Witam wszystkich z powrotem ;)
Rozdział pojawia się dużo szybciej niż przypuszczałam, więc liczę na Wasze opinie. Tekst zbetowany przez Fightless z Betowanie, za co bardzo dziękuję. A teraz, bez zbędnego gadania zapraszam do czytania!
Jak co dzień, nie ważne czy był akurat rok szkolny, czy wakacje – wstał
o piątej. Biorąc szybki, poranny prysznic myślał, co się dziś wydarzy.
Niewątpliwie jakiś idiota wysadzi kociołek, a może wreszcie nastanie chwila,
kiedy Weasley i Potter powiedzą coś mądrego. Niedoczekanie. To było wprost
niemożliwe. Wychodząc z prysznica owinął czarny ręcznik wokół bioder, włożył
swoje tradycyjne szaty. Usiadł wygodnie w fotelu, sięgając po nieprzeczytaną do
końca książkę „Eliksiry i ich zastosowanie na przestrzeni dziejów”. Lektura
pochłonęła go całkowicie, niemalże spóźnił się na śniadanie. Za dziesięć ósma
zamknął swoje kwatery na klucz i skierował się ku Wielkiej Sali.
***
Zegar na szafce nocnej wybił siódmą. Niechętnie podniosła się do pionu,
przeciągnęła i wstała. Syknęła, dotykając bosymi stopami chłodnej posadzki.
Przeszła do łazienki pocierając ramiona. Odetchnęła z ulgą kiedy letnia woda
zaczęła strużkami spływać po jej ciele zmywając warstwę potu. Rozluźniona, w
znacznie lepszym humorze rzuciła na siebie zaklęcie suszące, włożyła szkolne
szaty, sprawdzając czy oznaka prefekta jest na swoim miejscu i złapała za torbę
z książkami po drodze do drzwi. Weszła do pokoju wspólnego prefektów, gdzie
natknęła się na Draco, który uważnie się jej przyglądał. Niepewnie przysiadła
przy nim, przerywając niezręczną ciszę:
– Czemu tak się przyglądasz? Pierwszy raz mnie widzisz? – zagadnęła uszczypliwie
gotowa do słownej utarczki.
– Po prostu wyglądasz lepiej. Znacznie lepiej – dodał po chwili.
– Lepiej? – mruknęła Hermiona, nie rozumiejąc o co chodzi.
– Jeszcze nigdy nie widziałem nikogo w takim stanie w jakim byłaś
dzisiejszej nocy. Przeraziłaś mnie nie na żarty, a i nie tylko mnie –
odpowiedział, znów uważnie jej się przyglądając.
– O czym ty mówisz? – fuknęła. – I kogo wystraszyłam? – spytała już
podirytowana brakiem odpowiedzi.
Chłopak nie wiedząc co ma zrobić, nagle wstał i zaczął namawiać ją do
wyjścia, tłumacząc, że zaraz spóźnią się na śniadanie. Idąc korytarzem w
milczeniu Hermiona zachodziła w głowę, o czym mówił. Nie miała najmniejszego
pojęcia co działo się w nocy.
– Powiesz mi co cię tak zaniepokoiło? – wyrównała z nim krok odgarniając
z twarzy niesforne kosmyki.
– Nie, ktoś inny powinien porozmawiać z tobą na ten temat – uciął,
wchodząc do Wielkiej Sali i kierując się do stołu Ślizgonów.
Wzruszyła ramionami, obracając się w stronę stołu Gryffindoru. Usiadła
naprzeciwko Harry’ego i Rona. Przełykając jajecznicę spojrzała na przyjaciół.
– Co jest? – spytała zaniepokojona.
– Nic, Miona – mruknął Ron w odpowiedzi, z pełnymi ustami. Wyglądał jak
zbity szczeniak.
– Widać, że coś was martwi – dociekała.
– McGonagall dała nam plan zajęć... – mruknął z kolei Harry.
– A co się wam w nim nie podoba? – O mało nie wypuściła z dłoni kubka
kiedy Harry zakrztusił się jedzeniem, a Ron niespodziewanie krzyknął:
– Że jak?
– No... Co wam w nim nie pasuje – powtórzyła speszona.
– Może fakt, że codziennie mamy podwójne eliksiry z tym tłustowłosym
dupkiem! – zauważył Harry wzburzonym głosem i trochę głośniej niż zamierzał.
– No, panie Potter – usłyszał za swoimi plecami głos Snape’a – Widać,
stęsknił się pan za szlabanami. Pan Filch z pewnością ucieszy się widząc pana
dzisiaj o osiemnastej, panie Potter – wycedził. Z tymi słowami wyszedł z
Wielkiej Sali, odprowadzany wzrokiem przez Hermionę.
