję.
W tym momencie Hermiona spojrzała ze złością na pochłaniających śniadanie uczniów i wyszła z Wielkiej Sali, kierując się ku sali obrony przed czarną magią. Nie chciała iść na zajęcia, ale pomyślała, że Severus nie chciałby, by opuszczała lekcje.
Po chwili przybyli Harry i Draco; Hermiona usiadła przy stoliku wraz z nimi.
— Dziś będziemy się pojedynkować — powiedział Moody. — Każdy z was wybiera sobie partnera.
Harry był w parze Draco, Ron z Neville’em, Hermiona natomiast wciąż siedziała w ławce, obserwując ich pojedynki.
Z zamyśleń wyrwał ją głos nauczyciela
— Czemu pani nie ćwiczy? — zwrócił się do niej, jednak nic nie odpowiedziała.
Draco nagle opuścił różdżkę i podszedł do nich.
— Masz ćwiczyć, by nie dać się zabić podczas wojny, rozumiesz? – powiedział cicho Moody.
— A może ja już nie chcę żyć? – odpowiedziała łamiącym się głosem Hermiona.
— Co ty wygadujesz? Ludzie giną po to, byś żyła, a ty śmiesz mówić, że masz dość?
— Tak!
— Hermiono, uspokój się, to ci nie pomoże. — Draco podszedł bliżej.
— Panie Malfoy, niech się pan nie odzywa.
— Będę.
— Panno Granger… proszę wykonać ćwiczenia.
— Nie.
— Ładnie odpłacasz tym, którzy właśnie są torturowani, zabijani. — W tym momencie Hermiona nie wytrzymała, tego było dla niej za dużo. Wybiegła z Sali, nie czekając na pozwolenie nauczyciela. Biegła ile sił w nogach tam, gdzie czuła się bezpiecznie.
Gdy otwierała drzwi do komnat Severusa, na chwilę się zawahała, po chwili nacisnęła jednak klamkę i znalazła się w jego salonie. Położyła się na kanapie i zaczęła płakać.
— Severusie, co się z tobą dzieje? Żyjesz? — mówiła sama do siebie. Czuła, że właśnie teraz tego potrzebuje.
Natrafiła na miejsce, na którym zawsze siedział on - znienawidzony przez większość uczniów Mistrz Eliksirów.
— Nie patrz tam — zalecił Draco.
— Mam wrażenie, że zaraz zwariuję.
W tym momencie Hermiona spojrzała ze złością na pochłaniających śniadanie uczniów i wyszła z Wielkiej Sali, kierując się ku sali obrony przed czarną magią. Nie chciała iść na zajęcia, ale pomyślała, że Severus nie chciałby, by opuszczała lekcje.
Po chwili przybyli Harry i Draco; Hermiona usiadła przy stoliku wraz z nimi.
— Dziś będziemy się pojedynkować — powiedział Moody. — Każdy z was wybiera sobie partnera.
Harry był w parze Draco, Ron z Neville’em, Hermiona natomiast wciąż siedziała w ławce, obserwując ich pojedynki.
Z zamyśleń wyrwał ją głos nauczyciela
— Czemu pani nie ćwiczy? — zwrócił się do niej, jednak nic nie odpowiedziała.
Draco nagle opuścił różdżkę i podszedł do nich.
— Masz ćwiczyć, by nie dać się zabić podczas wojny, rozumiesz? – powiedział cicho Moody.
— A może ja już nie chcę żyć? – odpowiedziała łamiącym się głosem Hermiona.
— Co ty wygadujesz? Ludzie giną po to, byś żyła, a ty śmiesz mówić, że masz dość?
— Tak!
— Hermiono, uspokój się, to ci nie pomoże. — Draco podszedł bliżej.
— Panie Malfoy, niech się pan nie odzywa.
— Będę.
— Panno Granger… proszę wykonać ćwiczenia.
— Nie.
