Na poprawę mojego humoru daje Wam kolejny rozdział. Dedykuje go Rittoru, choć nie lubi Sevmione czyta to co pisze. Jest zawsze gdy ją potrzebuje. Dziękuje, że jesteś. Bez Ciebie chyba bym już dawno zwariowała.
Posłuchajcie wiem, że to nie każdego klimaty ale piosenka jest super. Link
Czytasz=Komentujesz
Pozdrawiam Tora no Hana
Draco właśnie odrabiał lekcje, gdy w
kominku niespodziewanie buchnął zielony ogień, z którego najpierw wyszła
profesor McGonagall, a chwilę potem profesor Snape. Zdziwiony i zaniepokojony
podniósł się gwałtownie o mało nie przewracając niskiego stolika przy którym siedział.
Jako że Hermiony nie było w pokoju, obawiał się wszystkiego co mogło się
jeszcze dzisiaj zdarzyć, zwłaszcza po incydencie na kolacji. Podszedł do
nauczycieli i bez ogródek spytał lekko zachrypniętym głosem:
— Coś z Hermioną?
— Nie panie Malfoy — odparła spokojnie
nauczycielka. Jeszcze bardziej zdziwiony dałby sobie głowę uciąć, że w jej
oczach migotały wesołe iskierki, tak nie pasujące do jej codziennego obycia.
— Co pana niepokoi panie Malfoy? — spytał
bardziej czujny Snape.
— Właściwie to nie wiem... — zaczął powoli
przesuwając dłonią po włosach w geście zakłopotania - Gdy zaczęła zbliżać się
jedenasta poszedłem do biblioteki, żeby zobaczyć czy tam jest, ale nie było. Tak samo
jak na błoniach, czy gdziekolwiek indziej — dokończył bezradnie wzruszając
ramionami.
— Chce pan powiedzieć, że panny Granger nie
ma w pokoju? — powiedzieli niemal równocześnie zaniepokojeni nauczyciele.
— Po drodze spotkałem Pottera, twierdzi że
po raz ostatni widział ją na kolacji. Wybiegła z sali wściekła jak osa. Nie mam
bladego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi - rzucił zezłoszczony.
— Natychmiast idź po Pottera. Bez
Weasley'a — polecił Snape.
Po wyjściu Dracona, profesorowie bezradnie spojrzeli na siebie.
Po wyjściu Dracona, profesorowie bezradnie spojrzeli na siebie.
***
Kończyła właśnie pisać ostatnie zdanie
referatu, który zlecił jej Snape. Spojrzała na zegarek, z westchnięciem
skwitowała szybki upływ czasu, było już w pół do dziesiątej. Odłożyła wszystkie
książki na odpowiednie półki, a swoje rzeczy schowała do torby.
Idąc jednym z holi w kierunku wieży
prefektów miała dziwne, nieprzyjemne uczucie, że ktoś ją obserwuje. Opustoszały
korytarz wcale jej nie pomagał, a szła tędy tylko ze względu na krótszą drogę i
fakt, że przed snem chciała uprzedzić żeby dzisiejszej nocy nie prosił nikogo o
pomoc, bo chciała wyciszyć drzwi.
Wiedziała, że z początku się nie zgodzi i to dla jej własnego dobra. Idąc
dalej, nagle ni stąd ni zowąd otoczyła ją ciemność.
W jednej chwili podłoga uciekła jej z pod
nóg, zawisając w powietrzu. Ktoś ją niósł, delikatnie jakby była drogocenną,
porcelanową lalką, kołysząc na boki przy stawianiu kroków. Usłyszała
przytłumiony trzask zamykających się drzwi wskazując, że sala została
wyciszona. Leżała przez jakiś czas na czymś twardym i niezbyt wygodnym, a do
tego wąskim. Straciła rachubę czasu, ale nie śmiała się ruszyć. Ciężkie krople
deszczu bębniły w szyby znajdującego się gdzieś w pobliżu okna. Dopiero teraz
uświadomila sobie, że dziś jest dwudziesty dziewiąty października. Ostatnio
czas w jej życiu drastycznie przyśpieszył, zmieniając się w przyśpieszony film,
w którym wycięto część scen.
Gdy
uczucie wszech obecnej ciemności znikło powoli uchyliła powieki, niepewna co
zobaczy. Wokół płonęły świecie, rzucając na kamienne ściany długie cienie. Sala
transmutacji, zauważyła zdziwiona. Niezbyt daleko przed nią ktoś stał, cień
otaczał go jak płaszcz ukrywając wszystkie szczególne znaki. Dopiero gdy się
odwrócił, rozpoznała kto to. Piegowata twarz otoczona rudymi włosami, w świetle
świec przypominające ogień. Ale oczy były obce - zimne, przepełnione
wściekłością i bólem.
— W końcu się obudziłaś? - spytał Ron,
niskim, burkliwym głosem, który tak samo jak oczy wcale do niego nie pasował.
— Co się dzieje Ron? — odpowiedziała pytaniem, niepewnie mu się przyglądając. Zmiany, które w nim zaszły ani trochę jej się nie spodobały.
