Strony

środa, 5 lutego 2014

Rozdział 4



      Witam!
     Składam w Wasze dłonie kolejny rozdział tym razem z dedykacją - dla Always i Bullek, za wszystkie komentarze, które motywują mnie do dalszej pracy. Bardzo Wam za to dziękuję. Always, dzięki za nominację, w najbliższym czasie postaram się odpowiedzieć na zadane mi pytania ;)
     Kolejne podziękowania dla Flightless z Betowanie, za korektę tekstu.
     Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu ;)


    Była niesamowicie zaskoczona, czując przyjemne ciepło wypełniające salon mistrza eliksirów. Na prawo od wejścia stał kamienny kominek, w którym palił się ogień, co rusz wyrzucając w górę snop złocistych iskier. Naprzeciwko niego stały dwa fotele obite czarną skórą, zwrócone przodami do siebie, a pomiędzy nimi została ustawiona niska ława. Uwagę Hermiony przykuły książki. Były wszędzie, schludnie ułożone w regałach, na półkach i etażerkach; jedynym wolnym od nich miejscem był barek, stojący pod jedną ze ścian. Ocknęła się dopiero słysząc głos nauczyciela. Po raz kolejny tego dnia, zauważyła ponuro.
   — Jeśli już się pani napatrzyła, panno Granger, chciałbym zacząć rozmowę. W końcu — mruknął posępnie.
   — Niech pan zaczyna — przytaknęła. Snape wskazał jej fotel znajdujący się bliżej drzwi, sam usiadł naprzeciwko niej.
   — Słowem wstępu… Często nie wie pani co się z panią dzieje? — spytał, stykając koniuszki palców nad kolanami.
   — Pyta się pan czy lunatykuję? — spytała nawet nie starając się ukryć zdziwienia.
   — Nie – syknął poirytowany. — Może inaczej, często miewa pani koszmary?
   — Tak — odpowiedziała niepewnie.
   — O czym one są? Ktoś o nich wie? — rzucał pytanie za pytaniem, nie czekając na odpowiedź.
   — Koszmary są koszmarami. — Wzruszyła ramionami. — Nikt o nich nie wie, bo nie chcę o nich mówić, w sumie nie tyle nie chcę, co nie potrafię. Czemu pan o to pyta? — spytała, przyglądając mu się spod zmarszczonych brwi.
   — Jeśli wyjaśnię czemu pytam, opowiesz o swoich koszmarach?
   — Nie jestem w stanie o tym mówić - powtórzyła spokojnie, nie odwracając spojrzenia.
   — Kiedy po raz pierwszy się pojawiły?
   — Na początku sierpnia, jeśli dobrze pamiętam. Wytłumaczy pan w końcu o co chodzi?
   — Jeszcze jedno pytanie. Skoro nie chce o nich pani mówić, to może mógłbym je zobaczyć? — spytał.
   — Nie wiem... — zawiesiła głos. — Boję się ich. Nie chcę po raz drugi ich przeżywać, za bardzo bolą — dodała, czując na sobie palące spojrzenia profesora.
   — Bolą? — powtórzył Snape. Hermiona skinęła głową.
   — Każdego ranka czuję, jakby były prawdziwe. Boli mnie każdy mięsień w ciele.
   — Jeśli obiecam, że spróbuję pomóc, będę mógł go zobaczyć? — dociekał. Po chwili ledwie zauważalnie skinęła głową.
   — I tak wiem, że nie zniknie — szepnęła. W jej oczach zaszkliły się łzy. — Co wieczór obawiam się, że będzie gorszy od poprzednich — Snape pokiwał głową w zamyśleniu. Przez łzy niemal straciła go z oczu, zlewał się z otaczającym ich półmrokiem i fotelem.
