Hej :)
Dzisiaj pierwszy rozdział - mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Jednak powiem Wam, że któregoś dnia wróg może okazać się lepszym przyjacielem, niż ten który jest nim naprawdę.
Zapraszam.
Liczę na opinie :)
~Tora no Hana
Pomimo tego, że przybyła do Hogwartu, Hermiona czuła że czegoś jej brakuje, nawet nie potrafiła określić tego słowami. Jednego była pewna - jej rodzice, Harry, Ron i wszyscy inni są bezpieczni. A przynajmniej ci, którzy są pod opieką dyrektora. Myśląc o tym cieszyła się, że zamieszkała w wieży Prefektów Naczelnych. Jedynymi jej współlokatorami stali się Krzywołap i Draco Malfoy, który dziwnym trafem dostał tą samą pozycję co ona. Co bardzo zdziwiło Hermionę, był fakt, że Malfoy - chłopak, który na każdym kroku był gotów nazwać ją szlamą - nie zachowywał się jakoś nadzwyczaj strasznie. W sumie mogła uznać, że Draco wcale nie jest taki zły.
Przecierając zmęczone oczy, Hermiona położyła się do łóżka, przykrywając się po uszy ciepłą i miłą w dotyku kołdrą czekając na sen. Chciała tylko nie spóźnić się na pierwsze śniadanie i podwójne eliksiry.
W końcu goniona setkami myśli, zasnęła.
***
Stała w samym środku otaczającej jej ciemności, była jedynym co widziała. Wokół siebie wyczuwała ogromną ilość magii, przytłaczającą, potężną od której włoski stawały dęba. Prócz tego śmiech, śmiech który dochodził zewsząd napawając ją przerażeniem.
W pewnym momencie pomieszczenie wypełniło światło, uważnie rozejrzała się na boki - po środku olbrzymiej sali stał tron, a ją samą otaczały dziesiątki ludzi w maskach. Wtedy je zobaczyła. Czerwone oczy, bez krztyny dobroci, widziała w nich tylko śmierć. Nic więcej. Pytanie było jedno, dostrzegła w nich swoją śmierć, czy może poprzednich ofiar?
Po pewnym czasie, do sali weszła czwórka mężczyzn w czarnych jak bezgwiezdna noc szatach i złotych maskach, znacznie różniących się od pozostałych. Nie to ją najbardziej zaniepokoiło. Strach przeszył ją niczym lodowaty wiatr, wdzierając się do jej świadomości. Czas się zatrzymał. Nie mogła krzyknąć, głos uwiązł jej w gardle. Stała, przerażona, przyglądając się jak nowoprzybyli prowadzą jej rodziców.
I wtedy odzyskała głos.
-Nie! - krzyknęła, ale szybki cios otrzymany od stojącej w pobliżu niej zamaskowanej osoby sprawił, że ponownie zamilkła. Nagle przemówił Ten, którego imię wywołuje powszechny strach, głębszy niźli można pojąć. Jego poddani w skupieniu czekali na słowa swego Pana.
-Witam was moi drodzy - powiedział głosem podobnym do syczenia węża - Jesteśmy dziś tutaj by się bawić... - zamilkł, a po sali przeszła fala śmiechu - Cisza - syknął Czarny Pan - Wybiorę osoby, które są godne naszej małej zabawy. Bello, bądź tak miła i zajmij się naszymi gośćmi, zasługują na to - Bellatrix skłoniła się nisko, dziękując za ten zaszczyt - Lucjuszu, zechciej towarzyszyć naszej drogiej Belli.
-To będzie dla mnie zaszczyt mój Panie - cicho odpowiedział, tak samo jak Bellatrix nisko się skłaniając, z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
-Skoro mamy komitet powitalny, nie każmy gościom czekać. Zaczynajmy!
Mężczyźni, którzy do tej chwili trzymali rodziców Hermiony, momentalnie ich puścili odsuwając się do tyłu.
-Crucio! - krzyknęła Bellatrix mierząc różdżką w matkę dziewczyny. Pod wpływem zaklęcia wiła się w spazmach bólu, jej krzyk odbijał się echem od ścian sali. Kolejne zaklęcie powodujące ból przeszyło powietrze jak trzask bicza. Hermiona nie wytrzymała. Czuła jak do oczu napływają jej łzy. Mimo wielkiego cierpienia widocznego na ich twarzach, nie mogła oderwać od nich wzroku. Pod wpływem chwili wykrzyknęła:
-Czego chcesz?! Zostaw ich! Masz mnie, zostaw ich! - jej głos był zachrypły, jakby gardło zostało poranione przez liczne ostrza. Odrzucając strach na bok, zrobiła krok do przodu i powtórzyła: - Czego chcesz?!
Wstał z tronu, a czarna szata zaszeleściła wokół jego nóg. Podniósł dłoń, dając znać Bellatrix i Lucjuszowi by zaprzestali tortur.
