środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 3

   Witam wszystkich z powrotem ;)
   Rozdział pojawia się dużo szybciej niż przypuszczałam, więc liczę na Wasze opinie. Tekst zbetowany przez Fightless z Betowanie, za co bardzo dziękuję. A teraz, bez zbędnego gadania zapraszam do czytania!




   Jak co dzień, nie ważne czy był akurat rok szkolny, czy wakacje – wstał o piątej. Biorąc szybki, poranny prysznic myślał, co się dziś wydarzy. Niewątpliwie jakiś idiota wysadzi kociołek, a może wreszcie nastanie chwila, kiedy Weasley i Potter powiedzą coś mądrego. Niedoczekanie. To było wprost niemożliwe. Wychodząc z prysznica owinął czarny ręcznik wokół bioder, włożył swoje tradycyjne szaty. Usiadł wygodnie w fotelu, sięgając po nieprzeczytaną do końca książkę „Eliksiry i ich zastosowanie na przestrzeni dziejów”. Lektura pochłonęła go całkowicie, niemalże spóźnił się na śniadanie. Za dziesięć ósma zamknął swoje kwatery na klucz i skierował się ku Wielkiej Sali.
***
   Zegar na szafce nocnej wybił siódmą. Niechętnie podniosła się do pionu, przeciągnęła i wstała. Syknęła, dotykając bosymi stopami chłodnej posadzki. Przeszła do łazienki pocierając ramiona. Odetchnęła z ulgą kiedy letnia woda zaczęła strużkami spływać po jej ciele zmywając warstwę potu. Rozluźniona, w znacznie lepszym humorze rzuciła na siebie zaklęcie suszące, włożyła szkolne szaty, sprawdzając czy oznaka prefekta jest na swoim miejscu i złapała za torbę z książkami po drodze do drzwi. Weszła do pokoju wspólnego prefektów, gdzie natknęła się na Draco, który uważnie się jej przyglądał. Niepewnie przysiadła przy nim, przerywając niezręczną ciszę:
   – Czemu tak się przyglądasz? Pierwszy raz mnie widzisz? – zagadnęła uszczypliwie gotowa do słownej utarczki.
   – Po prostu wyglądasz lepiej. Znacznie lepiej – dodał po chwili.
   – Lepiej? ­­– mruknęła Hermiona, nie rozumiejąc o co chodzi.
   – Jeszcze nigdy nie widziałem nikogo w takim stanie w jakim byłaś dzisiejszej nocy. Przeraziłaś mnie nie na żarty, a i nie tylko mnie – odpowiedział, znów uważnie jej się przyglądając.
   – O czym ty mówisz? – fuknęła. – I kogo wystraszyłam? – spytała już podirytowana brakiem odpowiedzi.
   Chłopak nie wiedząc co ma zrobić, nagle wstał i zaczął namawiać ją do wyjścia, tłumacząc, że zaraz spóźnią się na śniadanie. Idąc korytarzem w milczeniu Hermiona zachodziła w głowę, o czym mówił. Nie miała najmniejszego pojęcia co działo się w nocy.
   – Powiesz mi co cię tak zaniepokoiło? – wyrównała z nim krok odgarniając z twarzy niesforne kosmyki.
   – Nie, ktoś inny powinien porozmawiać z tobą na ten temat – uciął, wchodząc do Wielkiej Sali i kierując się do stołu Ślizgonów.
   Wzruszyła ramionami, obracając się w stronę stołu Gryffindoru. Usiadła naprzeciwko Harry’ego i Rona. Przełykając jajecznicę spojrzała na przyjaciół.
   – Co jest? – spytała zaniepokojona.
   – Nic, Miona – mruknął Ron w odpowiedzi, z pełnymi ustami. Wyglądał jak zbity szczeniak.
   – Widać, że coś was martwi – dociekała.
   – McGonagall dała nam plan zajęć... – mruknął z kolei Harry.
   – A co się wam w nim nie podoba? – O mało nie wypuściła z dłoni kubka kiedy Harry zakrztusił się jedzeniem, a Ron niespodziewanie krzyknął:
   – Że jak?
   – No... Co wam w nim nie pasuje – powtórzyła speszona.
   – Może fakt, że codziennie mamy podwójne eliksiry z tym tłustowłosym dupkiem! – zauważył Harry wzburzonym głosem i trochę głośniej niż zamierzał.
   – No, panie Potter – usłyszał za swoimi plecami głos Snape’a – Widać, stęsknił się pan za szlabanami. Pan Filch z pewnością ucieszy się widząc pana dzisiaj o osiemnastej, panie Potter – wycedził. Z tymi słowami wyszedł z Wielkiej Sali, odprowadzany wzrokiem przez Hermionę.
   – Słyszeliście? – jęknął załamany Harry.
   – Tak, słyszeliśmy. I nie tylko my. Powtórz głośniej, jeszcze stół nauczycielski nie słyszał – powiedziała zjadliwie, mimo wszystko mu współczując – A teraz jak nie chcecie się spóźnić i zarobić kolejnego szlabanu radziłabym się pośpieszyć.
   Mówiąc to wstała, wzięła swoje rzeczy i powolnym krokiem skierowała się do lochów.