— Ładnie odpłacasz tym, którzy właśnie są torturowani, zabijani. — W tym momencie Hermiona nie wytrzymała, tego było dla niej za dużo. Wybiegła z Sali, nie czekając na pozwolenie nauczyciela. Biegła ile sił w nogach tam, gdzie czuła się bezpiecznie.
Gdy otwierała drzwi do komnat Severusa, na chwilę się zawahała, po chwili nacisnęła jednak klamkę i znalazła się w jego salonie. Położyła się na kanapie i zaczęła płakać.
— Severusie, co się z tobą dzieje? Żyjesz? — mówiła sama do siebie. Czuła, że właśnie teraz tego potrzebuje.
***
Po lekcji OPCM Harry z Draco pobiegli do gabinetu McGonagall.
— Przepraszamy, że nachodzimy panią tak wcześnie, ale potrzebujemy pani pomocy – powiedział Harry.
— Co się stało? — zapytała zmartwiona.
— Moody nie potrafi trzymać języka za zębami — powiedział Draco. — Na obronie mówił do Hermiony, że właśnie ktoś może ginąć, by ona mogła żyć tylko dlatego, że nie chciała się pojedynkować.
— Pomyślała o Severusie — dodał Harry.
— Chodźcie, chyba wiem, gdzie możemy ją znaleźć — powiedziała Minerwa.
— Gdzie? — zapytał Harry, gdy szli razem z Draco i nauczycielką w kierunku lochów.
— W komnatach Severusa. Wczoraj też ją tam znalazłam… w zasadzie przychodzi tam codziennie. Ale to wcale nie poprawia jej samopoczucia, wręcz przeciwnie. – Dotarli do dębowych drzwi. – Jeszcze bardziej zamyka się w sobie. – McGonagall nacisnęła klamkę, ale drzwi nie ustąpiły.
— Dlaczego nie wchodzimy? — zapytał niepewnie Harry.
— Wygląda na to, że zmieniła zabezpieczenia Severusa i ja już nie mogę tam wejść, jeśli mnie nie wpuści — wyjaśniła im. — Idźcie na lekcje, ja spróbuję się do niej dostać.
— Dobrze — odpowiedzieli niechętnie i ruszyli w kierunku sali zaklęć.
— Hermiono, otwórz, proszę — powiedziała Minerwa, pukając do drzwi.
Stała tak dwadzieścia minut, jednak Hermiona wciąż nie ustępowała. Nagle nauczycielka usłyszała ciche kroki z drugiej strony drzwi, które po chwili powoli sie otworzyły. Minerwa weszła do środka i zauważyła w salonie pełno mniejszych i większych stosów książek.
— Co robisz? — zapytała niepewnie Minewra, patrząc w zaczerwienione oczy dziewczyny. Hermiona nie odpowiedziała; siedziała po prostu w czarnym obdartym fotelu, w którym zwykle siedział Severus, i patrzyła na ogień w kominku.
Wiedząc, że jej opiekunka tak szybko nie wyjdzie, dziewczyna odesłała jednym ruchem różdżki wszystkie książki na dawne miejsce - wciąż wpatrując się uparcie w kominek.
— Porozmawiaj ze mną. — Po raz kolejny Minerwie odpowiedziała cisza. — Mnie tez jest ciężko, ale musimy żyć dalej. — Znów cisza. — Hermiono... — tym razem przerwał jej cichy głos dziewczyny.
— Wszędzie czuję jego obecność, tak jak gdyby wciąż tu był, a ja nie mogła go zobaczyć — powiedziała, nie odwracając wzroku. — Nawet nie wiesz jak bym chciała, aby zaczął krzyczeć, pełen furii, wściekłości, którą emanował podczas lekcji. Tęsknię za wygarnianiem mi, że jestem chodzącą encyklopedią. Tego jak rozdawał szlabany na prawo i lewo, jak odejmował punkty za brak poszanowana dla nauczyciela, czy wysadzenie kociołka — mówiła szeptem. McGonagall podeszła do niej i przytuliła ją z całych sił.