— Co się dzieje Ron? — odpowiedziała pytaniem, niepewnie mu się przyglądając. Zmiany, które w nim zaszły ani trochę jej się nie spodobały.
— Co się dzieje? — zakpił, powtarzając jej
słowa.
— Możesz mi to wyjaśnić? — poprosiła nie
chcąc go zdenerwować. Wtedy podszedł bliżej, a z kieszeni wyciągnął dwie opaski
na nadgarstki. Nachylił się nad nią.
— Na pewno chcesz wiedzieć? — wyszeptał.
— Tak — przyznała głośno wdychając
powietrze.
— A więc słuchaj. Jesteś moja...
— Nie — przerwała mu.
— Nie przerywaj mi jak do ciebie mówię -
warknął lekko podnosząc głos — Kocham cię — dodał już dużo łagodniej, ale nadal
mając ten zimny, obcy wzrok — Należysz do mnie od chwili kiedy zdałem sobie
sprawę co czuję.
— Kiedy ja ciebie nie kocham — wykrztusiła
kręcąc głową — Zrozum to w końcu. I wypuść mnie.
— Ciągle powtarzasz nie i nie, do upadłego.
Nie wypuszczę cię stąd dopóki nie przyznasz, że jesteś moja.
— Nigdy nie będę — wycedziła przez zęby.
— A to się jeszcze okaże — zaśmiał się,
wykrzywiając usta w grymas przypominający uśmiech.
— Wypuść mnie — powiedziała jeszcze raz.
— Nie — odparł całkiem spokojny.
Podszedł jeszcze bliżej i powolnymi,
opanowanymi ruchami zaczął odpinać jej szatę szkolną. Próbowała się wyrywać,
ale nie miała dość siły. Rozciął rękawy szaty i białej bluzki, zostawiając ją w
samym koronkowym staniku. Jego dłonie zsunęły się niżej, którą podwinął
spódnicę. Jego dotyk na gołej skórze palił, zostawiając po sobie jedynie
zgliszcza. Nachylił się, całując ją, dłońmi wciąż błądząc po jej ciele.
— Jesteś moja? — wyszeptał wprost do jej ucha.
— Jesteś moja? — wyszeptał wprost do jej ucha.
—
Nie! — krzyknęła z łzami w oczach.
— A może się przekonamy?
— Na pewno nie do ciebie - wysyczała znajdując resztki siły by mu się
przeciwstawić.
Uderzył ją w twarz.
— Nie! — krzyknęła, a z jej oczu płynęły coraz większe łzy. Próbowała się wydostać, ale więzy były zbyt mocne.
— Tak! — zawołał — Teraz jesteś już moja — I z tymi słowami wbił się w nią brutalnie, aż krzyknęła z bólu. Ciągle powtarzał:
— Jesteś moja.
Wpychał się w nią coraz mocniej i mocniej bez żadnego zahamowania. Po dziesięciu minutach, które były dla niej wiecznością nachylił się nad nią i spojrzał jej w załzawione oczy.
Uderzył ją w twarz.
— Nie! — krzyknęła, a z jej oczu płynęły coraz większe łzy. Próbowała się wydostać, ale więzy były zbyt mocne.
— Tak! — zawołał — Teraz jesteś już moja — I z tymi słowami wbił się w nią brutalnie, aż krzyknęła z bólu. Ciągle powtarzał:
— Jesteś moja.
Wpychał się w nią coraz mocniej i mocniej bez żadnego zahamowania. Po dziesięciu minutach, które były dla niej wiecznością nachylił się nad nią i spojrzał jej w załzawione oczy.
— Skoro nie chcesz być moja - powiedział z
ironią — Zapamiętaj to do końca życia. Będziesz tego żałować. Ale to nie moja
sprawa.
Zdjął krępujące ją zapięcia i wyszedł z
sali przez nikogo nie zauważony.
***
Do pokoju wspólnego prefektów wszedł Draco,
a tuż za nim Harry ze zmartwioną miną.
— Panie Potter, widział pan po kolacji pannę
Granger? — spytała na wstępie McGonagall.
— Nie — pokręcił przecząco głową.
— A pana Weasleya? — zapytał Snape.
— Przed ciszą nocną poszedł do dormitorium
— odpowiedział wodząc wzrokiem po nauczycielach.
— Może zachowywał się jakoś dziwnie? —
dociekał Snape.
—Wyglądał tak jak zawsze — wzruszył
ramionami, nie bardzo rozumiejąc czemu służą te pytania — A co się w ogóle
stało?
— Hermiona do tej pory nie wróciła. Nie ma
jej w miejscach, w których lubi i zwykle przebywa — powiedział Draco
wyprzedzając nauczycieli.
— Sądzicie, że Ron mógł coś jej zrobić? — Harry
zmarszczył brwi w zamyśleniu.
— A mógłby? — spytała McGonagall uważnie mu
się przyglądając.