***

   Gdy była już pod salą lekcyjną zaczęła się zastanawiać czemu nauczyciel tak uważnie jej się przyglądał karząc Harry’ego za nierozważne słowa. Z zamyślenia wyrwał ją ponury, cichy głos nauczyciela.
   – Wejść – rozkazał, otwierając drzwi do pracowni.
   W milczeniu, nie chcąc narazić się profesorowi usiedli na swoich stałych miejscach. Obecni uczniowie z niecierpliwością czekali na słowa nauczyciela, cisza była zapowiedzią najgorszego i zawsze, absolutnie zawsze, nie była przyjemna.
Snape przyglądał się uczniom siódmego roku z przyjemnością, wywodzącą się z dwóch powodów – pierwszy, to ostatni rok który spędzi z tymi kretynami, drugi, zaraz czeka ich małe przepytywanko z ostatnich sześciu lat. Jednak tylko jedna osoba nie musiała się obawiać, że źle odpowie. Oczywiście to Panna-Wiem-To-Wszystko-Lepiej-Od-Własnego-Nauczyciela.
   – Na tej lekcji przekonamy się, co zapamiętaliście z ostatnich sześciu lat – zaczął, a po sali rozeszły się zaniepokojone szepty. – Cisza – stanowczy głos nauczyciela uciął wszystkie rozmowy w pracowni – Zaczynamy, panie Potter – Harry spokojnie spojrzał na profesora czekając na pytanie.
   – Co otrzymam, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu? - Z niecierpliwością czekał na jego odpowiedź. Zadowolony już chciał go zganić, ale ku własnemu zdziwieniu usłyszał odpowiedź.
   – Te dwa składniki dają eliksir usypiający... – zaciął się na chwilę, zerknął ku Hermionie i dokończył pewniejszym głosem – Jeśli jednak jest za mocny zostaje określony jako eliksir Żywej Śmierci.
   – Siadaj, Potter – warknął. Humor wyraźnie mu się popsuł. – Może jednak czegoś się nauczyłeś. Weasley – syknął, przechadzając się powoli po sali – Powiedz nam, gdzie będziesz szukał beozaru?
   – Beozar... - powtórzył chwiejnym głosem. – Można znaleźć go w żołądku kozy... – znów się zaciął – Pomaga przy zatruciach.
   – Widać, że wypadek z zeszłego roku czegoś pana nauczył. W takim razie nie wiem po co pytam, ale... Panno Granger, jaka jest różnica pomiędzy tojadem żółtym, a mordownikiem?
   – Żadna – odparła pewnie, pozwalając sobie na lekki uśmiech. – Są to te same rośliny, można je spotkać także pod nazwą akonit.
   – Dobrze Granger.
   Pytał przez całe dwie godziny, męcząc ich co raz trudniejszymi pytaniami, gdy zabrzmiał dzwonek kazał im się wynosić. Hermiona(powt.) właśnie miała wyjść za przyjaciółmi, gdy dobiegł ją głos nauczyciela:
   – Proszę chwilę zostać, panno Granger – powiedział, siadając za biurkiem. Dziewczyna spojrzała niepewnie na chłopaków, podbródkiem wskazując żeby na nią nie czekali.
   – Zobaczymy się na transmutacji – rzuciła. Chłopcy skinęli głowami i znikli w tłumie uczniów. Odwróciła się na pięcie i pytająco spojrzała na nauczyciela, czekając aż zacznie rozmowę.
   – Pamiętasz co się z tobą działo w nocy? – zapytał, uważnie obserwując jej reakcję. Dziewczyna zmarszczyła brwi zirytowana.
   – Czemu profesor tak się tym interesuje? Malfoy też był tego ciekaw – mruknęła. – Ale nic nie powiedział, bo stwierdził, że to nie on powinien mi to wytłumaczyć – zacisnęła usta w wąską kreskę, jeszcze bardziej się irytując. – A jeśli o to chodzi, to nie wiem co się działo – burknęła po chwili milczenia.
   – Sądząc po pani zachowaniu, chyba nie chce się pani tego dowiedzieć – zakpił.
   – Chcę, ale zaraz spóźnię się na transmutację.
   – Skoro tak, proszę przyjść tutaj o ósmej, chyba że się pani rozmyśli.
   Już otwierała drzwi, kiedy nagle się odwróciła.
   – Dlaczego akurat pan musi mi to powiedzieć, profesorze? – spytała oburzona. Bynajmniej nie odpowiadał jej fakt, że uważał się za odpowiednią osobę do tej rozmowy.
   – Nie tym tonem, Granger – warknął, zniżając głos. – A dlatego, że tak zostało ustalone z profesor McGonagall.
   – To dlaczego profesor McGonagall nie może podjąć się tej rozmowy? – powiedziała zdenerwowana.
   – Proszę przyjść o ósmej, a teraz do widzenia panno Granger.
   Wściekła mruknęła pod nosem pożegnanie i ledwo powstrzymując się przed trzaśnięciem drzwiami pobiegła na kolejną lekcję.

