Strony

piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 24

Cześć, z okazji świąt, które się zbliżają wielkimi krokami, kolejny rozdział składam w Wasze ręce.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Mam nadzieje, że jeszcze przed końcem tego roku wstawię kolejny rozdział.  Zachęcam do komentowania (minimum 15 komentarzy, żebym wstawiła rozdział. Na prawdę Wasze komentarze dają motywację do pisania. Wtedy wiem, że w ogóle ktoś to czyta.) Rozdział dedykuje tym, którzy są aktywni o0d samego początku. Dobra  koniec gadania, zapraszam do czytania i o to dla was życzenia świąteczne.
Pozdrawiam Tora
Pod choinką dużo prezentów,
a w życiu mało zakrętów,
karpia wielkiego,
lecz nie smażonego,
w pysznej galarecie,
a przepis trzymasz w sekrecie,
śniegu w bruk,
a w sylwestra będzie huk!  



            

    Nie spał całą noc. Nie mógł, cały czas myślał o Hermionie. Czuł się winny temu wszystkiemu. Czy byłoby mu łatwiej, gdyby się tak nie zaangażował się? Czy byłoby mu łatwiej pogodzić się z myślą, że jej nie kocha?

Nie mógł sobie jednak na to pozwolić. Kochał ją. Nikomu nigdy nie pozwoliłby jej skrzywdzić, aczkolwiek sam teraz to robi. Bał się, nawet nie chciał myśleć, co Hermiona będzie przeżywać, gdy zauważy, że nie wrócił. Inni uczniowie nie zwróciliby na ten fakt uwagi; ona zorientuje się jeszcze tego samego dnia. Bał się każdej chwili, która przybliżała go do zbliżającej się, prawdopodobnie, śmierci.
    Wszedł do sali, był spokojny jak nigdy. Szedł powolnym krokiem miedzy rzędami. Uczniowie patrzyli na niego z niedowierzaniem. Spokojny Snape. Nie, to nie możliwe. Szeptali między sobą.

Usiadł obok Minerwy, która znała powód jego zachowania, a ta nie odezwała się ani słowem na ten temat.

Przyglądał się, jak nieświadomi niczego uczniowie cieszą się życiem, ostatnim dniem wolnego przed nadchodzącym nowym tygodniem.

Kiedy tak przyglądał się uczniom, jego wzrok spoczął na dwójce Gryfonów i jednym Ślizgonie, który od prawie miesiąca siedział z nimi przy ich stole. Następnie spojrzał na Hermionę i przypomniał sobie ich ostatnią noc. Rano zastała go śpiącego w fotelu – napisała mu kartkę, że wraca do pokoju wspólnego i że spotkają się na śniadaniu.

 Chciał powiedzieć chociaż Draconowi, ale nie był wstanie. Tak jak nigdy niczego się nie bał, tak dziś był przerażony. Nie lękał się o siebie, lecz o osoby, które stały się dla niego w pewnym sensie rodziną. Hermiona, którą kochał i dzięki której poznał, co to szczęście. Draco, który był jego chrześniakiem, którego traktował jak syna; nigdy by nie pozwoliłby mu wybrał życia śmierciożercy. Potter, a czemu by nie, pomyślał, Harry nie jest takim aroganckim i perfidnym dupkiem jakim był jego ojciec. Pewnie można za to w jakimś stopniu podziękować Hermionie. Minerwa, która od zawsze go wspierała, nigdy nie pozwoliła się poddać. Jest też Albus, któremu zależy na tym, by pokonać Voldemorta.

Z rozmyślań wyrwał go głos Minerwy.

    — Wiem, że nie jest ci łatwo, ale postaraj się nie straszyć uczniów. — Chciała go trochę rozchmurzyć.

    — Niby w jaki sposób ich straszę? — zapytał obojętnie.

    — Jesteś spokojny jak nigdy.

    — Muszę jeszcze coś zrobić — mówiąc to, wstał od stołu.

    — Do zobaczenia.

    — Może.

Draco siedział naprzeciwko Hermiony. Nachylił się lekko, by tylko ona i Harry mogli go usłyszeć.

    — Wiesz może, co się dzieje dzisiaj ze Snape'em?

    — Skąd mam wiedzieć? Pytałam go o to wczoraj, jednak nie chciał mi nic powiedzieć.

    — Chodźcie, musimy jeszcze pójść do dyrektora, a zaraz przyjdą pozostali członkowie — powiedział Harry.

    — Poczekam na was w pokoju wspólnym — zakomunikował Draco, gdy wychodzili z Wielkiej Sali. Chciał uczestniczyć w tej walce, jednak ze względu na to, że jego ojciec jest śmierciożercą, dyrektor zabronił mu w niej uczestniczyć - mogło to być dla niego zbyt niebezpieczne. Chłopak został wśród śmieciożerców ogłoszony zdrajcą i z pewnością każdy z nich miałby ochotę posłać w jego kierunku zielony promień, a przed tym trochę go pomęczyć.