— Mnie też go bardzo brakuje — powiedziała cicho Minerwa.
— Pamiętam wszystkie chwile, kiedy przyłapywał mnie i chłopaków na różnego rodzaju wybrykach, jego spojrzenie godne bazyliszka, i ten błysk w oczach, gdy odejmował punkty. Tyle że on nie petryfikował uczniów wzrokiem, tylko przywracał ich do pionu tak, by woda sodowa nie uderzyła nam do głowy… — zawahała się. — Pamiętam wszystko, jak gdyby to było wczoraj. Furię w jego oczach, która gdyby tylko mogła, wybuchłaby, gdy dowiedział się o tym, co zrobił mi Ron. Albo spojrzenie pełne niepewności, gdy opowiedziałam mu swój drugi koszmar, który teraz okazał się rzeczywistością. Bezpieczeństwo, które czułam tylko przy nim, gdy był w pobliżu wiedziałam, że wszystko będzie dobrze...
Minerwa nie mogła uwierzyć w to, co mówiła jej podopieczna - w tak krótkim czasie Severus stał się centrum jej życia.
— A teraz go nie ma. Czemu to tak boli… — raczej powiedziała, niż zapytała. Nie chciała znać odpowiedzi. — Wiem, że dopóki będę tu siedzieć, będzie jeszcze gorzej, ale nie potrafię przebywać z kimś innym w jednym pomieszczeniu. Denerwuje mnie zachowanie wszystkich, którzy cieszą się z jego nieobecności, choć tak naprawdę nie wiedzą, dlaczego go nie ma. Proszę, możesz zostawić mnie samą?
— Oczywiście — odpowiedziała nauczycielka smętnym głosem.
— Wyjdę stąd, kiedy wszystko przemyślę. — Hermiona spojrzała w pełne bólu i bezradności oczy Minerwy. Kobieta, która była wstanie ruchem głowy porozstawiać uczniów po kątach, teraz była jak cień samej siebie.
— Jak uważasz, ale nie sądzę, by samotność wyszła ci na dobre. — Ruszyła powolnym krokiem w stronę drzwi.
— Jaki był tak naprawdę? — zapytała Hermiona, a Minerwa gwałtownie się zatrzymała i zauważyła w orzechowych oczach podopiecznej jedyne ból, który nie chciał zniknąć.
Podeszła do niej i usiadła, przytulając ją do siebie.
— Jaki był? — zapytała samą siebie, przymykając oczy tak, jakby cofała się w czasie. - Był bardzo skrytym dzieckiem, miał problemy w domu, gdzie ojciec nie mógł pogodzić się z tym, że jego syn jest czarodziejem. Tobiasz bił nie tylko jego, ale i jego matkę. Swoją drogą, urocza z niej kobieta, Severus odziedziczył po niej ziemistą cerę, czarne oczy i kolor włosów, a ten haczykowaty nos po ojcu. Gdy dostał list z Hogwartu, był tak podekscytowany, że nie potrafił mówić o niczym innym jak tylko o tym, że będzie się uczył stosować magię w praktyce. Eileen nie pozwalała mu uczyć się zaklęć w domu ze względu na ojca. - Minerwa spojrzała na Hermionę, która wyglądała jak gdyby przyciągała do siebie każdą informację o Severusie niczym magnes. - Gdy przyjechał do szkoły cieszył się, że w końcu odnajdzie spokój, jednak Huncwoci nie pozwolili mu na zbytni odpoczynek. Niestety, muszę przyznać, że byli to moi podopieczni. W zasadzie dlatego Severus nie lubi Gryfonów. Jedyną osobą z Gryffindoru, którą wtedy lubił, była matka Harry’ego, choć nie wiem, czy Severus chciałby, żebym ci to powiedziała. - Spojrzała ponownie na Hermionę. - Zadurzył się w niej, był gotów zrobić dla niej wszystko... — McGonagall zauważyła, jak Hermiona kieruje swój wzrok ponownie na kominek. —Jednak, mimo że ... kochał ją, nigdy nie patrzył na nią tak jak na ciebie. Tobie zawdzięcza znacznie więcej, to dzięki tobie poczuł, co to jest prawdziwe szczęście. — Skierowała dłoń w stronę twarzy uczennicy i dotknęła jej policzka prosząc, by na nią spojrzała. — To dzięki tobie poczuł, co to znaczy kochać z wzajemnością. — Hermiona wtuliła się w opiekunkę najmocniej jak potrafiła.