***

   Przez całą transmutację siedziała nieobecna, udawała że notuje, uważnie słucha, a myślami błądziła wokół wydarzeń minionej nocy. Zachodziła w głowę, próbując zgadnąć, co się wydarzyło, że McGonagall co chwilę zerkała w jej stronę przez całe dwie godziny. Po dzwonku, ze zrezygnowaną miną, podeszła do nauczycielki kiedy ta ją zawołała.
   – Rozmawiała pani z profesorem Snape’m?
   – Jeśli chodzi o noc, to mam przyjść dzisiaj o ósmej – odpowiedziała, przewidując dalszą część pytania. Nie udało jej się ukryć irytacji w głosie.
   – Dobrze – nauczycielka ponuro skinęła głową. W zamyśleniu, od stóp do głów, zmierzyła wzrokiem dziewczynę, dodając:- Może pani już iść.
   Hermiona przestąpiła z nogi na nogę.
   – Chcę wiedzieć co Draco, profesor Snape i pani, a zwłaszcza ja mają z tym wspólnego. Ledwo wstałam, a on zaczął bombardować mnie spojrzeniami, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. Potem profesor Snape i teraz pani. Kompletnie nie rozumiem co jest grane i byłabym wdzięczna, gdyby mi pani to wyjaśniła – stwierdziła wściekła.
   – Dowie się pani dzisiaj o ósmej – odparła poważnie.
   – A czemu pani nie może? – dociekała. – Czemu akurat profesor Snape, skoro nie ma nic wspólnego z Gryffindorem?
   – Z tego powodu, że w tym przypadku jedynie profesor Snape jest w stanie pani pomoc.
   Hermiona miała ochotę porządnie w coś uderzyć. Zrezygnowana skinęła głową i wyszła z sali.
   Po lekcjach od razu poszła do biblioteki odrobić zadania. Już prawie skończyła kiedy do pomieszczenia weszli Harry z Ronem.
   – Co się dzisiaj z tobą dzieje? - spytał zaniepokojony Harry.
   – Nic – burknęła.
   – Powiesz nam, czemu ten dupek od eliksirów cię zatrzymał? – dociekał Ron.
   – Mam przyjść do niego o ósmej, bo podobno ma mi coś do powiedzenia.
   – Przyjść do niego? – wrzasnął Ron, a ta syknęła żeby się uciszył.
   – Taak... – mruknęła, muskając piórem podbródek – Może Dumbledore powiedział mu, że chcę być u niego na praktykach? - skłamała gdybając.
   – Nie chce nic ci mówić, ale jeśli nie będziesz w lochach za dwadzieścia minut to będzie źle – powiedział Harry, zerkając na zegar.
   – Szlag – zaklęła cicho dziewczyna.
   W pośpiechu zapakowała rzeczy do torby, machnięciem różdżki odesłała ciężkie woluminy na półki i pobiegła w stronę lochów. Przez cały dzień próbowała sobie przypomnieć co takiego robiła w nocy, ale w głowie miała kompletną pustkę od chwili kiedy położyła się łóżka i zasnęła.
   Stojąc pod salą zerknęła na zegarek. Za pięć. Trzy razy mocno zapukała do ciężkich, dębowych drzwi pracowni. Ku jej zdziwieniu nikt jej nie odpowiedział. Zapukała jeszcze raz, ale nic nie usłyszała. Zrezygnowana usiadła na marmurowej posadzce przy drzwiach, czekając aż przyjdzie nauczyciel.
   Kiedy kolejny raz spojrzała na zegarek było już wpół do dziewiątej, pokiwała zrezygnowana głową.
   – Dobry wieczór, panno Granger – usłyszała. Szybko podniosła się z podłogi, otrzepała szaty i spojrzała na stojącego przed nią Snape’a – Proszę za mną – mówiąc to, ku jej zdziwieniu, skierował się w stronę swoich prywatnych kwater.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Informacja