   W ciągu kilku minut streścił całe zajście. Dziewczyna była w szoku, nie mogła uwierzyć w to co słyszała. Kompletnie nie pamiętała chwili, kiedy wyszła z łóżka, że przerażony Draco zabrał ją do McGonagall, że Snape podał jej eliksiry, tego że została przeniesiona do swojego pokoju w obawie i możliwości zbyt dużego szoku po przebudzeniu. I w jednej chwili wszystko pojęła - przestraszone spojrzenia Draco, badawczy wzrok Snape i zatroskanie McGonagall. Zlustrowała spojrzeniem pokój, na niczym nie mogła się skupić. Znów otrząsnęła się, słysząc Snape'a.
   — Chce się czegoś pani napić? — spytał cicho, dając jej czas do namysłu.
   — S-słucham? — spytała pewna, że się przesłyszała. Snape powtórzył pytanie najspokojniej jak potrafił, by nie przestraszyć jej jeszcze bardziej — Chętnie — przytaknęła.
   — Śmieszka — zawołał. Przed nim, w mgnieniu oka, pojawiła się skrzatka. — Dwie gorące czekolady, migiem.
   — Coś jeszcze sir? — zapytała Śmieszka, kłaniając się nisko. Nie słysząc żadnego innego polecenia, wróciła do zamkowej kuchni.
   Przez chwilę w pokoju panowała cisza, tylko polana trzaskały w kominku. Z kolejnym pyknięciem pojawiła się służka, postawiła kubki na ławie i znikła. Snape przesunął po stole jeden kubek w stronę dziewczyny. Chwyciła go w dłonie, napawając się ciepłem. Dmuchnęła i wzięła łyk gorącego płynu.
   — Wie pani co to jest legilimencja? — spytał choć i tak znał odpowiedź. Skinęła głową, nie odzywając się. — Możemy zaczynać? — Znów potwierdziła skinięciem głowy. Zaczęło go to irytować.
   — Na trzy — powiedział, sięgając po różdżkę — Raz. Dwa. Trzy. Legilimens.
   Teraz widział wszystko, jak otwiera list z Hogwartu, pierwsze spotkanie z przyjaciółmi, pierwsze lekcje w szkole, przygody które ją spotkały, liczne kłótnie z Weasleyem i Potterem kiedy mówiła im żeby zachowywali się dojrzalej, zobaczył ostatnie wakacje i to co się z nią działo z powodu decyzji jaką musiała podjąć, teleportację do Nory, ostatnie dni wakacji i koszmar. To co zobaczył, nie wiedzieć czemu, zabolało go. Dowiedział się dlaczego czuje ból po przebudzeniu, z jakiego powodu rzuca się na łóżku. Jedyne, co mocno go zdziwiło to fakt, że to właśnie on sam wyciągał ją z owego tajemniczego pomieszczenia, a słowa o których wspominał Draco były skierowane wyłącznie do niego.
   Chciał jej pomóc. Ale przecież był Śmierciożercą. I nauczycielem, którego wszyscy nienawidzą. Coś pchało go do przodu, by grał bohatera ratującego młode dziewczęta. Wyszedł z jej umysłu i zobaczył łzy w oczach Hermiony, która zdawała się być w zupełnie innym miejscu. Wstał, by pójść po eliksir uspokajający. Wzdrygnął się kiedy poczuł jej uchwyt na rękawie szaty.
   — Niech pan nie idzie... — wyszeptała zachrypniętym głosem — Nie zostawiaj mnie samej — dodała, a jej wargi drżały.
   — Spokojnie. Podam ci eliksir uspokajający, ale musisz mnie puścić. — Przełknęła łzy i puściła skrawek szaty. Wrócił po chwili z eliksirem w dłoni. Odczekał chwilę aż zacznie działać, przez ten czas uważnie jej się przyglądając, Zapłakane, nieobecne oczy zaczęły powracać do rzeczywistości. Milczenie przerwała Hermiona.
   — Wcale nie poczułam jak opuszcza pan mój umysł — zauważyła.