— Jak mam żyć, nie myśląc o nim? — zapytała, chowając twarz w szatach swojej opiekunki.
— Myśl o nim zawsze, gdy będziesz tego potrzebować. Żyj normalnie, ale nigdy nie zapominaj, kim był dla ciebie. Rozumiesz?
Minerwa zaczekała, aż dziewczyna zaśnie i wyszła po cichu z komnat, zostawiając ją samą.
***
Leżał na chłodnej posadce, w ciemnym zatęchłym lochu. Nie był w stanie ruszyć nawet palcem. Nie wiedział ile trwały jego tortury. Jeśli, biorąc pod uwagę czas ich trwania, przerwy między nimi można policzyć na palcach jednej ręki, to był tu około tygodnia.
Mimo ciągłych napaści Czarnego Pana na jego umysł, nigdy nie pokazał żadnego wspomnienia związanego z jego ukochaną, nawet najmniejszej informacji.
Zastanawiał się, co Hermiona musi teraz przeżywać. Jak się czuje? Czy Weasley nie zrobił jej znów krzywdy? Czy będzie potrafiła z tym wszystkim żyć? Czy może w ogóle nie przejmuje się jego zniknięciem, bo nigdy go nie kochała? Jedyne, czego teraz potrzebował, to przytulić ją do siebie i nigdy nie puścić. Cieszył się, że ich drogi się spotkały - on szedł ścieżką wypełnioną walką, by przetrwać każdy dzień, ona natomiast drogą dobra. Nieświadoma zagrożeń, zeszła nagle na tę wypełnioną bólem, cierpieniem i wojną. Wojną, która w pewnym sensie ich połączyła. Cieszyła go każda chwila spędzona z Hermioną. Wszystkim, czego potrzebował, by żyć, była świadomość, że ona jest bezpieczna i przetrwa. On niedługo umrze, ale zawsze będzie na nią czekał, tam na górze, gdzie wszyscy są sobie równi. Nie ma nikogo lepszego, ani gorszego. Tam będą mogli by być razem już na zawsze.
We wspomnieniach zobaczył jej orzechowe oczy, pełne dobra i wiary w lepsze jutro. Jej oczy, a usta słodkie jak dojrzała, dorodna malina. Nie mógł przyswoić wiadomości, że więcej nie zobaczy tej woli walki w jej spojrzeniu, nie posmakuje jej ust i że już nigdy jej nie obejmie.
Nie chciał już cierpieć. Jeżeli ma już nigdy jej nie zobaczyć, to wolałby umrzeć w tej chwili… ale jeżeli istnieje choć kropelka nadziei, że jeszcze się spotkają, będzie walczył o każdą sekundę życia.
Z zamyśleń wyrwał Severusa odgłos dobiegający z holu. Po dłuższej chwili usłyszał kliknięcie zamka i do lochu ktoś wszedł. Nie widział ich twarzy, jednak jeden głos był wstanie rozpoznać w każdej chwili. Zimny, potężny, wywołujący jedynie strach… prócz Czarnego Pana, tak brzmiał jeszcze tylko Lucjusz Malfoy. Snape dziękował bogom, że Draco nie musi tego oglądać.
— Pan cię wzywa, zdrajco — powiedział Malfoy, a osoby, które mu towarzyszyły chwyciły mocno Severusa i zaczęły ciągnąć go z brutalna siłą w kierunku sali tronowej ich pana.