– Słyszeliście? – jęknął załamany Harry.
– Tak, słyszeliśmy. I nie tylko my. Powtórz głośniej, jeszcze stół
nauczycielski nie słyszał – powiedziała zjadliwie, mimo wszystko mu współczując
– A teraz jak nie chcecie się spóźnić i zarobić kolejnego szlabanu radziłabym
się pośpieszyć.
Mówiąc to wstała, wzięła swoje rzeczy i powolnym krokiem skierowała się
do lochów.
***
Gdy była już pod salą lekcyjną zaczęła się zastanawiać czemu nauczyciel
tak uważnie jej się przyglądał karząc Harry’ego za nierozważne słowa. Z
zamyślenia wyrwał ją ponury, cichy głos nauczyciela.
– Wejść – rozkazał, otwierając drzwi do pracowni.
W milczeniu, nie chcąc narazić się profesorowi usiedli na swoich stałych
miejscach. Obecni uczniowie z niecierpliwością czekali na słowa nauczyciela,
cisza była zapowiedzią najgorszego i zawsze, absolutnie zawsze, nie była
przyjemna.
Snape przyglądał się uczniom
siódmego roku z przyjemnością, wywodzącą się z dwóch powodów – pierwszy, to
ostatni rok który spędzi z tymi kretynami, drugi, zaraz czeka ich małe
przepytywanko z ostatnich sześciu lat. Jednak tylko jedna osoba nie musiała się
obawiać, że źle odpowie. Oczywiście to
Panna-Wiem-To-Wszystko-Lepiej-Od-Własnego-Nauczyciela.
– Na tej lekcji przekonamy się, co zapamiętaliście z ostatnich sześciu
lat – zaczął, a po sali rozeszły się zaniepokojone szepty. – Cisza – stanowczy
głos nauczyciela uciął wszystkie rozmowy w pracowni – Zaczynamy, panie
Potter – Harry spokojnie spojrzał na profesora czekając na pytanie.
– Co otrzymam, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki
z piołunu? - Z niecierpliwością czekał na jego odpowiedź. Zadowolony już chciał
go zganić, ale ku własnemu zdziwieniu usłyszał odpowiedź.
– Te dwa składniki dają eliksir usypiający... – zaciął się na chwilę,
zerknął ku Hermionie i dokończył pewniejszym głosem – Jeśli jednak jest za
mocny zostaje określony jako eliksir Żywej Śmierci.
– Siadaj, Potter – warknął. Humor wyraźnie mu się popsuł. – Może jednak
czegoś się nauczyłeś. Weasley – syknął, przechadzając się powoli po sali –
Powiedz nam, gdzie będziesz szukał beozaru?
– Beozar... - powtórzył chwiejnym głosem. – Można znaleźć go w żołądku
kozy... – znów się zaciął – Pomaga przy zatruciach.
– Widać, że wypadek z zeszłego roku czegoś pana nauczył. W takim razie
nie wiem po co pytam, ale... Panno Granger, jaka jest różnica pomiędzy tojadem
żółtym, a mordownikiem?
– Żadna – odparła pewnie, pozwalając sobie na lekki uśmiech. – Są to te
same rośliny, można je spotkać także pod nazwą akonit.
– Dobrze Granger.
Pytał przez całe dwie godziny, męcząc ich co raz trudniejszymi
pytaniami, gdy zabrzmiał dzwonek kazał im się wynosić. Hermiona(powt.) właśnie
miała wyjść za przyjaciółmi, gdy dobiegł ją głos nauczyciela:
– Proszę chwilę zostać, panno Granger – powiedział, siadając za
biurkiem. Dziewczyna spojrzała niepewnie na chłopaków, podbródkiem wskazując żeby
na nią nie czekali.
– Zobaczymy się na transmutacji – rzuciła. Chłopcy skinęli głowami i
znikli w tłumie uczniów. Odwróciła się na pięcie i pytająco spojrzała na
nauczyciela, czekając aż zacznie rozmowę.
– Pamiętasz co się z tobą działo w nocy? – zapytał, uważnie obserwując
jej reakcję. Dziewczyna zmarszczyła brwi zirytowana.
– Czemu profesor tak się tym interesuje? Malfoy też był tego ciekaw –
mruknęła. – Ale nic nie powiedział, bo stwierdził, że to nie on powinien mi to
wytłumaczyć – zacisnęła usta w wąską kreskę, jeszcze bardziej się irytując. – A
jeśli o to chodzi, to nie wiem co się działo – burknęła po chwili milczenia.
– Sądząc po pani zachowaniu, chyba nie chce się pani tego dowiedzieć –
zakpił.
– Chcę, ale zaraz spóźnię się na transmutację.
– Skoro tak, proszę przyjść tutaj o ósmej, chyba że się pani rozmyśli.