Moi drodzy!
Wzięłam sobie do serca Wasze rady i nawiązałam współpracę z betą. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie przebiegać gładko i owocnie :) W związku z niedużym bałaganem, który obecnie powstał następny rozdział będzie lekko opóźniony. Mam jednak nadzieję, że wytrwacie i będziecie zadowoleni z nadchodzących zmian.
Przy tym chciałabym bardzo podziękować Flightless (betowanie.blogspot.com), która zgodziła się wziąć pod swoje skrzydła to opowiadanie :)
Do zobaczenia,
Tora no Hana

środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 2

No, to składam w Wasze ręce kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Liczę na wasze komentarze, które naprawdę dają potężną motywację do pisania, fakt że jest ktoś komu się to podoba jest świetny. Kolejny rozdział - za tydzień.  Chcę bardzo podziękować Rittoru, gdyby nie ona, nie publikowałabym tej opowieści.
Całusy Tora na Hana. 
Życzę miłego czytania.




-Czemuż to zawdzięczam pańską wizytę panie Malfoy? - spytał mierząc go cały czas ostrym, przenikliwym wzrokiem.

-Hermiona... - znowu powiedział jej imię bez zastanowienia. Może dlatego, że tak bardzo się martwi - To znaczy Granger - szybko się poprawił, przeklinając się w duchu - Jest u profesor McGonagall, nieprzytomna. Poprosiła żebym przyszedł po pana.

Miał nadzieję, że nauczyciel nie zorientował się tego jak ją nazwał, ale z drugiej strony był świadomy faktu, że akurat jemu mało co umyka. Ku jego uldze Snape zniknął w swoim pokoju z torbą wypełnioną eliksirami. W tej chwili uświadomił sobie, że nie powiedział o jakie eliksiry prosiła nauczycielka transmutacji.

Ale to już nie miało znaczenia. Szybko i w milczeniu przeszli przez plątaninę korytarzy i przejść prosto pod drzwi wicedyrektorki.

Co się stało? ta myśl nie dawała spokoju Snape'owi .

***

-Dobry wieczór Severusie, cieszę się przyszedłeś tak szybko - powiedziała nauczycielka ledwo otwierając drzwi - Pan Malfoy przyprowadził niedawno pannę Granger, która ni stąd ni zowąd zemdlała. A Poppy będzie dopiero jutro wieczorem.