Zostawili mężczyznę na środku pomieszczenia. Opadł bezwładnie, nie mając sił, by stać, na podłogę. Do jego uszu dobiegł głos jego dawnego mistrza.
— Dlaczego mnie zdradziłeś? — zapytał. Zdradziłem cię bo nie jestem taki jak wy, nie bawi mnie zabijanie niewinnych, czy gwałcenie bezbronnych kobiet, pomyślał Severus, jednak się nie odezwał.
— Crucio! — krzyknął wściekły Voldemort.
Severus już po chwili zaczął wić się w spazmach bólu. Bólu, który wypełniał jego ciało, każda jego komórka była miażdżona. Nie wiedział, jak długo był torturowany. Jego organizm wyczuwał zmianę klątw. Czarny Pan zmieniał je szybciej, niż trwa mrugnięcie okiem. W pewnym momencie ból został przerwany, a Snape uchylił nieznacznie powieki, napotykając na zimne czerwone oczy.
Poczuł jak Voldemort z brutalna siłą wdziera się w jego umysł. Przedzierając się przez setki wspomnień, w poszukiwaniu tego jednego, które da mu odpowiedź, dlaczego zdradził najbardziej nieprzewidywalnego i brutalnego czarnoksiężnika, który kiedykolwiek stąpał po ziemi.
Severus podsuwał mu tyle fałszywych wspomnień, ile tylko był w stanie. Wspomnienia związane z Hermioną wciąż chronił, tak samo jak te poświęcone Draconowi, w których próbował go przekonać, że wybranie drogi śmierciożercy, to najgorsza rzecz, jaką zrobił w swoim życiu, i na każdym kroku musi za to płacić.
Voldemort jednak się nie poddawał. Dalej przeczesywał wspomnienia, a Severus przez moment nie wiedział już, które ma chronić. Szybko jednak otrząsnął się i odjął decyzję, by schować je tam, gdzie nigdy nie zaglądał. Miał tylko nadzieję, że kiedyś jeszcze powrócą.
Poczuł, jak niezadowolony Voldemort wyszedł z jego umysłu. Kazał śmierciożercom zabrać sobie więźnia sprzed oczu.
Gdy znalazł się już w celi, jeden z nich dał mu eliksir na uzupełnienie krwi i na zasklepienie ran. Czarny Pan chyba nie pozwoli mi tak szybko umrzeć, pomyślał.
Hermiona siedziała bez ruchu, od kilku dni patrząc beznamiętnie w kominek. Palił się w nim ogień, dając jednak niewiele ciepła. Mimo rozmowy, którą odbyła dwa dni temu z Minerwą, nadal nie potrafiła przestać przychodzić do komnat Severusa.
Nie wiedziała, co ma zrobić z sobą i swoim życiem. Myśli jej krążyły tylko wokół jednej osoby, której już nie zobaczy. Chciałaby choć na chwilę wtulić się znów w jego ramiona, które dawały jej tyle bezpieczeństwa. Zatopiłaby się ponownie w tych wąskich i chłodnych ustach. Spojrzałaby w oczy, które były jedną wielką tajemnicą.
W kwaterach Snape’a spędziła kilka ostatnich dni. Raz postanowiła napić się jego ognistej, ale nie był to dobry pomysł. Mimo że chwilowo poczuła się lepiej, zaraz przypomniała sobie, że to jego ulubiony trunek, skoro miał go tyle w swoich zapasach.
Ciszę, która wypełniała salon Mistrza Eliksirów, przerwał dźwięk pukania do drzwi. Niechętnie machnęła różdżką.
W pomieszczeniu pojawili się McGonagall i Dumbledore. Na widok dyrektora dziewczyna trochę się spięła.
— Możemy wejść? — zapytała Minerwa. Hermiona nic nie odpowiedziała. Gdy weszli do pomieszczenia, na twarzy dyrektora nie było widać ani krzty szczęścia, jedynie smutek.