***
    Weszli do gabinetu dyrektora. Byli już prawie wszyscy, którzy mieli brać udział w walce. Brakowało tylko Severusa.
    — Witam was, moi drodzy — przywitał się dyrektor.
    Dyrektor wręczył każdemu po świstokliku, by w razie niebezpieczeństwa mogli się przenieść w bezpieczne miejsce. Hermiona siedziała jak najbliżej Harry’ego. Mimo że minął prawie miesiąc, odkąd Ron powrócił do szkoły, nadal nie czuła się komfortowo w towarzystwie byłego przyjaciela.
Podczas kolejnej długiej przemowy dyrektora, do gabinetu wszedł Severus. Wyglądał znacznie lepiej, niż na śniadaniu, ale Hermiona wiedziała, że to tylko maska. Snape bał się czegoś, co chciał ukryć przed innymi członkami Zakonu.
    — Przepraszam za spóźnienie — powiedział cicho, kierując się w stronę jedynego wolnego miejsca, obok Hermiony.
    Dumbledore mówił dalej o tym, by pamiętali z kim walczą i kogo ochraniają. Severus powiedział kilka słów o osobach, które mają być tam z Voldemortem i na kogo maja najbardziej uważać. Zebranie trwało do obiadu.
    Członkowie Zakonu w każdej chwili mogli spodziewać się znaku od Albusa. By ułatwić i przyspieszyć wszystko, udali się do Nory. Uczniowie wraz z nauczycielami skierowali się w stronę Wielkiej Sali.
    Severus zgromił spojrzeniem najmłodszego syna Weasley'ów. Jego spojrzenie było godne spojrzenia bazyliszka, przy okazji jasno mówiące: „Zbliż się do niej, a cię zabiję.”
Ron nie wiedział, o co chodzi nauczycielowi; usiadł na swoim miejscu.
Jedli obiad w ciszy, spokojnie. Każdy z nich miał coś do przemyślenia.
    Severus zjadł i skierował się w stronę swoich lochów. Po raz pierwszy nie zorientował się, że ktoś idzie za nim. Wyczuł czyjąś obecność dopiero wtedy, gdy otwierał drzwi do swoich kwater.   
— Profesorze, mogłabym pana o coś zapytać? — Dobiegł go głos Hermiony
    — Panna Granger? — zadrwił, ale tylko dlatego, że bał się, że któryś z uczniów zauważy coś podejrzanego.
Ostatnio bardzo często trafiał, niby przypadkiem, na Owena. Próbował dowiedzieć się czegoś więcej o chłopaku, jednak nie znalazł nic podejrzanego. Zwykły uczeń z mugolskiej rodziny, wychowany przez wujostwo, ponieważ jego rodzice zginęli w karambolu jakieś siedem lat temu. Jednak było w nim coś, co Snape’owi bardzo się nie podobało, nie był tylko pewny, co to takiego.
 – Zapraszam – mruknął i zamknął za nimi drzwi. Stanęli naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy, jednak żadne nie potrafiło zobaczyć w nich, co gryzło drogiego.
    — Co się z tobą ostatnio dzieje? — zapytała, podchodząc jeszcze bliżej niego.
    — Nic. Po prostu zastanawiam się czy wszystko pójdzie po naszej myśli. — Podszedł i przytulił ją. Tak, jakby już się z nią żegnał, jakby już postawił nad sobą krzyżyk, jakby już była sama. Cieszył się, że przyszła za nim. Przytulał ją z każdą sekundą coraz mocniej, by nie zapomnieć jej nigdy. By była zawsze jego.
    — Chodź, usiądziemy — powiedział i skierowali się w stronę foteli. Jeden z nich transmutował w kanapę, by mogli usiąść obok siebie.
    Hermiona przysunęła się do Severusa, kiedy już usiedli, a on szybko objął ją ramieniem. Chciał się cieszyć każdą sekundą spędzoną z nią. Nawet, gdyby mieli milczeć i patrzeć w kominek, w którym żarzył się ogień.
    — Coś się stało? - zapytała ponownie, zmartwiona zachowaniem mężczyzny.
    — Nie mogę nawet cię przytulić? — odparł, omijając właściwy temat.
    — Oczywiście, że możesz — powiedziała, wtulając się jeszcze bardziej w jego klatkę piersiową. Czuła, jak za każdym razem podnosi się i opada w rytmie, który nie był spokojny, ani regularny. Był lekko przyśpieszony. Hermiona, czując się bezpieczna, usnęła w jego ramionach.
    Severus przyglądał się swojej śpiącej ukochanej. Jej głowa spoczywała na jego kolanach. Wyczarował koc, którym okrył ją tak, by jej nie obudzić. Patrzył na jej spokojny wyraz twarzy. Chciał zapamiętać każdy szczegół, każdy najmniejszy detal.
    Gdy spojrzał na zegarek, była dwudziesta, a więc kolacja już minęła. Ostatnia, jaką miał zjeść, jednak gdy spojrzał na Hermionę, cieszył się, że właśnie tak wyglądają ich ostatnie chwile. Wiedział, że Voldemort nie wypuści nikogo, póki się nie dowie, czyja to sprawka.
    W pewnym momencie poczuł  piekący ból lewego przedramienia. Poruszył delikatnie Hermioną, by się obudziła. Otworzyła zaspane oczy i spojrzała na niego.
    — Zostałem wezwany. Idź szybko po chłopaków i do gabinetu dyrektora.
    — Dobrze. Severusie, uważaj na siebie.
    — Będę, ty też.
    — Kocham cię.
    — Ja ciebie też, nawet nie wiesz, jak bardzo. — Pocałował ją i wybiegł z pokoju w szatach śmierciożercy.
    Hermiona weszła do kominka i znalazła się w pokoju wspólnym. Nie wychodząc z niego, krzyknęła:
    — Severus został wezwany! — Jej twarz była pełna niepokoju.
    Jeden za drugim weszli do kominka i do gabinetu Minerwy. Następnie, razem z nią, do gabinetu dyrektora, który już na nich czekał.
    Severus, zanim się teleportował, wysłał patronusa do dyrektora.
    — Pozostali już wiedzą, ruszamy — powiedział i złapali się za ręce, znikając z cichym piknięciem. Albus był dyrektorem, więc mógł teleportować się z każdego miejsca w szkole.
W Norze byli już wszyscy, kiedy zjawili się na ganku.
    Chwilę później wszyscy byli w pobliżu miejsca zamieszkania ministra. Z wyczekiwaniem czekali na pojawienie się śmierciożerców. Hermiona obawiała się, że pośród nich wszystkich nie rozpozna Severusa.
    Jej przemyślenia przerwały głosy, które dobiegały z środka drogi. Był tam, a wśród nich wszystkich, jedyny który był dobry, który był jej, którego kochała. Czekali tylko na znak od aurorów.


piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 23

Witajcie.
Wiem, że nie było mnie ponad miesiąc, ale po prostu nie miałam czasu. Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu. Uwaga! Fragment zaznaczony na czerwono jest przeznaczony dla osób pełnoletnich. Rozdział dedykuję swojej kochanej Becie - dziękuję za cierpliwość przy sprawdzaniu rozdziałów. Więcej już nie truję, za to zapraszam do czytania oraz, oczywiście, do komentowania.
Pozdrawiam,
Tora.



Było jeszcze bardzo wcześnie, kiedy się obudziła. Słońce jeszcze nie wzeszło.  Hermiona spojrzała na zegarek - było przed szóstą. Mimo że była sobota, dziewczyna w brązowych włosach musiała iść na dodatkowe zajęcia.
Zostawiła na stole w pokoju wspólnym kartkę z informacją, że idzie na zajęcia do Severusa, bo mają spore zaległości i wyszła z pokoju w kierunku lochów. Miała połączenie z siecią fiuu, jednak wołała pójść pieszo. Po pierwsze, nie chciała zakłócać ciszy, która była w pokoju, a po drugie, nie chciała od razu pakować się do jego gabinetu. Kochała Severusa i chciała spędzać z nim czas, jednakże ceniła jego prywatność.
Przechodząc obok Wielkiej Sali, zobaczyła Neville’a.
    — Cześć, Hermiono — przywitał się. — Co tu robisz tak wcześnie?
    — Idę na praktyki do Snape'a — odpowiedziała szybko.
    — Aha. Hermiono, mogę cię o coś zapytać?
    — Pewnie. Pytaj.
    — Co się dzieje miedzy tobą, a Ronem? – zapytał, a Hermiona natychmiast zrobiła się blada. Samo wspomnienie nadal nie dawało jej spokoju.
    — Nic — odpowiedziała. Nie chciała mówić mu prawdy.
    — Widzę, że coś jest nie tak. Mogę ci jakoś pomóc, sprawić, byście znów ze sobą rozmawiali.
    — Nie! — krzyknęła. — Przepraszam Neville, ale nie chcę o tym mówić.
    — W porządku, ale pamiętaj, że zawsze możesz przyjść, a ja spróbuję coś poradzić.
    — Dzięki… wiesz, muszę iść już, bo się spóźnię.
    — Dobrze, spotkamy się na śniadaniu.
    — Chyba nie, muszę ze Snape'em nadrobić spory materiał.
    — Ale musisz cos jeść.
    — Pewnie, pójdę w czasie przerwy do kuchni i coś zjem. To cześć.
    — Cześć.
Łzy zaczęły sączyć się z jej oczu, gdy schodziła do lochów. Stanęła przed drzwiami sali od eliksirów, otarła łzy i zapukała. Chciała szybko zapomnieć o rozmowie z Neville’em.
Po chwili drzwi się otworzyły i zobaczyła przed sobą zmartwioną twarz Severusa.
    Weszła i zamknęła drzwi.
    — Coś się stało? – zapytał, spoglądając na lekko zaczerwienione oczy dziewczyny.
    — Nic.
    — Przecież widzę, że coś jest nie tak.
    — Nie chcę ci mówić o tym.
    — Muszę ci coś powiedzieć, ale ty pierwsza — poprosił.
    — Spotkałam Neville’a, a on zapytał mnie, dlaczego nie rozmawiam z Ronem — powiedziała, patrząc gdzieś w głąb sali.
    — Doprawdy, Longbottom nie potrafi się powstrzymać — powiedział bardziej do siebie, ale Hermiona i tak go usłyszała.
    — To nie jego wina. Chce po prostu wiedzieć, jaki jest powód tego, że ze sobą nie rozmawiamy… ale nie chcę o tym mówić. Teraz twoja kolej. — Spojrzała na niego
    — Usiądź — zalecił.
Opadła na krzesło i czekała, aż nauczyciel coś powie.
    — Dwa dni temu miałem wezwanie... — zaczął i zobaczył, jak na jej twarzy pojawiło się zmartwienie. — Wykonywaliśmy misję na mugolskich przedmieściach... — Parzył na jej oczy, które były wypełnione smutkiem. — I... każdy z nas miał do spenetrowania jeden dom. Nawet nie wiesz, jak się cieszyłem, że to ja wybrałem właśnie tamten.
    —O czym ty mówisz? — zapytała.
    — O tym, że gdyby nie ja, nie miałabyś już rodziców — powiedziawszy to przytulił ją najmocniej jak tylko mógł.
    — Chcesz powiedzieć, że byliście w okolicach mojego domu? — zapytała, a łzy zaczęły płynąć z jej oczu coraz mocniej.
    — Tak — powiedział cicho.
    — Są bezpieczni? — zapytała, wpatrując się w niego.
    — Tak — odpowiedział, cały czas ją przytulając.
    — Gdzie są?
    — Tego nikomu nie powiem, wybacz.
    — Rozumiem. Ukarał cię za to?
    — Tak, ale pierwszy raz cieszyłem się z kary i czekałem na pierwsze zaklęcie. Kocham cię.
    — Ja ciebie też… a teraz weźmiemy się do pracy, co? — zapytała, zmieniając temat.
    — Dzisiaj zrobimy eliksir Normalig. W książce masz zapisane wszystko, czego potrzebujesz, by go uwarzyć — zwrócił się do Hermiony, podając jej wielką bordową księgę  z przepisami. — Otwórz ją na stronie trzysta dziewięćdziesiątej siódmej.
    Hermiona otworzyła księgę na podanej stronie i zaczęła czytać.