-Szlamo! Śmiesz pytać się czego chcę? Mnie? Jesteś jedynie oślizgłą, brudną szlamą, a oni - wskazał palcem na leżących na posadzce nieprzytomnych rodziców dziewczyny - Oni są tutaj przez ciebie - wyciągnął różdżkę i wycelował prosto w Hermionę - Crucio.
Opadła na ziemię zaciskając zęby z bólu. Nie wiedziała ile czasu spędziła wijąc się na zimnej posadzce, miała wrażenie, że minęła wieczność. Nagle ból zniknął, równie szybko jak się pojawił. Poczuła jak ktoś ją podnosi, silne ramiona, które bez najmniejszego problemu uniosły ją jak piórko. Będąc cały czas trzymana stanęła na przeciwko Voldemorta. Jego z pozoru cichy głos rozniósł się po całej sali.
-Severusie - syknął. Gdyby nie to, że to właśnie on ją trzymał upadłaby na sam dźwięk jego imienia. Był tutaj przez cały czas.. przemknęło jej przez myśl.
-Tak Panie - usłyszała. Snape lekko schylił głowę okazując szacunek.
-Zabierz ją, nie chce żeby ten stary głupiec zorientował się, że jego cenna szlama znikła.
-Tak mój Panie - wziął Hermionę za rękę i pociągnął za sobą. Już miał otwierać drzwi, gdy Voldemort zawołał:
-Mam nadzieję, że odpowiednio was ugościłem? - nic nie odpowiedziała, jedynie odwróciła głowę i patrzyła - W takim razie, jak widzisz, przyjęcie dobiegło końca!
Wciąż milczała. Przyglądała się jak unosi dłoń dając znak swoim śmierciożercom.
-Avada Kedavra! - wykrzyknęli jednocześnie, a strumień zielonego światła trafił prosto w jej rodziców.
-Nie - krzyknęła. Zaczęła się wyrywać, ale stojący obok niej Snape zaczął wypychać ją za drzwi - Nie! - krzyczała, wciąż się szamocząc.
***
Kiedy otworzyła oczy zobaczyła zaniepokojoną twarz Malfoya, który najwyraźniej coś do niej mówił. Ale wszystko było przytłumione i jakby dobiegało z oddali. Po chwili dźwięki wróciły, nadzwyczaj głośne. Wszystko to wydawało jej się dziwne, a już zwłaszcza fakt, że to właśnie Malfoy się o nią niepokoił.
-Granger! Obudź się. Do cholery obudź się!
Powoli zaczęła podnosić się ze stosu poduszek, znów słysząc jego głos. Teraz już była pewna, że jest w swoim pokoju, a nad nią sterczy Draco.
-Wstawaj Granger, idziemy do McGonagall.
Podał jej dłoń. Nic nie mówiąc poszli prosto do opiekunki Gryffindoru. Stojąc pod jej drzwiami, Draco zapukał pięścią do drzwi niemal wywarzając je z zawiasów. W ostatniej chwili udało mu się złapać Hermionę, która nagle zemdlała.
Ha! Pierwsza! :D
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział i cieszę się, że Draco nie jest aż takim dupkiem jak zawsze.
Czekam na następny rozdział :)
Pozdrawiam i życzę Weny
bullek
Jedziemy dalej. Pierwszy rozdział.
OdpowiedzUsuńHermiona jako prefekt naczelna - nie zdziwiłam się, jeśli chodzi o Draco to również nie, w końcu zawsze był tym "wzorowym" arystokratą ze Slytherinu.
Nigdy nie przepadałam za Draco. Jeśli był przyjacielem Hermiony - w porządku, nawet było to miłe. Ale Dramione... nie, nie i jeszcze raz nie. Ale co ja tam, przecież to Sevmione :D
Sen... cóż, nie dziwię się Hermionie. W końcu jest wojna, nigdzie nie jest bezpiecznie, a ona boi się o swoich rodziców. No i przyśnił jej się Severus ^.^
Opiekuńczy Draco... w sumie w porządku. Chociaż bardziej by mi pasowało, gdyby zabrał ją do Snape'a, nie dlatego, że chcę jak najszybciej, by się zeszli (choć to też prawda), ale dlatego, że Draco jest Ślizgonem i prędzej poszedłby do opiekuna Slytherinu, swojego ojca chrzestnego, niż McGonagall. Z drugiej strony McGonagall jest opiekunką Gryffindoru, a Hermiona Gryfonką, ale mimo to obstaję przy swojej wersji.
Podobało mi się, lecę dalej! :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen rozdział, on jest świetny C:
OdpowiedzUsuńHermiona - prefekt naczelna super, ale Draco, no w sumie opiekunem Slytherinu jest jego Ojciec Chrzestny, więc nic nowego ;))
Mam nadzieję, że w tym opowiadaniu będzie dla niej w pewnym sensie kimś bliskim, ale bardziej jako przyjaciel :3
Sen odniósł sukces, bo naprawdę świetnie opisane c;
Może nie jestem jakąś znawczynią co do tekstów, ale to było naprawdę świetne!
Zachęciło, czytam dalej!