-Bynajmniej nie mam z tym nic wspólnego - rzucił chłodnym tonem.

-Tylko ty możesz podawać uczniom eliksiry kiedy nie ma pielęgniarki - zauważyła McGonagall, przyzwyczajona do gburowatości Snape'a.

-Czego ode mnie oczekujesz, skoro nic nie wiem na temat tego co stało się za nim przyszedłem? Skoro mam pomóc, muszę wiedzieć wszystko - warknął podchodząc do nieprzytomnej dziewczyny.

Uważnie wysłuchał słów McGonagall i Malfoya, który jako pierwszy znalazł dziewczynę w takim stanie. Sprawdził puls, podał eliksiry - uspokajający i słodkiego snu. Mimo że spała, spokojnie i miarowo oddychając wolał nie ryzykować kolejnej dawki koszmarów. Przed wyjściem, przyjrzał się całej trójce po kolei.

-Czy ktoś wie, co tak strasznego mogło śnić się jej pierwszej nocy w szkole?

-Nie, profesorze - zaczął Draco przygryzając dolną wargę - Gdy się obudziła ciągle powtarzała nie idź. Cały czas... Dlatego ją tutaj przyprowadziłem. Wolałem jej nie zostawiać samej - dodał po chwili ciszy - Przepraszam, mogę już wrócić do siebie?

-Naturalnie panie Malfoy - odpowiedziała profesorka.

***

Snape wszedł do swoich pokoi z butelką ognistej whisky w dłoni. Machnięciem różdżki rozpalił kominek, znajdujący się tuż przed nim. Usiadł w fotelu obity poprzecieraną w wielu miejscach poczerniałą skórą. Napełnił szklankę po brzegi, wziął pierwszego łyka i odstawił do połowy pełne naczynie. Z cichym westchnieniem wyciągnął nogi przed siebie opierając głowę o zagłówek fotela. Zamknął oczy. W umyśle, jak na filmie, w przyśpieszonym tempie zaczął migać mu cały dzień. W jednej chwili, nie wiedząc czemu przed oczami pojawiła mu się nieprzytomna dziewczyna leżąca na sofie w pokoju McGonagall. Wyglądała na wykończoną, jej twarz skrapiały kropelki potu, pobladła skóra wygląda niezdrowo, a pod oczami rysowały się ciemne cienie.

 Zaczął się zastanawiać, co wywołało i czym był jej koszmar skoro nie była w stanie ustać na nogach, czy wcześniej je miewała, jeśli tak to od kiedy. Na domiar tego wszystkie męczyły go słowa, które ciągle powtarzała po przebudzeniu. Nieustannie myślał do kogo były kierowane i czy mają jakiś głębszy sens. Nie miał bladego pojęcia czemu chce dowiedzieć się wszystkiego o jej koszmarach i obawach. Nie rozumiał tego. Być może dlatego, że sam miał koszmar. A najgorsze były po spotkaniach Śmierciożerców. Od ponad dwudziestu lat nie przesypiał spokojnie nocy, koszmary dręczyły go jak wygłodniałe bestie, rozdrapujące stare rany. Za każdym razem tłumaczył sobie, że to tylko zwykły sen. Nic więcej.

 Położył się do łóżka, z myślą by jak najszybciej porozmawiać z Gryfonką.

sobota, 18 stycznia 2014

Sowia poczta

Jeśli macie swoje ulubione blogi lub sami prowadzicie/ prowadziliście z Severusem i Hermioną, to w komentarzach  dajcie link. :-)  chętnie przeczytam. 
P.S: dzięki że w tak krótkim czasie zebrało się was ponad dwieście.
Całusy Tora na Hana

piątek, 17 stycznia 2014

Rozdzial 1

Hej :)
Dzisiaj pierwszy rozdział - mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Jednak powiem Wam, że któregoś dnia wróg może okazać się lepszym przyjacielem, niż ten który jest nim naprawdę.
Zapraszam.
Liczę na opinie :)
~Tora no Hana 