Eliksir Normalig
~Skutki
Człowiek powraca do stanu pierwotnego, jeśli zmalał lub urósł.
~Składniki
- dwa włosy twórcy eliksiru
- jedna dżdżownica
- 0,2 litra krwi żaby
- jedna suszona pokrzywa
~Przygotowanie
Włosy wrzucić do krwi żaby i mieszać przez pięć minut.
Pokroić dżdżownicę i suszoną pokrzywę, a następnie wsypać je do krwi żaby, Wszystko mieszając przez 16,5 minuty.

   
Podeszła do szafki ze składnikami, wzięła te, które były jej potrzebne, wróciła na swoje miejsce i zaczęła przyrządzać eliksir. Wszystko robiła w pełnym skupieniu, nie zwróciła nawet uwagi na to, że Severus cały czas obserwował jej pracę. Polecił jej przygotowanie jednego z najtrudniejszych eliksirów. Mimo że nie wymagał użycia wielu wielu składników, a czas przygotowania nie był długi, potrzeba było koncentracji, gdyż najmniejsza pomyłka mogła spowodować wybuch.  
— Długo będziesz się tak przyglądać? — zapytała Severusa, który został wyrwany z zamyśleń.
    — Tak — odpowiedział jej, podchodząc do niej, by sprawdzić eliksir. — Zrobisz dzisiaj jeszcze jeden. Zaraz pokażę ci, który. — Wziął książkę i otworzył na odpowiedniej stronie. —A co do tego eliksiru, to jak na pierwszy raz, całkiem nieźle ci poszło - uśmiechnął sie złośliwie.
    Hermiona wzięła książkę, nie zważając na to, że Severus wciąż stoi przy jej stanowisku. Zaczęła warzyć nowy wywar w pełnym skupieniu .
Snape chciał, by zrobiła eliksir uzdrawiający, lecz nie zwykły, którego uczyli się w szkole. Ten mógł uratować każdego, kto był choćby o cal od śmierci. Natychmiast leczył wszystkie rany, żeby jednak mógł zadziałać na osobę umierającą, musiała znaleźć się w nim krew oddana dobrowolnie.
Hermiona zaczęła się zastanawiać, dlaczego musi go przygotowywać. Podeszła do Severusa i spojrzała w jego czarne oczy, w których czaiła się niepewność.
    — Dlaczego muszę go uwarzyć, i to w takiej ilości? – zapytała, wciąż patrząc mu w oczy.
    — Ponieważ jutro ma nastąpić atak na ministra, musimy być przygotowani na wszystko — powiedział, podchodząc do niej i nie przerywając kontaktu wzrokowego. — Uważaj na siebie.
    — Wiem. Pamiętaj, żebyś ty też na siebie uważał — powiedziawszy to przytuliła się do niego tak mocno, że nikt nie byłby wstanie oderwać jej od profesora.
    Snape przytulił ją z równą siłą i położył policzek na czubku jej głowy.
Stali tak przez chwilę, której żadne z nich nie chciało przerywać, a która wydawała się im wiecznością.   
Severus spojrzał na zegarek, podczas gdy Hermiona kończyła przygotowywać ostatni kociołek eliksiru. Dopóki nie opanowała jeszcze umiejętności tworzenia wszystkich eliksirów, nie chciał tłumaczyć jej, jak mogłaby ułatwić sobie pracę. Pokaże jej to w swoim czasie.
    — Skończyłam — powiedziała, podchodząc do biurka. — Mam zrobić coś jeszcze? — zapytała, a po chwili zorientowała się, że można odebrać to w dwojaki sposób. I chyba miała rację. Spojrzała na zdziwioną twarz Severusa.
    — To na dzisiaj wszystko. Spotkamy się we wtorek o osiemnastej — odpowiedział.
    — Dobrze. Jak cię jutro rozpoznam? — zapytała, a w jej oczach pojawił się smutek.
    — Mam nadzieję,  że nie będziesz do tego potrzebowała żadnych dodatkowych informacji — uśmiechnął się.
    Podszedł do niej, gdy już otwierała drzwi. Popchnął je, tym samym je zamykając, i obrócił Hermionę przodem do siebie.
    — Spójrz na mnie — poprosił, gdy podniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy.  Dostrzegł łzy. — Dlaczego płaczesz?— zapytał, ścierając krople z jej policzka.
    — Boję się.
    — Czego?
    — Myśli, że nie zniosłabym tego, gdybyś nie wrócił. Gdyby ciebie zabrakło, nie miałabym już nikogo. Najpierw atak na rodziców, a teraz miałabym pozwolić, by także tobie coś się stało?  Nie przeżyłabym tego — powiedziała, głośno już płacząc.
    Przytulił ją do siebie tak mocno jak tylko mógł. Nie wiedział, jak powiedzieć jej, że jego życie zależy od wyniku tej walki. Gdyby Voldemort zauważył fakt, że to Severus ich zdradza, nie byłoby już dla niego ratunku. Tak bardzo chciał się cofnąć do czasu, gdy wybrał większe zło - drogę śmierciorzercy. Czy to, co wydarzyło się pomiędzy nim, a Hermioną, byłoby możliwe w innym czasie i miejscu?
Z zamyśleń wyrwał go głos Gryfonki.
    — Nie zostawisz mnie? — zapytała drżącym głosem.
    — Zawsze będę przy tobie — powiedział, wciąż trzymając ją w objęciach.
Gdy tylko o mnie pomyślisz, będę przy tobie, tylko dla ciebie, dokończył w myślach.   
— Ja już pójdę — powiedziała i niechętnie próbowała się od niego odsunąć, jednak Snape nie pozwolił jej na to. Chwycił jej podbródek i ich usta złączyły się w pocałunku. Wargi Hermiony były słone jak morze łez, a pasja, z jaką się całowali, przewyższała tę, z którą warzył eliksiry. Żadne z nich nie chciało przerwać pocałunku, mimo że brakowało im powietrza. Severus zastanawiał się jak będzie wyglądało jej życie, gdyby coś pójdzie nie tak. Jak sobie poradzi, czy będzie chciała czyjejś pomocy?
    Przycisnął ją mocniej do ściany i założył jej nogi wokół swoich bioder.  
     — Severus… — powiedziała dziewczyna, jednak on nie słuchał. Zaczął całować, kąsać i ssać jej szyję. Jedyne, co usłyszała z jego ust, to wyszeptane: „cii…”
Nie chcąc pozostawać bierną, Hermiona zaczęła przygryzać jego ucho, przesuwając usta powoli wzdłuż szczęki nauczyciela. Gdy ich wargi spotkały się ponownie, Severus złapał dziewczynę mocniej i poszedł  z nią w kierunku sypialni.
Położył Hermionę delikatnie na swoim łóżku i pochylił się nad nią.
    — W każdej chwili możesz powiedzieć: „nie” – powiedział, a ona posłała mu spojrzenie pod tytułem: „Serio, teraz dajesz mi wybór? Ufam ci.”  — Kocham cię. — Ich usta załączyły się po raz kolejny w namiętnym pocałunku. Severus zaczął powoli schodzić coraz niżej, a gdy dotarł do guzików w jej swetrze, zaczął je odpinać jeden po drugim, wciąż ukradkiem obserwując reakcję dziewczyny. Gdy odpiął już wszystkie, zdjął z niej niepotrzebną warstwę ubrań, by po chwili pozbyć się kolejnej.
    Hermiona, idąc za przykładem Severusa, podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła odpinać jego czarną koszulę, która chwilę później leżała już obok jej swetra i bluzki.
    Po chwili, złączeni po raz kolejny w gorącym pocałunku, mieli na sobie tylko bieliznę.  Severus powolnymi ruchami zaczął ściągać z dziewczyny biustonosz, by móc dostać się do dwóch jędrnych półkul.
    — W porządku? — zapytał, patrząc prosto w jej oczy.
    — Tak — odpowiedziała, chwytając go za kark i przyciągając bliżej siebie, wciąż całując.  — Kocham cię. 
    Severus zaczął delikatnie przygryzać i ssać jedną z piersi, a drugą masował. Chciał dać jej jak najwięcej przyjemności, językiem wyczuwał, że sutki zaczynają twardnieć pod wpływem pieszczoty. Zaprzestał jej na chwilę, by zająć się drugą.
    Powoli zaczął po raz kolejny schodzić w dół. Wyczuwał palcami, że jest coraz bardziej mokra. Wsadził dwa palce pod materiał, zanurzając je w jej wnętrzu. Poruszał nimi raz szybko, a raz powili. Ściągnął z dziewczyny niepotrzebny materiał.
Wyjął z niej palce, po czym delikatnie rozchylił jej nogi i znużył się powrotem w jej wnętrzu.  Ssał i przygryzał na przemian jej kobiecość, smakując jej soków.
    Hermiona wiła się pod Severusem, czuła że jest już blisko. Odciągnęła głowę Snape’a, by ten mógł na nią spojrzeć.  Gdy zbliżył się, by ją pocałować, zaskoczyła go i przewróciła na plecy tak, że teraz siedziała na nim okrakiem.  Zaczęła gładzić i całować każdą jego bliznę i przechodzić coraz niżej i niżej.
Gdy dotarła do jego twardego penisa, uniosła wzrok. Zobaczyła lekkie skinienie głową.
    Ściągnęła z jego pomocą czarne bokserki. Bo jakby inaczej, pomyślała z lekkim uśmiechem.
    — Nie musisz tego robić — powiedział, chwytając Hermionę za podbródek.
    — Ale chcę — powiedziała, dotykając językiem główki penisa. Z każdą sekundą zaczęła smakować go coraz bardziej zawzięcie, żz w końcu zaczęła poruszać głową w górę i w dół, szybciej i szybciej. Był lekko słonawy i z każdą chwilą robił się jeszcze bardziej twardy.
    Severus z każdą chwilą czuł, że jest coraz bliższy spełnienia. Chwycił Hermionę za ramiona; widział w jej oczach zaskoczenie. Nie czekając dłużej, zaczął ją całować.  Położył dziewczynę z powrotem tak, że leżała pod nim, czekając na jej zgodę, by mógł w nią wejść.
    Wszedł w nią powoli, odczekał chwilę, by przyzwyczaiła się do jego obecności wewnątrz.
Poruszał się raz szybko, a raz powoli i głęboko.
Czuł, że jest już bliska spełnienia, tak samo jak i on. Gdy już doszedł, wytrysnął w nią ciepłą spermą, która rozeszła się po jej wnętrzu. Odczekał chwilę, po czym wyszedł z niej i przyciągnął ją do siebie, przykrywając ich cienką kołdrą. Mimo że w lochach panowało zimno, kochankom było wręcz gorąco. Leżeli tak wtuleni w siebie, a Hermiona nawet nie wiedziała, kiedy usnęła w ramionach Severusa, pozostawiając mężczyznę z głową pełną rozmyśleń.
Nie był w stanie długo tak leżeć, a chociaż czuł się źle, zostawiając dziewczynę samą w łóżku, musiał w spokoju pomyśleć o tym, co wydarzy się dzisiejszego wieczoru.