   — Śmierć rodziców nie ma tu raczej większego znaczenia — odpowiedział. — A Czarny Pan zapewne się nimi nie zainteresuje. Są bezpieczni, z prostego względu, bo nawet pani nie wie co się z nimi dzieje. - Wszelkie niewyjaśnione i niepewne kwestie wolał zostawić dla siebie. - Być może z czasem pojawi się jakiś dalszy ciąg, który wskaże nam wyjaśnienie powtarzanych przez nią słów — wymruczał. I powód, dla którego jestem tam ja, pomyślał
   — Dam pani eliksir słodkiego snu, ale proszę go wziąć dopiero przed pójściem do łóżka. - Przytaknęła, uważnie słuchając i nieświadomie przechylając się do przodu. - Jutro poproszę o otworzenie połączenie pomiędzy moim pokojem, gabinetem profesor McGonagall i waszym pokojem wspólnym. — Napotkał jej pytające spojrzenie. — Chociażby dlatego, by pan Malfoy nie musiał za każdym razem biegać po zamku, a ja i profesor McGonagall wolimy uniknąć bieganiny po szkole w środku nocy. Używajcie połączenia tylko w nagłych wypadkach. W razie wątpliwości proszę pytać.
   — To oczywiste — prychnęła, powracając do dawnej siebie.
   — Niech pani uświadomi pana Malfoya, co podawać w razie nasilenia się objawów po, czy w trakcie koszmaru. A po mnie niech przychodzi tylko w szczególnych przypadkach. A teraz dobrej nocy — mruknął.
   — Dobranoc profesorze — odpowiedziała, chwytając flakoniki z eliksirami.
***
   Ledwo weszła do pokoju wspólnego, a Draco już zaczął ją o wszystko wypytywać.
   — Gdzie u licha byłaś? Już prawie północ! — wykrzyknął nie tyle wzburzony, co zaniepokojony.
   — U Snape'a — odparła krótko. Ostrym spojrzeniem, ucięła cisnące się na usta Draco kolejne pytanie. — Opowiedział mi o wszystkim. Prócz tego dał mi eliksiry. — Pomachała mu przed nosem buteleczkami i dodała: - Dał wskazówki co robić i takie tam. — Wzruszyła ramionami. — Będziemy mieli połączenie siecią fiuu z McGonagall i Snape'm i mamy ich używać tylko w nagłych wypadkach. Nikomu o tym nie wygadaj - powiedziała ostrzegawczo. — Masz po niego chodzić kiedy uznasz to za absolutnie konieczne. I żeby nie było — wycelowała w niego palcem, marszcząc przy tym brwi. - Nie proszę o niańczenie. Poprosiłam o to ze względu na to, że nagle wyrwana ze snu nie wiem co się dzieje. Mam ci to dać. — Włożyła zaintrygowanemu chłopakowi do dłoni buteleczkę z fioletowym płynem — Tylko ty, McGonagall i on możecie mi go podawać, sama mogę brać tylko eliksir słodkiego snu, ale to też nie cały czas. Będzie próbował dowiedzieć się co pomoże mi spać spokojnie. Więc skoro masz mnie w jakimś stopniu pilnować, to nie wyciszaj pokoju, jasne? - spytała z lekko unosząc kąciki ust.
   Odpowiedział uśmiechem.
   — Dzięki — mruknęła. — Dobranoc — rzuciła przez ramię, zostawiając wpatrującego się w fiolkę z eliksirem  chłopaka.

2 komentarze:

  1. Superaśny :D
    Bardzo podoba mi się postawa Seva. Mógłby ją olać, a jednak pomaga jej jak tylko może. Uroczo ♥
    No cóż, to czekam na ciąg dalszy :)
    Życzę Weny
    bul;lek
    P.S. I dziękuję za dedyka ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że dopiero dzisiaj komentuję, ale... przepraszam :(((
    Dziękuję za dedykację :***
    Kocham takiego opiekuńczego Severusa ♥ Dobrze, że będzie pomagał Hermionie. Chyba powoli zaczynają odkrywać, że coś ich gdzieś tam w środku łączy. Pięknie.
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział!
    Pozdrawiam i życzę weny
    always

    OdpowiedzUsuń