   Pomimo tego, że przybyła do Hogwartu, Hermiona czuła że czegoś jej brakuje, nawet nie potrafiła określić tego słowami. Jednego była pewna - jej rodzice, Harry, Ron i wszyscy inni są bezpieczni. A przynajmniej ci, którzy są pod opieką dyrektora. Myśląc o tym cieszyła się, że zamieszkała w wieży Prefektów Naczelnych. Jedynymi jej współlokatorami stali się Krzywołap i Draco Malfoy, który dziwnym trafem dostał tą samą pozycję co ona. Co bardzo zdziwiło Hermionę, był fakt, że Malfoy - chłopak, który na każdym kroku był gotów nazwać ją szlamą - nie zachowywał się jakoś nadzwyczaj strasznie. W sumie mogła uznać, że Draco wcale nie jest taki zły.
  Przecierając zmęczone oczy, Hermiona położyła się do łóżka, przykrywając się po uszy ciepłą i miłą w dotyku kołdrą czekając na sen. Chciała tylko nie spóźnić się na pierwsze śniadanie i podwójne eliksiry.
  W końcu goniona setkami myśli, zasnęła.
***
Stała w samym środku otaczającej jej ciemności, była jedynym co widziała. Wokół siebie wyczuwała ogromną ilość magii, przytłaczającą, potężną od której włoski stawały dęba. Prócz tego śmiech, śmiech który dochodził zewsząd napawając ją przerażeniem.
 W pewnym momencie pomieszczenie wypełniło światło, uważnie rozejrzała się na boki - po środku olbrzymiej sali stał tron, a ją samą otaczały dziesiątki ludzi w maskach. Wtedy je zobaczyła. Czerwone oczy, bez krztyny dobroci, widziała w nich tylko śmierć. Nic więcej. Pytanie było jedno, dostrzegła w nich swoją śmierć, czy może poprzednich ofiar?
 Po pewnym czasie, do sali weszła czwórka mężczyzn w czarnych jak bezgwiezdna noc szatach i złotych maskach, znacznie różniących się od pozostałych. Nie to ją najbardziej zaniepokoiło. Strach przeszył ją niczym lodowaty wiatr, wdzierając się do jej świadomości. Czas się zatrzymał. Nie mogła krzyknąć, głos uwiązł jej w gardle. Stała, przerażona, przyglądając się jak nowoprzybyli prowadzą jej rodziców.
I wtedy odzyskała głos.
-Nie! - krzyknęła, ale szybki cios otrzymany od stojącej w pobliżu niej zamaskowanej osoby sprawił, że ponownie zamilkła. Nagle przemówił Ten, którego imię wywołuje powszechny strach, głębszy niźli można pojąć. Jego poddani w skupieniu czekali na słowa swego Pana.
-Witam was moi drodzy - powiedział głosem podobnym do syczenia węża - Jesteśmy dziś tutaj by się bawić... - zamilkł, a po sali przeszła fala śmiechu - Cisza - syknął Czarny Pan - Wybiorę osoby, które są godne naszej małej zabawy. Bello, bądź tak miła i zajmij się naszymi gośćmi, zasługują na to - Bellatrix skłoniła się nisko, dziękując za ten zaszczyt - Lucjuszu, zechciej towarzyszyć naszej drogiej Belli.
-To będzie dla mnie zaszczyt mój Panie - cicho odpowiedział, tak samo jak Bellatrix nisko się skłaniając, z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
-Skoro mamy komitet powitalny, nie każmy gościom czekać. Zaczynajmy!
Mężczyźni, którzy do tej chwili trzymali rodziców Hermiony, momentalnie ich puścili odsuwając się do tyłu.