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 22

Hej! :)
Oto kolejny rozdział - mam nadzieję, że się Wam spodoba. Liczę na komentarze. :)
Miłego czytania!




    — Severus — zasyczał Voldemort.
    — Tak, mój panie. — Schylił głowę.
    — Cieszę się, że w końcu dotarłeś. Teraz możemy iść na małą, mało ważną misję.
No, ładnie, znów tej nocy będzie musiał zabić kilku mugoli, pomyślał.
Nie chciał się nad tym zastanawiać. Voldmort teleportował ich na przedmieścia mugolskiej części Londynu.
    Każdy ze śmierciożerców stał przed domem, który miał zaatakować, także Severus. Nie znali nazwisk rodzin, które były ich celem.
Severus jednym machnięciem różdżki otworzył drzwi i zamknął je. Wszedł po cichu, by żaden z domowników go nie usłyszał. Doszedł do salonu, w którym siedzieli kobieta i mężczyzna. Wszedł po cichu do pomieszczenia, mając rękę ciągle wyciągniętą w kierunku pary. W pewnym momencie kobieta wstała, spoglądając na Severusa.
    Silencio! — krzyknął, uciszając oboje.
    W wyglądzie kobiety było coś znajomego, jakby ją już kiedyś widział. Miała brązowe włosy, które lekko się kręciły. Jej oczy były tego samego koloru, co oczy Hermiony.
Pierwszą myślą, jaka przyszła mu do głowy, było to, że stoi przed jej rodzicami.
Podszedł bliżej nich i spojrzał w oczy kobiety; przeglądał jej myśli, jednak nie było w nich nic znajomego. Opuścił jej umysł i przemówił:
    — Nic wam nie zrobię, jednak musicie obiecać mi, że będziecie cicho - powiedział stanowczym głosem. Skinęli głowami. Ruchem różdżki przywrócił im głos.
    — Jak się nazywacie? — zapytał.
    — Jestem Jean Granger, a to mój mąż, John Granger. — Severus patrzył na nią i dziękował za to, że to on na nich trafił. Jak miał powiedzieć Hermionie, że byli jego celem? Musiał ich stąd wydostać. 
    — Weźcie najpotrzebniejsze rzeczy. Zaraz musicie ze mną iść. Nie zadawajcie pytań, tylko się ruszcie — powiedział spokojnie, by nie tworzyć niepotrzebnych kłótni. 
Nie zważali na to, ile czasu zajęło im zapakowanie rzeczy. Krzątali się przed Snape’em.
    — Może nam pan powiedzieć, co się dzieje? I kim pan jest? — zapytał Jon.
    — Jesteście w niebezpieczeństwie, a ja was  stąd zabieram. — Wraz z tymi słowami Severus teleportował się razem z Grangerami.