— Pan, panie Malfoy pójdzie rozejrzeć się w lochach i w pobliżu Wielkiej Sali. Ja pójdę sprawdzić trzecie i czwarte piętro oraz okolice placów. Pan, panie Potter siódme piętro, Pokój Życzeń i wieże. Ty Minerwo pozostałe miejsca. A jeśli ktoś spotka Filcha, niech mu powie żeby przeczesał błonia i łazienki. Ktokolwiek ją znajdzie niech wyśle patronusa — zakomenderował Snape władczym tonem.
— Pan, panie Malfoy pójdzie rozejrzeć się w lochach i w pobliżu Wielkiej Sali. Ja pójdę sprawdzić trzecie i czwarte piętro oraz okolice placów. Pan, panie Potter siódme piętro, Pokój Życzeń i wieże. Ty Minerwo pozostałe miejsca. A jeśli ktoś spotka Filcha, niech mu powie żeby przeczesał błonia i łazienki. Ktokolwiek ją znajdzie niech wyśle patronusa — zakomenderował Snape władczym tonem.
— A nie poinformuje dyrektora? — spytał
Harry zbierając się do wyjścia.
—Jak tylko wróci - wtrąciła
McGonagall.
***
Była już prawie północ i od żadnej osoby,
która poszukiwała Hermiony nie było odpowiedzi. Zostało mu już tylko jedno
miejsce. Stał przed pracownią transmutacji. Nacisnął klamkę, ale zamek nie
ustąpił. Szybko rzucił zaklęcie otwierające zamki.
— Lumos — koniec różdżki rozbłysnął jasnym,
ostrym światłem. W kącie sali zauważył coś czarnego, co kształtem nie pasowało
do wyposażenia pracowni. Krok po kroku zbliżył się i w świetle jasnego światła
dostrzegł szopę brązowych włosów. Kucnął przed nią.
— Granger? — zapytał spokojnie, z ulgą że
ją znalazł.
— Nie! — krzyknęła przeraźliwie — Idź,
zostaw mnie! — wciąż krzyczała osłaniając się ramionami i drżąc od
wstrząsającego nią płaczu.
— Panno Granger, nic nie zrobię. To tylko
ja — odpowiedział jeszcze spokojniej.
Powoli uniosła głowę. Zobaczyła tylko
znajome czarne oczy, przepełnione pustką. Brązowe oczy przyglądały mu się z
bólem, pełne łez. Ktokolwiek jej to zrobił, zapłaci mu za to. Nie wiedział
dlaczego, ta dziewczyna z każdym dniem stawała mu się co raz bliższa, nie mógł
patrzeć jak przechodzi przez kolejną falę koszmarów. W pewien sposób czuł się
za nią odpowiedzialny, obiecując sobie że nie pozwoli jej skrzywdzić. I właśnie
do tego dopuścił. Usiadł pod ścianą tuż obok niej.
Po chwili przybliżyła się do niego, jakby czując się bezpieczniejsza w jego pobliżu. Niepewnie oparła się o jego ramię, a on się nie poruszył. Poczuł kawałek nagiego ciała, więc naciągnął na nią szatę żeby nikt nic nie mógł zobaczyć.
Po chwili przybliżyła się do niego, jakby czując się bezpieczniejsza w jego pobliżu. Niepewnie oparła się o jego ramię, a on się nie poruszył. Poczuł kawałek nagiego ciała, więc naciągnął na nią szatę żeby nikt nic nie mógł zobaczyć.
— Muszę poinformować
innych gdzie jesteśmy — w odpowiedzi złapała go kurczowo za rąbek szaty, dając
mu do zrozumienia żeby nigdzie nie szedł — Nigdzie nie idę — dodał spokojnie,
dla dodania jej otuchy — Expecto patronum — szepnął i tuż przed nim pojawiła
się łania utkana ze srebrnych, mglistych pasm — Do McGonagall, Potter i
Malfoya, powiedz pracownia transmutacji, Draco weź eliksiry z mojego gabinetu. Ledwie
skończył słowo, łania znikła na korytarzu.
O. Mój. Merlinie. Co za rozdział...
OdpowiedzUsuńRon jest strasznym @$#%$&!!! Nienawidzę go i nie chciałabym być w jego skórze, gdy Snape się o wszystkim dowie. Mam nadzieję, że urządzi mu piekło na ziemi -.-
Biedny Harry, jego najlepszy przyjaciel okazał się palantem do potęgi.
I oczywiście biedna Hermiona. Skrzywdził ją ktoś komu ufała ;___;
P.S. Piosenka jest super, chociaż zwykle nie słucham takiej muzyki :D
Pozdrawiam i życzę Weny ♥
bullek
Zabić Ronalda! Mam nadzieję, że Snape go będzie torturował!!
OdpowiedzUsuńRozdział super, czekam na następny! :)
Ron, ty pieprzony dupku! Ty sku*wielu! Ty... sukinsynu je*nięty!
OdpowiedzUsuńKuźwa ;_; Co on zrobił?!
Severus pociesza Hermionę ♥ Zaczyna się rozwijać nasz romans ^.^
Pozdrawiam,
always
Zapraszam na rozdział XI :* http://snape-granger-inna-historia.blogspot.com/
Usuń