-Crucio! - krzyknęła Bellatrix mierząc różdżką w matkę dziewczyny. Pod wpływem zaklęcia wiła się w spazmach bólu, jej krzyk odbijał się echem od ścian sali. Kolejne zaklęcie powodujące ból przeszyło powietrze jak trzask bicza. Hermiona nie wytrzymała. Czuła jak do oczu napływają jej łzy. Mimo wielkiego cierpienia widocznego na ich twarzach, nie mogła oderwać od nich wzroku. Pod wpływem chwili wykrzyknęła:
-Czego chcesz?! Zostaw ich! Masz mnie, zostaw ich! - jej głos był zachrypły, jakby gardło zostało poranione przez liczne ostrza. Odrzucając strach na bok, zrobiła krok do przodu i powtórzyła: - Czego chcesz?!
 Wstał z tronu, a czarna szata zaszeleściła wokół jego nóg. Podniósł dłoń, dając znać Bellatrix i Lucjuszowi by zaprzestali tortur.
-Szlamo! Śmiesz pytać się czego chcę? Mnie? Jesteś jedynie oślizgłą, brudną szlamą, a oni - wskazał palcem na leżących na posadzce nieprzytomnych rodziców dziewczyny - Oni są tutaj przez ciebie - wyciągnął różdżkę i wycelował prosto w Hermionę - Crucio.
 Opadła na ziemię zaciskając zęby z bólu. Nie wiedziała ile czasu spędziła wijąc się na zimnej posadzce, miała wrażenie, że minęła wieczność. Nagle ból zniknął, równie szybko jak się pojawił. Poczuła jak ktoś ją podnosi, silne ramiona, które bez najmniejszego problemu uniosły ją jak piórko. Będąc cały czas trzymana stanęła na przeciwko Voldemorta. Jego z pozoru cichy głos rozniósł się po całej sali.
-Severusie - syknął. Gdyby nie to, że to właśnie on ją trzymał upadłaby na sam dźwięk jego imienia. Był tutaj przez cały czas.. przemknęło jej przez myśl.
-Tak Panie - usłyszała. Snape lekko schylił głowę okazując szacunek.
-Zabierz ją, nie chce żeby ten stary głupiec zorientował się, że jego cenna szlama znikła.
-Tak mój Panie - wziął Hermionę za rękę i pociągnął za sobą. Już miał otwierać drzwi, gdy Voldemort zawołał:
-Mam nadzieję, że odpowiednio was ugościłem? - nic nie odpowiedziała, jedynie odwróciła głowę i patrzyła - W takim razie, jak widzisz, przyjęcie dobiegło końca!
 Wciąż milczała. Przyglądała się jak unosi dłoń dając znak swoim śmierciożercom.
-Avada Kedavra! - wykrzyknęli jednocześnie, a strumień zielonego światła trafił prosto w jej rodziców.
-Nie - krzyknęła. Zaczęła się wyrywać, ale stojący obok niej Snape zaczął wypychać ją za drzwi - Nie! - krzyczała, wciąż się szamocząc.
***
Kiedy otworzyła oczy zobaczyła zaniepokojoną twarz Malfoya, który najwyraźniej coś do niej mówił. Ale wszystko było przytłumione i jakby dobiegało z oddali. Po chwili dźwięki wróciły, nadzwyczaj głośne. Wszystko to wydawało jej się dziwne, a już zwłaszcza fakt, że to właśnie Malfoy się o nią niepokoił.
-Granger! Obudź się. Do cholery obudź się!
Powoli zaczęła podnosić się ze stosu poduszek, znów słysząc jego głos. Teraz już była pewna, że jest w swoim pokoju, a nad nią sterczy Draco.
-Wstawaj Granger, idziemy do McGonagall.
 Podał jej dłoń. Nic nie mówiąc poszli prosto do opiekunki Gryffindoru. Stojąc pod jej drzwiami, Draco zapukał pięścią do drzwi niemal wywarzając je z zawiasów. W ostatniej chwili udało mu się złapać Hermionę, która nagle zemdlała.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Prolog