    Po teleportacji rodziców Hermiony, znalazł się w domu Malfoyów. Stał właśnie przed swoim panem.
Tak naprawdę nigdy nie cieszył się z tego, że zostanie ukarany. Dziś jednak było inaczej - cieszył się i dziękował Merlinowi i innym bóstwom, że to on tam był.  Chciał jak najszybciej powiadomić dyrektora, jednak ciągle zastanawiał się, jak ma powiedzieć o tym Hermionie. Z głębokich zamyśleń wyrwał go głos Voldemorta:
    — Severusie, wiesz, że za okazanie litości mugolom musisz zostać ukarany — wysyczał, wypowiadając ostatnie słowa bardzo szybko.
    — Tak, mój panie. Wybacz mi – powiedział Snape pewnym siebie głosem, w którym dało się wyczuć udawaną skruchę.
    Crucio! — krzyknął Czarny Pan. Severus nadal stał na nogach. Tyle razy był już torturowany, że potrafił wytrzymać taki ból. Do pewnego momentu.
Czuł, jak Voldemort przegląda jego wspomnienia i odkrywa, co sprawiło, że uratował tę dwójkę i pozwolił im żyć. Severus co rusz przesuwał coraz to inne wspomnienia z przeszłości w kierunku umysłu pana, aż wreszcie poczuł, jak Voldemort wychodzi z jego umysłu.
    Sectumsempra — krzyknął Czarny Pan, a na ciele Severusa pojawiło się mnóstwo ran, z których tryskała krew.
Snape padł na ziemię, do stóp swojego pana. Nie wiedział, ile to trwało, jednak dla niego minęła już wieczność.
    Ruptis ossa — wrzasnął czarnoksiężnik, a Severus krzyknął z bólu, który był nie do wytrzymania. Każda najmniejsza kosteczka jego ciała była złamana. Cieszył się, że jedyna część ciała, na której nie było nawet zadrapania, była cała. Przynajmniej będzie miał jak wyjść na zewnątrz i wrócić do zamku. Oczywiście, jeśli go wypuszczą.
    — Severusie, mam nadzieję, że zrozumiałeś swój błąd? — zapytał Czarny Pan.
    — Tak, mój panie — odpowiedział słabym, lecz pewnym głosem, schylając głowę z wyrazem szacunku.
    — Mam nadzieje, że inni także będą pamiętać i nie okażą litości dla brudu, który istnieje w naszym świecie.
Wszyscy skinęli głowami.
    — Możesz już wracać — powiedział Voldemort i zniknął z sali, a za nim reszta śmierciożerców.

***

    Snape znalazł się przed bramą. Ostatkiem sił zamknął bramę i wysłał patronusa do Minerwy. Wiedział, że sam nie powie nic Hermionie, dopóki on nie będzie czuł takiej potrzeby. Nie chciał jej martwić; nie chciał, by znowu leczyła jego rany, a przy tym płakała. Nie chciał sprawiać jej bólu.
Nie wiedział, ile czasu leżał już na ziemi. Czuł, że powoli opadają mu powieki i pojawia się ogarniającą go ze wszystkich stron ciemność. Poczuł, jak unosi się w powietrzu, a pod nim nie ma nic. 
    Gdy otworzył oczy, znajdował się w swoich kwaterach. Niepewnie uchylił powieki i zobaczył stojącą nad nim Minerwę, która leczła jego złamane kości. Jęknął pod wpływem bólu spowodowanego ich zrastaniem się.
Minerwa zauważyła, że się poruszył i zaraz na niego spojrzała. W jej oczach wyraźnie ujrzeć można było ból.
    — Co się stało, Severusie? — zapytała cicho, jakby bała się własnego głosu.
    — Zostałem ukarany za okazaną litość — powiedział zachrypniętym głosem.
    — Jak to, komu pomogłeś? — zapytała niepewnie.
    — Pierwszy raz w życiu cieszę się, że wróciłem w takim stanie
powiedział spokojnie.
    — Komu pomogłeś? — dociekała Minerwa.
    — Nawet nie wiesz jak się cieszyłem, gdy to ja tam wszedłem, a nie, na przykład, Bella czy Lucjusz. Zrobili wszystko to, co im kazałem, i razem uciekliśmy. Są bezpieczni — mówił, jakby nie docierało do niego żadne słowo Minerwy, która patrzyła na niego tak, jakby bredził.
    — Komu pomogłeś, Severusie? - zapytała po raz kolejny.
    — Pewnym rodzicom, którzy tak naprawdę nie pamiętają, że mają córkę— odpowiedział, dając jej wskazówkę.
    — Chodzi ci o Grangerów? — zapytała zszokowana.
    — Tak. Nawet nie wiesz jak ona jest podobna do matki — powiedział, wciąż słabym głosem.
    — I za to zostałeś ukarany? — zapytała choć znała odpowiedź.
    — Tak. – Severus uśmiechnął się szeroko. 
    — Chcesz, żebym powiedziała Hermionie? — McGonagall spojrzała na Snape’a.
    — Nie. Sam muszę jej to powiedzieć, ale nie dzisiaj. Dzisiejsza wyprawa była tylko rozgrzewką. Za trzy dni idziemy po ministra.
    — Dobrze, powiadomię Albusa — powiedziała. Zobaczyła, jak jego powieki zamykają się i jak zasypia. Zabezpieczyła kwatery i poszła do dyrektora.
    Powiedziała Albusowi o wszystkim, czego dowiedziała się z krótkiej rozmowy z Severusem - o tym, kiedy zamierza być przeprowadzony atak na ministra, komu nauczyciel pomógł dzisiejszej nocy, jednocześnie prosząc go, by nic Snape’owi nie mówił. Gdy dyrektor spytał, gdzie Severus teleportował Grangerów, McGonagall, zgodnie z prawdą odpowiedziała, że nie wie. Była pewna, że w tych okolicznościach, Snape nikomu nie zdradzi miejsca ich kryjówki.
    Zaczęła coraz bardziej uświadamiać sobie, że nie tyle chodzi o bezpieczeństwo Hermiony, co o nią samą. Chciała, by Severus w końcu znalazł ukojenie w swoim życiu, pełnym niebezpieczeństwa i bólu. Hermiona, mimo że wiedziała, iż ma rodziców, którzy są gdzieś daleko, tak naprawdę była sama.
    Wojna, to samo zło, jednak czasami podczas tak trudnego okresu, osoby, które zachowywały się w stosunku do siebie obojętnie lub wręcz wrogo, ratują się nawzajem. Przechodząc przez cierpienie razem i nie poddając się. 
Skupiając się na tej myśli, McGonagall zasnęła.

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 21

    Witajcie.
    Przyszła pora na kolejny rozdział, ale nie jestem przekonana czy można tak nazwać to co dzisiaj wstawiam. Niestety wyszło jak wyszło, życie daje w kość, a doba ma zbyt mało godzin. Oby następnym razem wyszedł lepszy. :) I do tego - przepraszam, że wstawiam go tak późno.
    Rozdział ze specjalną dedykacją dla: May Jailer, Monii 22, Always, Nikoli, Bullek, Gisi, Kornelii, Sheili i SA. =)

    Po zakończonych zajęciach Hermiona udała się do biblioteki, gdzie miała zamiar wraz z chłopakami odrobić lekcje. Miała więcej czasu, ponieważ teraz w lochach szlaban miał mieć Ron.
Szła korytarzem pomiędzy chłopakami, gdy zza rogu wyszedł Ron, a obok niego szli Paul i Neville.
    — Cześć, Miona — przywitał się Neville.
    — Cześć, Neville — odwzajemniła przywitanie, w głębi duszy błagając Merlina, żeby nie zaczęła panikować. Ron był stanowczo za  blisko.
    — Przepraszam, Neville, ale idziemy do biblioteki — powiedział Harry, widząc reakcję Hermiony. Już ich mijali gdy usłyszeli za sobą głos:
    — Poczekajcie — zawołał Owen. Przystanęli i w skupieniu czekali na jego kolejny krok. — Chciałem się tylko przedstawić. Jestem Paul Owen i przyjechałem tu z Queverton — powiedział.
    — Ja jestem Hermiona Granger, a to Harry Potter i  Draco Malfoy — przedstawiła siebie i chłopców. — Ja wraz z Draco jesteśmy prefektami naczelnymi — poinformowała nowego.
    — Miło było was poznać — oznajmił Owen.
    — Ciebie też — odpowiedzieli niemalże równocześnie.
    — Do zobaczenia na kolacji — powiedział Owen i zaczął iść w kierunku Neville'a i Rona.
    — Dziwny jakiś — stwierdził Draco, gdy tylko chłopak zniknął za rogiem.
    — Może trochę — potwierdziła spostrzeżenie przyjaciela.
    — Ciekaw jestem, będzie wyglądał szlaban Weasleya, zwłaszcza że za dziesięć minut ma na nim być? — zapytał Draco.
    — Nie ciekawi mnie to zbytnio, ale Snape go zabije, jeśli się spóźni — odrzekł Harry.
Weszli do biblioteki i już w zupełnej ciszy zabrali się za rozwiązywanie zadań domowych.
Burzę mózgów przerwała Minerwa.