Już otwierała drzwi, kiedy nagle się odwróciła.
– Dlaczego akurat pan musi mi to powiedzieć, profesorze? – spytała
oburzona. Bynajmniej nie odpowiadał jej fakt, że uważał się za odpowiednią
osobę do tej rozmowy.
– Nie tym tonem, Granger – warknął, zniżając głos. – A dlatego, że tak
zostało ustalone z profesor McGonagall.
– To dlaczego profesor McGonagall nie może podjąć się tej rozmowy? –
powiedziała zdenerwowana.
– Proszę przyjść o ósmej, a teraz do widzenia panno Granger.
Wściekła mruknęła pod nosem pożegnanie i ledwo powstrzymując się przed
trzaśnięciem drzwiami pobiegła na kolejną lekcję.
***
Przez całą transmutację siedziała nieobecna, udawała że notuje, uważnie
słucha, a myślami błądziła wokół wydarzeń minionej nocy. Zachodziła w głowę,
próbując zgadnąć, co się wydarzyło, że McGonagall co chwilę zerkała w jej
stronę przez całe dwie godziny. Po dzwonku, ze zrezygnowaną miną, podeszła do
nauczycielki kiedy ta ją zawołała.
– Rozmawiała pani z profesorem Snape’m?
– Jeśli chodzi o noc, to mam przyjść dzisiaj o ósmej – odpowiedziała,
przewidując dalszą część pytania. Nie udało jej się ukryć irytacji w głosie.
– Dobrze – nauczycielka ponuro skinęła głową. W zamyśleniu, od stóp do
głów, zmierzyła wzrokiem dziewczynę, dodając:- Może pani już iść.
Hermiona przestąpiła z nogi na nogę.
– Chcę wiedzieć co Draco, profesor Snape i pani, a zwłaszcza ja mają z
tym wspólnego. Ledwo wstałam, a on zaczął bombardować mnie spojrzeniami, jakby
widział mnie pierwszy raz w życiu. Potem profesor Snape i teraz pani.
Kompletnie nie rozumiem co jest grane i byłabym wdzięczna, gdyby mi pani to
wyjaśniła – stwierdziła wściekła.
– Dowie się pani dzisiaj o ósmej – odparła poważnie.
– A czemu pani nie może? – dociekała. – Czemu akurat profesor Snape,
skoro nie ma nic wspólnego z Gryffindorem?
– Z tego powodu, że w tym przypadku jedynie profesor Snape jest w stanie
pani pomoc.
Hermiona miała ochotę porządnie w coś uderzyć. Zrezygnowana skinęła
głową i wyszła z sali.
Po lekcjach od razu poszła do biblioteki odrobić zadania. Już prawie
skończyła kiedy do pomieszczenia weszli Harry z Ronem.
– Co się dzisiaj z tobą dzieje? - spytał zaniepokojony Harry.
– Nic – burknęła.
– Powiesz nam, czemu ten dupek od eliksirów cię zatrzymał? – dociekał
Ron.
– Mam przyjść do niego o ósmej, bo podobno ma mi coś do powiedzenia.
– Przyjść do niego? – wrzasnął Ron, a ta syknęła żeby się uciszył.
– Taak... – mruknęła, muskając piórem podbródek – Może Dumbledore
powiedział mu, że chcę być u niego na praktykach? - skłamała gdybając.
– Nie chce nic ci mówić, ale jeśli nie będziesz w lochach za dwadzieścia
minut to będzie źle – powiedział Harry, zerkając na zegar.
– Szlag – zaklęła cicho dziewczyna.
W pośpiechu zapakowała rzeczy do torby, machnięciem różdżki odesłała
ciężkie woluminy na półki i pobiegła w stronę lochów. Przez cały dzień
próbowała sobie przypomnieć co takiego robiła w nocy, ale w głowie miała
kompletną pustkę od chwili kiedy położyła się łóżka i zasnęła.
Stojąc pod salą zerknęła na zegarek. Za pięć. Trzy razy mocno zapukała
do ciężkich, dębowych drzwi pracowni. Ku jej zdziwieniu nikt jej nie
odpowiedział. Zapukała jeszcze raz, ale nic nie usłyszała. Zrezygnowana usiadła
na marmurowej posadzce przy drzwiach, czekając aż przyjdzie nauczyciel.
Kiedy kolejny raz spojrzała na zegarek było już wpół do dziewiątej,
pokiwała zrezygnowana głową.
– Dobry wieczór, panno Granger – usłyszała. Szybko podniosła się z podłogi,
otrzepała szaty i spojrzała na stojącego przed nią Snape’a – Proszę za mną –
mówiąc to, ku jej zdziwieniu, skierował się w stronę swoich prywatnych kwater.