Hej! :)
Słowem wstępu, za nim przejdę do właściwego tematu notki chciałabym się z Wami serdecznie przywitać - witajcie, rozgośćcie się i zostańcie na dłużej :) Krótko, nie owijając w bawełnę, nie gryzę i nie mam takiego zamiaru, więc możecie śmiało do mnie pisać z wszelkimi sugestiami, ewentualnie zażaleniami :D Piszę dla Was, więc będę wdzięczna chociażby za krótki, mały komentarz. Nic tak nie motywuje do dalszego pisania jak nowy komentarz! :)
To moje pierwsze opowiadanie, więc mam szczerą nadzieję że przypadnie Wam do gustu.
Bez zbędnego gadania, zapraszam do czytania! :)
~*~*~*~*~*~
Po szóstym roku w Hogwarcie zaczęły się wyczekiwane przez wszystkich wakacje. Harry, woląc nie narażać Dursley'ów na niebezpieczeństwo, nawet jeśli z wzajemnością się nienawidzili, spędził je w Norze w towarzystwie jak zwykle żywiołowej rodziny Rona. Natomiast Hermiona, wbrew naleganiom przyjaciół postanowiła je spędzić z rodzicami we własnym, przytulnym domu. Głowę co raz częściej zaprzątały myśli dotyczące ich bezpieczeństwa w czasie jej nieobecności. Spędzała całe dnie rozmyślając nad sposobem ich ochrony.
Pod koniec lipca, jak co roku, w Norze odbyło się przyjęcie urodzinowe Harry'ego. Zasięgła podczas niego rady Dumbledore'a, upierając się w rozmowie że najlepszym wyjściem byłoby rzucenie na nich Obliviate. Dyrektor po długiej dyskusji z Hermioną zgodził się, pod warunkiem, że dziewczyna nie będzie szukać ich po zbliżającej się wielkimi krokami wojnie. Z bólem serca przystała na to, wiedząc że tak będzie najlepiej.
Pierwsze dwa tygodnie sierpnia minęły jak z bicza strzelił, a krótka chwila pozornego szczęścia prysła jak bańka mydlana. Zamknięta w swoim pokoju i pośpiesznie pakując ostatnie drobiazgi, gwałtownie uświadomiła sobie, że najpewniej więcej ich nie zobaczy.
 Zerknęła na zegar wiszący na ścianie naprzeciwko łóżka, po cichu zeszła na dół, do salonu w którym jej rodzice pili herbatę. Właśnie wtedy, kiedy za oknem falowało parne letnie powietrze, a przez pootwierane szeroko okna wpadały leniwie brzęczące osy, drżącym ale skupionym głosem wypowiedziała zaklęcie. Z rozdzierającym ją od środka bólem przez chwilę przyglądała się jak z zapełnionych zdjęciami półek znika ona sama. Okręciła się na pięcie, złapała za uchwyt kufra i wyszła nie oglądając się za siebie.
 Doszła do placu, na którym miał czekać Snape, osobiście poproszony przez dyrektora do pomocy w teleportacji do Nory. Czekał już na nią, jak zwykle milczący, z ponurym wyrazem twarzy. Bez słowa złapała go za ramię i z cichym pyknięciem zniknęli.
 Pulchna pani Weasley czekała na nią już od samego rana, niespokojnie krzątając się po domu. Cała jej rodzina, a także Harry wiedzieli co postanowiła ich przyjaciółka i jak okropnie musi się z tym czuć. Ledwo zdążyli pojawić się przed Norą, a pani Weasley już chwyciła Hermionę w objęcia, mocno tuląc ją do siebie, a zaraz potem wyściskała ją Ginny. Nim się spostrzegły Snape teleportował się z powrotem, bez choćby słowa pożegnania.
 Ostatnie dwa tygodnie wakacji minęły w ślimaczym tempie, przenosiła się z miejsca na miejsce nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nawet biorąc do ręki książki na siódmy rok, które kupiła widziała jedynie zlepki liter. Mimo usilnych starań nie potrafiła się na niczym skupić. W przeddzień wyjazdu do Hogwartu, odbyło się zebranie Zakonu, na którym trójka przyjaciół i Ginny zostali do niego oficjalnie przyjęci. Otrzymali także pewne zadania, Harry i Ron mieli dodatkowe zajęcia z OPCM, Ginny miała odbywać praktyki na mago-medycynę, a po długim przekonywaniu dyrektora Hermiona zgodziła się uczyć na Mistrzynię Eliksirów.
 Już jutro, miał nadejść pierwszy dzień kolejnego roku, podczas którego wszystko miało się diametralnie zmienić.