~*~

    — Wejść! — wrzasnął Snape, gdy ktoś zapukał do drzwi sali eliksirów. Pięć minut temu miał zjawić się na szlabanie Weasley. Nauczyciel już układał sobie w głowie, co zrobić z chłopakiem; będzie z nim sam na sam i nikt się o niczym nie dowie — chytrym uśmieszkiem przywitał w drzwiach rudzielca. — Weasley, spóźniłeś się pięć minut — wrzasnął. — I od jutra masz tygodniowy szlaban u pana Filtcha — dodał, gdy chłopak chciał się tłumaczyć. — Do roboty, masz uwarzyć ten eliksir. Tylko poprawnie, bo nie wyjdziesz stąd, póki go nie ukończysz — wysyczał, a w jego głosie było można wyczuć taką ilość jadu, że sam bazyliszek by pozazdrościł.
Obserwował chłopaka przez cały czas, nawet na sekundę nie spuścił go z oka. Miał tak ogromną ochotę wedrzeć się w jego umysł i zobaczyć, czy aby nie zbliża się do Hermiony… Jesteś nadopiekuńczy na starość, ona nigdy nie chodzi sama. Wie, że jeśli sie do niej zbliży, to wyleci, boi się tego, pomyślał.
    — Weasley, skończyłeś już? — zapytał jadowicie.
    — Jeszcze nie, profesorze — odburknął Ron.
    — Nie tym tonem, Weasley! — wrzasnął Snape. — Jestem twoim nauczycielem i należy mi się szacunek!
    — Panu? Może taki, jaki Hermiona ci okazuje? — zapytał podle Ron.
    — Coś powiedział?! — wrzasnął. W trzech krokach znalazł się przy chłopaku i złapał go za przód szaty. — Wynoś się! — wysyczał.
    — Nie! To moja przyjaciółka!
    — Ona. Nie. Jest. Twoją. Przyjaciółką — wysyczał, robiąc pauzy po każdym słowie.
    — A ty niby kim jesteś, że tak jej bronisz, co?
    — Nauczycielem, idioto! Wynoś się i nie chcę cię więcej tu widzieć!
Puścił chłopaka, który po chwili upadł na podłogę.
    — Panie Weasley. — Chłopak podniósł wzrok i zobaczył w drzwiach McGonagall.
    — Tak, pani profesor? — Spojrzał na nią.
    — Może mi pan wyjaśnić, co się tu dzieje? — zapytała. Choć dobrze wiedziała, co się stało, obserwowała to wszystko w drzwiach. Przyszła, by porozmawiać z Severusem, żeby sobie odpuścił wściekanie się na Weasleya, jednak chłopak nie potrafił trzymać języka za zębami. — Ma pan coś do powiedzenia? — zapytała.
    — Przepraszam, profesorze — powiedział obojętnym tonem.
    — I żeby mi to było ostatni raz. Następnym razem pójdzie pan do dyrektora — ostrzegła go.
    — Tak, pani profesor.
    — Może pan już iść.
    — Do widzenia.
    — Co ty wyprawiasz? — zapytała Severusa Minerwa, gdy wyszedł rudzielec.
    — O co ci chodzi? — odpowiedział pytaniem na pytanie, udając, że nic się nie stało.
    — Nie udawaj. Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
    — Przecież go nie przekląłem — powiedział niewinnie.
    — Severusie, odpuść mu.
    — Nie mam takiego zamiaru. Dobrze…  obiecuję, że więcej nie dam mu szlabanu ze mną — opowiedział jej.
    — Nie chcę, byś miał kłopoty.
    — Nie będę ich miał. Prędzej on, jeśli jeszcze raz będzie pyskować — zapewnił Minerwę.
    — A jak praktyki Hermiony?
    — Powinna już tu być.
    — Pewnie siedzi w bibliotece — zapewniła mężczyznę. — Pójdę po nią. A ty tu lepiej siedź — dodała zgryźliwie.

~*~

    — Coś się stał, pani profesor? — zapytał Draco.
    — Nic takiego, Severus prosił, bym powiedziała ci, że jesteś już pół godziny spóźniona na dodatkowe eliksiry.
    — Zapomniałam — powiedziała, szybko podnosząc się i pakując wszystkie książki do torby, po czym wybiegła z biblioteki.
    — Ona jest szybsza od twojej błyskawicy — zwrócił się do Harry'ego Draco.
    — Mam nadzieję, że Severus już ochłonął — powiedziała Minerwa.
    — A co się stało? — zapytał Harry.
    — O mało nie przeklął Ronalda.
    — Co?! — wykrzyknęli razem.
    — Mieli na szlabanie potyczkę słowną i Severus prawie go przeklął. Sądzę, że na tym się nie skończy — powiedziała Minerwa.
    — Będzie ciekawie — stwierdził Draco.
    — Oj, będzie — potwierdził Harry
    — Znając Severusa, nie pozwoli nam się nudzić — uśmiechnęła się.

~*~

    Hermiona wbiegła do gabinetu Severusa zdyszana - biegła tak szybko jakby goniło ją stado rozjuszonych hipogryfów.
    — Przepraszam za spóźnienie — powiedziała szybko, łapiąc oddech.
    — Weźmy się od razu do pracy — odpowiedział, jednak czekał, aż mu przytaknie.
    — Jaki eliksir dziś warzymy? — zapytała.
    — Dwa kociołki wiggenowego, jeden Szkiele-Wzro i jeden wzmacniającego i słodkiego snu. — Nie chciał jej niepokoić, jednak sam był przygotowany na najgorsze - że w każdej chwili może zostać wezwany, ponieważ ostatnie spotkanie było ponad dwa tygodnie temu.
Hermiona, tworząc każdy eliksir najdokładniej jak się da, nie chciała się zastanawiać, po co mu tyle wiggenowego.
    Już kończyła ostatni kociołek, gdy do jej uszu doszły niezrozumiale dźwięki. Odwróciła głowę w stronę Severusa.
    — Mógłbyś powtórzyć? — zapytała.
    — Na dziś już koniec, idź i się wyśpij.
    — Dobrze. - Jednym machnięciem różdżki posprzątała stanowisko. Podeszła do Severusa, który siedział przy swoim biurku i sprawdzał eseje trzeciorocznych Puchonów.  — Dobranoc — powiedziała, składając na jego policzku delikatny pocałunek.
Snape jeszcze przez kilka minut po jej wyjściu siedział, patrząc na jeden i ten sam esej. Wciąż czuł na swoim policzku ciepło jej ust, które w każdej chwili dawało mu ukojenie.
    Machnięciem różdżki odesłał eseje na właściwe miejsce i poszedł do swojego gabinetu. Usiadł na swoim stałym miejscu i pogrążył się w myślach.
Jego rozmyślania przerwał piekący ból na lewym przed ramieniu;
    — Cudownie — powiedział pod nosem, podchodząc do szafy i sięgając po swoją nieśmiertelną szatę.
Nim opuścił swoje kwatery, wysłał patronusa do Dumbledore’a i oddzielnego do Minerwy;
Idź do Albusa Dumbledore'a i przekaż mu , że zostałem wezwany. Nie wiem, co dokładnie planują, jednak bądźcie przygotowani na obronę ministra.
Idź do Minerwy McGonagall, powiedz jej, że ostałem wezwany, oraz że  Hermiona i chłopacy mają pod żadnym pozorem nie opuszczać wieży. Albus już wie.

    Czarna pantera rozdwoiła się i pobiegła w dwie różne strony. Zdziwił go nieco kształt jaki przybrał patronus, ale nie zwracał na to teraz większej uwagi.
Wyszedł na szkolne błonia, przemierzając je dość szybko. Wyszedł za bramę, zabezpieczając ją, i z cichym pyknięciem teleportował się przed posiadłość Malfoyów.