— Panno Granger? — zapytał niepewnie Albus, przerywając ciszę. — Chciałaby pani z nami porozmawiać?
— Nie — odpowiedziała słabym i cichym głosem.
— Dlaczego? — zapytał, ignorując srogie spojrzenie nauczycielki transmutacji.
— Ponieważ nie mam z panem o czym rozmawiać, profesorze — odpowiedziała, nie patrząc na niego.
— Chce pani porozmawiać o Severusie?— zapytał, a sądząc po reakcji dziewczyny, nie była to mądra decyzja. Hermiona na sam dźwięk imienia ukochanego zerwała się i wycelowała różdżką w dyrektora.
— Hermiono, odłóż różdżkę — poprosiła Minerwa.
— Nie! — krzyknęła łamiącym głosem.
— Panno Granger… — zaczął cicho dyrektor, jednak nie dane mu było dokończyć.
— Nie! To wszystko twoja wina, twoja, a wszystko dla większego dobra! Poświęciłeś przyjaciela, nie wiedząc nawet, co się ostatnio z nim działo... — płakała, a ręka jej się trzęsła. — To ja go leczyłam, pomagałam mu, gdy wracał z zebrań, CZEKAŁAM aż wróci, a ty gdzie byłeś? Gdzie?! — Opuściła różdżkę, zrezygnowana. Minerwa podeszła do niej i przytuliła.
— Cicho...— powtarzała raz za razem. — Wiem, że jest ci ciężko.
— Wiem, że nie byłem ostatnimi czasy najlepszym przyjacielem dla… — zrobił pauzę …— Severusa, ale nie wie pani, jak mi go brakuje. Wiem, że cię kochał, Hermiono, i nic nie wypełni ci tej pustki. Jednak postarajmy się, żyć... bez niego.
Hermiona nawet na niego nie spojrzała. Dyrektor wiedział już, że nic nie wskóra. Wyszedł z salonu, kierując się do swojego gabinetu.
***
Severus wrócił do lochów po kolejnej serii tortur. Nie wiedział, dlaczego włożył rękę do kieszeni, brudnej od krwi i potu, szaty. Wymacał niewielki przedmiot. Nagle go olśniło - przedmiot, który znajdował się w jego kieszeni, był świstoklikiem, który dyrektor dał każdemu, kto był na misji. Ucieszył się, że jest nadzieja, iż będzie wolny.
Po ostatnich torturach nie dali mu eliksirów, więc miał mało czasu. Wyjął przedmiot z kieszeni i ścisnął w ręku, jednocześnie myśląc o bezpiecznym miejscu. Chciał się znaleźć w Hogwarcie. Jego ciało jeszcze nigdy nie było w takim stanie. Miał krwotok wewnętrzny, połamane kości i liczne rany kłute.
Starał się skupić najbardziej jak tylko potrafił, jednak nic z tego nie wyszło. Spróbował ponownie, bez rezultatu. Nie wiedział, ile czasu zajęły mu próby ucieczki.
Ostatnimi siłami skupił się na tym, gdzie chce się znaleźć. Wyszeptał: „Hogwart” i zniknął nagle z ciemnego lochu. Mimo wszystko sam zastanawiał się, jak to możliwe, że udało mu się wydostać, skoro Voldemort zawsze zabezpieczał każdy skrawek dworu. Czyżby zapomniał o lochach? Z tą myślą znalazł się przed bramą szkoły. Niewyraźnie wymówił zaklęcie otwierające bramę, ostatkiem sił przeczołgał się na teren Hogwartu i znalazł się po bezpiecznej stronie. Zamknął bramę i opadł na ziemię, na której leżał jeszcze śnieg. Modlił się by ktoś go znalazł i to szybko. Nie miał już sił na wypowiadanie żadnych zaklęć. Jego powieki robiły się coraz cięższe i cięższe, aż w końcu opadły.