Idąc ciemnym korytarzem, na ścianach widział jedynie cienie palących się świec. Stanął naprzeciwko dużych dębowych drzwi, nacisnął klamkę i wszedł do środka, zostawiając za sobą pusty korytarz. 

czwartek, 25 września 2014

Rozdział 20

   Witajcie!
    Oto kolejny rozdział, już dwudziesty! Szybko zleciało, nie uważacie?
    Z góry Was przepraszam. Ten rozdział w ogóle mi się nie podoba, uważam, że jest do bani i tak dalej. Na pewno wiecie, co mam na myśli. Jestem całkowicie przygotowana na krytykę z Waszej strony.
    Do następnego!





    Wielka Sala była wypełniona śmiechem i rozmowami uczniów, którzy wrócili z przerwy świątecznej.
    Tylko jeden z nich czuł się nieswojo; nie wiedział, co go czeka w nowym semestrze. Powoli przebiegł wzrokiem po stole Gryfonów i nie zobaczył ani Hermiony, ani Harry’ego. Chciał z nimi porozmawiać, ale w sumie nie wiedział, od czego zacząć. Od przeprosin? Nienawidzili go, już nigdy się do niego nie odezwą.
Z tą myślą wyszedł z Wielkiej Sali i udał się do pokoju wspólnego.
    Gdy wszedł do dormitorium, rozejrzał się po pokoju z myślą, że Harry będzie tutaj, jednak ku jego zdziwieniu, nie było go, a zamiast niego na jego łóżku siedział jakiś chłopak. Swoją drogą, pierwszy raz go widział – miał czarne do ramion kręcone włosy, duże niebieskie oczy, które z dziwnym wyrazem spoglądały w jego stronę.
Odwrócił wzrok i popatrzyła na pozostałych: Neville siedział jak zwykle na swoim łóżku, z książką od zielarstwa. Dean i Seamus siedzieli na jednym z łóżek i rozmawiali o Qudditch'u
    — Cześć — przywitał się z nimi. — Gdzie jest Harry? — zapytał, spoglądając na łóżko byłego przyjaciela.
    — Hej, Ron — odpowiedzieli. — Harry już tu nie przebywa — powiedział Dean.
    — Jak to nie przebywa? — zapytał zszokowany.
    — Po tym, jak musiałeś opuścić szkołę, Dumbledore i McGonagall przenieśli go do pokoju prefektów. Zresztą, i tak cały czas tam przesiadywał, bo Hermiona była ponoć chora i chciał być przy niej.
    — A to co za jeden? — zapytał Ron, patrząc na nieznajomego.
    — To jest Paul Owen — przedstawił kolegę Nevlile.
    — Przyszedłem tu na wymianę. Jestem z amerykańskiej szkoły Queverton — powiedział Paul, podchodząc do Rona i wyciągając prawą rękę na przywitanie.
    — A kto cię przydzielił do Gryfindoru? — zapytał podejrzliwie Ron.
    — Profesor Dumbledore — odpowiedział mu. — Jakie mamy jutro zajęcia?
    — Podwójne eliksiry ze Snape’em — powiedział niechętnie Seamus, co nie uszło uwadze nowego.
    — Czemu tak wzdychacie, jakbyście szli na skazanie? — zapytał Paul.
    — Ponieważ Snape to najgorszy nauczyciel w tej szkole — odpowiedział Ron.
    — Nie może być aż taki zły. Lubię eliksiry — dodał po chwili.
    — To jesteś jednym z niewielu — powiedział Dean, klepiąc go po plecach.
    — Dlaczego?
    — Przekonasz się jutro — powiedział Neville. — Swoją drogą, nie było go na kolacji — zwrócił uwagę.
    — Pewnie znowu siedzi w tych swoich zatęchłych lochach — powiedział Ron.
    — Co mamy po eliksirach? — dopytywał się Owen.
    — Transmutację z McGonagall, jest naszą opiekunką domu i zastępcą dyrektora. Historię magii z Binnsem, zaklęcia z Flitwickiem i opiekę nad magicznymi stworzeniami z Hagridem — poinformował go Neville.

~*~

    Była w sali, która wielkością przypominała Wielką Salę.
    — Powiedz, gdzie on jest — usłyszała groźny syk za swoimi plecami. Zobaczyła siebie, stojącą przed Voldemortem. — Gdzie on jest? — powtórzył, a w jego oczach było widać wściekłość i frustrację. Czerwone tęczówki wręcz paliły spojrzeniem.
    — Nie wiem — powiedziała załamanym głosem.
    — Musisz wiedzieć! — krzyknął. — Może to odświeży ci pamięć. Crucio! — krzyknął, a Hermiona wrzasnęła z bólu. Nie wiedziała, ile to trwało; poczuła ulgę, gdy Voldemort przerwał klątwę. Rozejrzała się po pomieszczeniu i wtedy napotkała dwoje czarnych oczu, patrzących w jej stronę. Przerwała kontakt wzrokowy, gdy tylko dobiegł do jej uszu kolejny dźwięk. — Gdzie on jest?! — krzyknął Voldemort, lecz Hermiona nic mu nie odpowiedziała. Podszedł do niej, podniósł ją brutalnie z posadzki i kazał spojrzeć na siebie. — Mów, gdzie jest Potter, albo cię zabiję! - Rzucił nią z całej siły w róg pomieszczenia. Podszedł w jej stronę i wycelował w nią różdżkę. Ostatnim, co zobaczyła i usłyszała, był promień zielonego światła, lecący w jej kierunku, i krzyk mężczyzny.
    Obudziła się zlana potem. Spojrzała na drugą połowę łóżka i z ulgą odetchnęła, widząc że mężczyzna wciąż śpi.
Spojrzała na zegarek wiszący na ścianie, który wskazywał w pół do piątej. Po cichu wstała z łóżka i skierowała swoje kroki do łazienki.
Podczas, gdy letnia woda spływała po jej lepkim od potu ciele, Hermiona spoglądała na swoje odbicie w lustrze.
    — Nie powiem nic Severus'owi o koszmarze. Muszę sama się z tym zmierzyć. Nie zawsze będzie mógł być obok - powiedziała do swojego odbicia, po czym wytarła się i założyła czyste ubrania.
    Wyszła z łazienki widząc, że Severus wciąż śpi. Podeszła do łóżka i pocałowała go w czoło. „Nie martw się, nie uciekłam. Poszłam do pokoju wspólnego. Kocham cię, Hermiona.”, napisała na kawałku pergaminu, który położyła następnie na szafce przy łóżku.
    — Gdzie byłaś? — zapytał Harry, gdy tylko Hermiona weszła do pokoju.
    — W lochach, a coś się stało? — zapytała.
    — Za godzinę mamy eliksiry — powiedział Harry.
    — Co? - zapytała zszokowana.
    — Wczoraj już wszyscy uczniowie wrócili do szkoły - oznajmił Draco.
    — Zapomniałam. Severus, on pewnie też zapomniał — mówiąc to weszła w kominek i zniknęła w zielonych płomieniach.

~*~

    Gdy się obudził było po siódmej; rzadko się zdarzało, że spał tak długo. Usiadł na łóżku i przetarł dłońmi twarz. Rozejrzał się po pomieszczeniu, lecz nigdzie nie zobaczył Hermiony. Spojrzał na szafkę nocną i dostrzegł kawałek pergaminu. Przeczytał wiadomość i lekko się uśmiechnął.
Już miał wejść do łazienki, gdy usłyszał, że ktoś kieruje się w stronę jego sypialni. Pospiesznie chwycił różdżkę i wycelował w drzwi. Szybko ją opuścił, gdy w drzwiach zobaczył Hermionę.
    — Po co ci ta różdżka? — zapytała.
    — Już po nic — odpowiedział.
    — Dopiero wstałeś?
    — Tak, raz na jakiś czas mogę sobie po leniuchować — powiedział z lekkim uśmieszkiem.
    — To wybrałeś sobie zły dzień na leniuchowanie.
    — Dlaczego?
    — Ponieważ za niecałą godzinę mamy eliksiry — zakomunikowała Hermiona.
    — Jak to?
    — Wczoraj wszyscy uczniowie wrócili do szkoły — oznajmiła. — Sama dowiedziałam się chwilę temu.
      Przez wczorajsze warzenie nie byliśmy na kolacji — powiedział Severus. — Idę się wyszykować, spotkamy się na śniadaniu — mówiąc to podszedł do niej, pocałował ją w czoło, by po chwili zniknąć z drzwiami łazienki.
 ~*~
    Severus wkroczył do Wielkiej Sali, a za nim powiewały jego czarne szaty. Przeszedł przez środek pomieszczenia, rozglądając się w poszukiwaniu dwóch Gryfonów i jednego Ślizgona. Nie wiedząc czemu, zaczęło go interesować co się dzieje z chłopakiem. Jednak zamiast znaleźć ich na swojej drodze, napotkał sylwetkę chłopaka, którego najchętniej zabiłby gołymi rękami. Siedział sobie, jak by nigdy nic się nie stało, i pochłaniał - bo tego, w jaki sposób jadł jajecznicę, nie można było nazwać jedzeniem.
Chłopak patrzył na niego przez chwilę, po czym szybko spuścił wzrok. Severus usiadł obok Minerwy i wziął sobie tosta, obserwując cały czas chłopaka.
    — Uspokój się, Severusie — odezwała się Minerwa.
    — Przecież nic nie robię — powiedział w geście obronnym.
    — Ależ oczywiście. A to mordercze spojrzenie, które kierujesz w stronę pana Weasleya, to oznaka twojej sympatii do niego? — zapytała z ironią.
    — Nie wierzę, że ona się zgodziła, żeby ten idiota wrócił. A wszystko przez tego kretyna Moody'ego — powiedział, nie spuszczając wzroku z rudzielca.
    — To była jej decyzja...
    — Wiem — przerwał jej. — Ale nie wierzę, że na to się zgodziłem.
    — Dla niej też to nie jest łatwe, ale wiedząc, że ma w nas wsparcie, da sobie radę — zapewniła mężczyznę.    Severusie, obiecaj tylko, że nie przeklniesz pana Weasleya.
    — Przykro mi, ale tego ci nie mogę obiecać — powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
    — Nie uśmiechaj się tak.
    — Dlaczego? — zapytał niewinnym tonem.
    — Ponieważ kiedy tak się uśmiechasz, oznacza to, ze coś knujesz.
    — Wcale, że nie — zaprzeczył.
    Hermiona w raz z chłopakami weszła do Wielkiej Sali. Jeszcze nie była gotowa na tak bliskie spotkanie z Ronem, na przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu, pośród innych uczniów, którzy o niczym nie wiedzieli. Fakt, na zebraniach Zakonu też była z nim w jednym pomieszczeniu, ale obok niej siedział Severus, a rodzina Weasleyów wiedziała o zaistniałej sytuacji. W sumie żałowała, że zgodziła się na to tak szybko.
Jej wzrok padł na stół Gryfonów —  tam właśnie siedział Ron, a obok niego jakiś chłopak, którego nigdy wcześniej nie widziała. Nie zaprzątała sobie jednak głowy nowym przybyszem.
    — Ja wychodzę — powiedziała nagle. — Nie dam rady — dodała, wycofując się w stronę drzwi.
    — Chodź, usiądziemy przy końcu stołu — zaproponował Harry.
    — Draco? — spojrzała na niego z błagalną miną, by choć on ją wsparł.
    — Jeśli chcesz, to usiądę z wami — zaproponował niezręcznie.
    — Naprawdę? — zapytała.
    — Tak. Slytherin i tak mnie już wydziedziczył — powiedział z uśmiechem.
    Przeszli na sam koniec stołu domu lwa, siadając tak, że Hermiona spokojnie mogła spojrzeć na Severusa. Salę wypełnił głos dyrektora:
    — Witam was, moi drodzy, na pierwszym śniadaniu w nowym roku. Z wielką chęcią przedstawię wam nowego ucznia, który przybył wczoraj po kolacji. Paul Owen przyjechał do nas w ramach wymiany uczniowskiej z Queverton, natomiast do nich pojechała Susan Bones. Mam nadzieją, że Gryffindor miło przywita nowego kolegę. Pragnę wam także przedstawić  nowego nauczyciela obrony przed czarną magią, który dopiero dziś mógł zjawić się w szkole. Alastor Moody będzie waszym nowym profesorem; mam nadzieję, że nie będziecie sprawiać problemów — dodał z lekkim uśmiechem. Smacznego — z tymi słowami zakończył przemówienie.
    Hermiona, po skończonym posiłku, wyszła szybko z sali i udała się prosto do lochów, gdzie czekały ją podwójne eliksiry.
~*~
    — Ron, dlaczego Hermiona i Harry usiedli z dala od ciebie i to w dodatku z Malfoyem? — zapytał Seamus.
    — Nie wiem — skłamał, wbijając wzrok w swój talerz.
    Po skończonym posiłku, wraz z chłopakami, w tym Paulem, udali się w stronę lochów.
~*~

   — Wejść!— krzyknął Snape, a uczniowie weszli do klasy.
Hermiona z Harrym usiadła w pierwszej ławce tak, by nie patrzeć na Rona. Zdziwiła się, gdy Draco usiadł obok nich.
    — Wiesz, że nie musisz — powiedziała Hermiona.
    — Czuję się niechciany — zaśmiał się.
    — Dobra, cicho, bo Snape nas przeklnie.
    — Nie, nas nie przeklnie, przeklnie Weasleya —  powiedział Draco, uśmiechając się.
    — Hej, Draco! Jak tam szlama? — zapytała Parkinson.
    Draco zerwał się na równe nogi i przyłożył jej różdżkę do gardła.
    — Co powiedziałaś?
    — Jak tam szlama? — powtórzyła z uśmiechem.
    Przycisnął różdżkę mocniej, aż usłyszał głos Snape'a.
    — Panie Malfoy, proszę odłożyć tę różdżkę — powiedział poważnym tonem. Sam, gdyby mógł, za nazwanie Hermiony szlamą przekląłby Parkinson kilkoma klątwami.
Draco odłożył różdżkę i usiadł obok Hermiony.
    — Co ty robisz? — zapytała go.
    — Nic. Wiem, że sam cię tak nazywałem, ale teraz tego nie zamierzam słuchać — powiedział i wlepił nos w książkę.
    — Na dzisiejszej lekcji uwarzycie eliksir skurczający — powiedział nauczyciel. — Do roboty. W książce macie przepis - mówiąc to, usiadł przy biurku.
Hermiona odnalazła w podręczniku przepis na wspomniany eliksir.

Skład:
Korzonki stokrotek
Figi
Dżdżownica
Śledziona szczura
Sok z pijawek


    Skupiła się całkowicie na swoim zadaniu. Od czasu do czasu pomogła Harry'emu, jednak Snape nie zwracał na to uwagi. Bardziej był zajęty gnębieniem Weasleya.
    — Weasley, co ty wyprawiasz?! — krzyknął.
    — Robię wszystko według przepisu, profesorze — odpowiedział spokojnie, choć się w nim gotowało. Wiedział jednak, że nauczyciel robi to tylko po to, żeby się na nim zemścić. Nie rozumiał do końca, dlaczego ten tłustowłosy nietoperz stoi za nią murem.
    — Nie postępujesz według przepisu. Zostało jasno napisane, że masz dodać jako ostatni składnik sok pijawki, a nie pijawkę! - krzyknął. — Robisz od nowa, masz czas do końca lekcji.
    — Ale lekcja zaraz się kończy — powiedział niepewnie.
    — Więc zapraszam pana do siebie dzisiaj zaraz po lekcjach. I nie wyjdzie pan, dopóki nie zrobi go poprawnie! — zasyczał.
    — Tak, profesorze.
    W tym momencie zabrzmiał dzwonek, a wszyscy uczniowie położyli na biurku podpisane fiolki z próbkami swoich eliksirów.
Wyszli, kierując się do sali obrony przed czarną magią.
Hermiona była z siebie zadowolona - pierwszy raz nie spanikowała, gdy Ron był w pobliżu. Może dlatego, że blisko był Snape, pomyślała.